Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

In vitro dla bydgoszczan, ale nie w Bydgoszczy. "Dlaczego mamy jeździć do Niemcza i Łodzi"

Redakcja
Zapisy do bydgoskiego programu in vitro zaczną się w kwietniu.  Można liczyć na 5 tys. zł jednorazowej refundacji procedury.
Zapisy do bydgoskiego programu in vitro zaczną się w kwietniu. Można liczyć na 5 tys. zł jednorazowej refundacji procedury. Pixabay
Kilka dni temu poznaliśmy wybranych w konkursie ofert realizatorów miejskiego programu refundacji in vitro. Są nimi Klinika Zdrówko z Niemcza i Gameta-Szpital z Łodzi. Potencjalne pacjentki z Bydgoszczy są zaskoczone takim wyborem. „Czy konkurs na pewno był przeprowadzony rzetelnie i transparentnie?” - pyta jedna z nich.

„Moją jedyną szansą na dziecko jest poddanie się zabiegowi in vitro. Nie będę ukrywać, że wiedząc o planach samorządu wstrzymywałam swoje leczenie, oczekując na możliwość skorzystania z refundacji” - napisała do nas bydgoszczanka, która jest pod opieką jednej z bydgoskich klinik zajmujących się leczeniem niepłodności.

Kobieta nie kryje, że mocno się zdziwiła, gdy przeczytała o tym, które ośrodki wygrały konkurs. „Byłam pewna, że doświadczona klinika, [ta, w której się leczy - przyp. red.] która ma sieć innych placówek w Polsce, a do tego znajduje się w sercu miasta, będzie jednym z realizatorów. Czy moglibyście Państwo sprawdzić, na jakiej podstawie program ma być realizowany w placówce, która znajduję się pod Łodzią? Z kolei Klinika Zdrówko jest w Niemczu. To niewielki ośrodek, co do którego są różne opinie” - pisze.

Czytaj także: Miejski program in vitro w Bydgoszczy wreszcie startuje! [zasady, zapisy]

Bydgoszczanka zwraca uwagę, że nie poinformowano o składzie komisji eksperckiej, która zdecydowała o wyborze tych ofert, a także o kryteriach, jakie brała pod uwagę. „To nie tylko moje wątpliwości” - pisze.

Pytamy o to w Biurze ds. Zdrowia i Polityki Społecznej bydgoskiego ratusza. - W komisji znaleźli się specjaliści - między innymi prof. dr hab. n. med. Mariusz Dubiel, konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii, mgr Anna Siwek, konsultantka wojewódzka w dziedzinie pielęgniarstwa ginekologicznego i położniczego, a także dr n. med. Grzegorz Ludwikowski oraz przedstawiciele naszego biura - wymienia jego szefowa, dr Agnieszka Bańkowska.

Informuje też o przebiegu konkursu. - Oferty wybranych realizatorów zostały ocenione najwyżej, otrzymując 92 i 87 punktów na 100 możliwych i w związku z tym zostały zarekomendowane prezydentowi Bydgoszczy jako najkorzystniejsze - mówi. - Ocena ofert składała się z dwóch etapów. W pierwszym, formalno-prawnym można było zdobyć 20 pkt. W drugim, merytoryczno-finansowym 80 pkt. Rzetelność i transparentność konkursu polegały właśnie na tym, że wszystkie oferty zostały ocenione wg tych samych kryteriów, nie deklasując żadnej z nich z uwagi np. na lokalizację czy inne czynniki, które nie podlegały ocenie.

Szefowa biura wskazuje, że konkurs był otwarty. - A to oznacza, że przystąpić mogły do niego wszystkie zainteresowane podmioty, bez dyskryminowania z uwagi na lokalizację. Jest to praktyka stosowana również w innych miastach - mówi.

Sprawdziliśmy, jak ta kwestia jest rozwiązana w miastach, które realizują podobne programy. Większość z nich na operatorów wybrała lokalne kliniki. Tak jest np. w Poznaniu, Gdańsku (kliniki na terenie Trójmiasta) i Łodzi.

Są jednak wyjątki. Jednym z nich jest Słupsk, który na realizatorów programu wybrał jedną słupską klinikę i kilka innych - m.in. z Trójmiasta i Łodzi. Drugim Częstochowa, która daje aż 7 ośrodków do wyboru. Żaden z nich nie znajduje się na terenie miasta. Z jednej przyczyny.

- Z takiej, że po prostu nie mamy na miejscu tego typu placówki - mówi nam Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy urzędu miasta w Częstochowie. - Nasz program realizują kliniki w Katowicach, Krakowie, Warszawie, a nawet w odległym Białymstoku. Miło mi przy okazji powiedzieć, że dotąd w ramach realizacji programu w Częstochowie urodziło się już 40 dzieci - dodaje.

Bydgoszczanka, która do nas napisała, nie widzi sensu, by pary zainteresowane przystąpieniem do programu jeździły do Rzgowa, pod Łódź, bo właśnie tam znajduje się Gameta, jedna z placówek wybrana w bydgoskim konkursie ofert. „To prawie 4 godziny drogi, dodatkowe koszty, problemy organizacyjne, stres, bo jedzie się do ludzi, których się nie zna” - pisze.

Według dr Agnieszki Bańkowskiej, część potencjalnych uczestniczek bydgoskiego programu uważa inaczej. - Artykułują chęć skorzystania z procedur poza miejscem zamieszkania, argumentując to większą anonimowością i zachowaniem intymności - komentuje. - Korzystanie z usług medycznych poza miejscem zamieszkania jest praktykowane i dotyczy to również programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Gwarancja najwyższej jakości usług medycznych nie powinna być deprecjonowana z uwagi na odległość od miejsca zamieszkania - kończy.

Dodaje też, że od momentu rozstrzygnięcia żadna placówka, której oferta nie została wybrana, nie zgłaszała roszczeń do bydgoskiego urzędu miasta.

PiS obiecuje: 500 plus na pierwsze dziecko, "13" emerytura dla najstarszych

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: In vitro dla bydgoszczan, ale nie w Bydgoszczy. "Dlaczego mamy jeździć do Niemcza i Łodzi" - Gazeta Pomorska

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto