Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gospodynie miejskie o miłości

Redakcja
Andrzej Muszyński
„Zwykle kocham całą sobą. Intensywnie. To mnie uskrzydla” - bydgoskiemu Kołu Gospodyń Miejskich spojrzeliśmy głęboko w oczy.
Czytaj też:
» Adam Repucha w Pianoli

Na ulicach mróz do minus dwudziestu stopni Celsjusza. Kto nie musi wyjść - zostaje w domu. Tymczasem drzwi bydgoskiej „Cafe Pianoli” otwierają się co chwilę, a mniej lub bardziej oszronione panie uwalniają się z kolejnych warstw odzieży. Po raz kolejny, startuje Koło Gospodyń Miejskich.

- Po pracy i domowych obowiązkach panie mogą się tu spotkać, czegoś się nauczyć, coś wspólnie zrobić - mówi pomysłodawczyni spotkań Dominika Kiss-Orska. - Dotychczas największym powodzeniem w ramach Koła Gospodyń Miejskich cieszyły się warsztaty tańca flamenco.

Przy jednym stole siadają starsze panie i studentki. Dzieci, które przyszły tu z mamami, biegają wokół lub zawzięcie rysują. Obok powiększa się grono robiących na drutach i szydełkujących pań i... panów. To Fundacja Bez Nazwy dzierga wielgachny szal, którym, w ramach projektu, chce opatulić bydgoski Stary Rynek.
Pomiędzy miejskimi gospodyniami chodzi Anna Tomasik, animatorka wielu warsztatów, artystka. Od lat robi w kulturze. Za kilka dni - walentynki. Dlatego zaproponowała paniom „sweterkowe” kartki walentynkowe. Wystarczą stare, kolorowe swetry, gruby papier, nożyczki i klej. Powstają małe arcydzieła o zadziwiającej fakturze.

- Kiedyś na wsiach były koła gospodyń wiejskich, panie się spotykały, przekazywały sobie sprawdzone przepisy kulinarne, dobrą energię i doświadczenie - przypomina Anna Tomasik. - Rozmawiały, jak postępować w życiu, w małżeństwie.

W Kole Gospodyń Miejskich robią to samo.

- Zanika ludzkość w ludziach. Niektórzy mają duży głód czucia drugiego człowieka i stąd renesans takich spotkań - uśmiecha się Anna i proponuje, żeby skomercjalizowane walentynki przetrawić po swojemu. Nie kupować chińskiej kartki z życzeniami, tylko zrobić własną ze starego swetra, który kochałyśmy.
- Mam wrażenie, że wokół nas jest dużo ludzi, którzy nie kochają nikogo, począwszy od siebie samych - diagnozuje. - Wiedzą, że jest coś takiego jak miłość i bardzo chcieliby ją przeżyć. Natomiast nie mają pojęcia, jak to zrobić. I to jest chyba problem z uczuciami u współczesnego człowieka.

- Z miłością jest jak z chlebem powszednim, bez którego nie da się żyć - dodaje Ola. Wyczytała w gazecie o zajęciach flamenco. Spodobały się jej. Później dowiedziała się, o innych spotkaniach. Teraz wycina sweterkowe serca i zapewnia, że bez uczucia dusza krwawi. - Nie da rady bez nich żyć, dlatego zawsze trzeba sobie znaleźć odpowiedni obiekt, w którym ulokujemy nasze uczucia. Moje mają adresata, który czeka na mnie w domu.

Dodaje, że jak każdy, od czasu do czasu ma potrzebę wyjścia z domu i spotkania się z innymi ludźmi. Koło Gospodyń Miejskich to umożliwia.

- Walentynki są skomercjalizowanym świętem, a uczucia są na co dzień - podkreśla Katarzyna, zapalona koniara. Niedawno przeprowadziła się do Bydgoszczy z Poznania. Szukała miejsca, w którym mogłaby ciekawie spędzić czas i poznać fajnych ludzi. Do Koła Gospodyń Miejskich przyszła z Mariuszem, który z laptopem przysiadł na antresoli, by nie przeszkadzać paniom. Z góry zerka na szydełkującą obok grupę. - Kiedyś babcia nauczyła mnie szydełkowania, gdybym wiedział, że tu będzie taka okazja, to może bym się przyłączył - zastanawia się. - Ludzie w miastach pozamykali się w swoich mieszkaniach. Poruszamy się trasami: dom - praca - dom.

Mariusz z Katarzyną poznali się przez Internet. Zdecydowali się zamieszkać razem. Zaintrygowało ich hasło: Koło Gospodyń Miejskich. - No dobra, czym mogą się zajmować gospodynie w mieście?! Okazało się, że fajnymi rzeczami.
Mariusz (pesel bliżej pięćdziesiątki) twierdzi, że warto się zakochać w każdym wieku. Nie miał obaw o kontakty przez internetowe łącze. - Tam łatwiej nawiązać kontakt, ale czy jest on dobry - to już sprawa dyskusyjna - mówi. - W sieci jest sztuczna lub prawdziwa anonimowość. Czasem przez sieć łatwiej powiedzieć coś, co z trudem przeszłoby przez usta w realu.

Anastazja Fiałkowska na co dzień zajmuje się rękodziełem - prowadzi z mamą Małgorzatą - Centrum Hobbystyczne „Faramuszka”.

- Lubię się uczyć, a podczas takich zajęć jak te zawsze coś nowego poznaję, a później mogę to wykorzystać w swoich inspiracjach. Na co dzień mamy mało czasu, a tu przyszłam z mamą i siostrą. Każda z nas lubi manualne prace, dlatego wszystkie zgodziły się na udział w spotkaniach bez oporów. Walentynki? Hmmm. To nie jest potrzebne. Jeśli ludzie się kochają, to okazują sobie uczucia codziennie, a nie raz do roku. To raczej komercja, na której można zarobić. Jeśli jesteśmy zakochani, to walentynki możemy obchodzić codziennie.

Anastazja zapewnia, że mąż jest zadowolony, że ona urywa się na babskie wieczory do Koła Gospodyń Miejskich. - W tym czasie może odwiedzić swoją mamę, a później nas stąd odebrać i podziwiać, co nowego zrobiłam - dodaje Anastazja.

Małgorzata, mama Anastazji. - Na pomysł córki zareagowałam entuzjastycznie, bo uwielbiam robótki ręczne. Są kobiety, które nigdy ich nie zaprzestały, a inne dziewczyny dopiero uczą się, wraca moda na robienie na drutach czy szydełkowanie. Jeśli nie nauczyła tego babcia czy mama, to trzeba szukać wzorców gdzie indziej.

- Z uczuciami jest tak, że wszystko zależy od tego, jak się komu życie ułoży - dodaje Małgorzata. - Jedni mają spełnione uczucia, inni ciągle czegoś szukają, są w ciągłym niedosycie.

- Przed uczuciami nie uciekniemy. Z różnym nasileniem darzymy nimi dzieci bądź partnerów - mówi Anna Jarocińska ?- Zwykle kocham całą sobą. Intensywnie. I bardzo się z tego powodu cieszę, bo to mnie uskrzydla. Miłością mogę emanować na dzieci, to również jest cenne. Pomysł takich spotkań jest świetny, taka babska integracja. Nawet w tęgi mróz chciało się nam wyjść z domu.

Anna Karaszewska jest kobietą zapracowaną. Ma firmę reklamową. Dużo pracuje. Na szczęście jest bardzo zakochana i niedawno wyszła za mąż. - Miłość jest niesamowicie ważna w naszym życiu.

Anna Dworacka najpierw przyszła do „Pianoli” z córką na bajki. Spodobał jej się klimat.
- Nie rozmawiajmy o uczuciach, bo jestem wiecznym samotnikiem - przekonuje Anna wycinając kolejne serduszko. Dodaje, że uczucia czasem bolą. Po niedobrych doświadczeniach stwierdziła, że chyba bez nich będzie jej lepiej. Pewnie, że się za nimi tęskni, ale mniej boli.

Bogna i Monika, studentki polonistyki w środku sesji zrobiły sobie odpoczynek w „Pianoli”. Dwa egzaminy już za nimi, za chwilę następne. Spodobała im się idea spotkań. - To nie jest wyjście ze znajomymi do pubu i pogadanie - tu coś się dzieje, robimy jakieś gadżety. - Jestem zakochana od czterech lat w tym samym mężczyźnie i jestem „za” uczuciami - deklaruje Bogna. - Na ten temat mogę mówić tylko pozytywnie.

Monika ciągle szuka i ma nadzieję, że znajdzie.

Anna Tomasik jedną kartkę walentynkową zrobi dla swojego byłego, a drugą - dla być może przyszłego partnera.

- Wszystkie miłości traktuję jako coś pozytywnego. Pielęgnuję to, co może przydać się w przyszłości. Nie rozgrzebuję sarkofagu przeżytej miłości. Biorę z niej same pozytywy.

Zapewnia, że taka postawa otwiera nas na przyszłe doświadczenia. W końcu następne walentynki już za rok.

Zobacz też:

Protest przeciwko ACTA

Nieruchomości bliżej ciebie

Photo Day 20.0 w Ostromecku

Plebiscyt Nadzieje Mojego Miasta
Dołącz do MMBydgoszcz.pli napisz artykuł! Poinformuj nas, co się dzieje w mieście. Pochwal się swoimi zdjęciami, komentuj wpisy i załóż własnego bloga!
» dodaj artykuł
» dodaj zdjęcia
» dodaj wydarzenie
» dodaj wpis do bloga
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto