Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie jesteśmy mordercami. Kajakarstwo w Bydgoszczy

Redakcja
Do zawodów w maju jeszcze daleko, jednak kajakarze już od ...
Do zawodów w maju jeszcze daleko, jednak kajakarze już od ... sxc.hu
Do zawodów w maju jeszcze daleko, jednak kajakarze już od początku lutego trenują na rzece. Warunki atmosferyczne nie są im straszne. Dziś odpierają zarzuty ornitologów: - Nie płoszymy łabędzi. Z ich powodu skróciliśmy nawet dystans treningów.

Zawodnicy Astorii mimo, że jeszcze przed chwilą gdzieniegdzie leżał śnieg, już odkurzyli kajaki i trenują na Brdzie. Walentynkowe popołudnie spędzili więc na wodzie. Z miłości do sportu. Nie jest to jednak łatwa miłość. Temperatura, choć już nie minusowa, nadal paraliżuje czucie w dłoniach. Nie wspominając o lodowatym powietrzu i jeszcze zimniejszej wodzie. Dreszcz przechodzi po plecach już na samą myśl? Dla kajakarzy jest to chleb powszedni. W cienkich kombinezonach i bez rękawiczek przecinają rzeczne fale.

- Gdy wieje mocny wiatr, ubierają rękawice ochronne - mówi z uśmiechem Marek Błaszak, trener kajakarzy - Dłonie są wilgotne, do tego jeszcze wiatr. Odczuwalność temperatury jest zwiększona. Z czasem jednak organizm się rozgrzewa, dłonie też się przyzwyczajają. Więc zawodnicy zdejmują rękawiczki, bo im za gorąco. Kajakarze nie narzekają na temperatury, mają na sobie termoaktywną odzież, która chroni ich przed zimnem - dodaje.

Prysznic po wywrotce

Gorzej, jeśli kajakarz wpadnie do wody. Wtedy liczy się szybka reakcja: podpłynąć do brzegu, biegiem do hangaru i ciepły prysznic. Sprzętem zajmują się koledzy z drużyny i trener. Bo najważniejsze jest przecież zdrowie.

- Oni są przygotowani na kontakt z wodą - zapewnia Dariusz Białkowski, prezes WTS Astoria - W końcu trenują czasami nawet kilkanaście lat. Jednak najlepszego pływaka może dopaść szok termiczny, albo po prostu panika wywołana wywrotką. Małe szkraby na wszelki wypadek wychodzą na wodę w kamizelkach ratunkowych. Poza tym nigdy nie pływa się samemu. Tu panuje zasada wzajemnej asekuracji. Robimy swoje, ale patrzymy, co się dzieje dookoła. Może się wiele rzeczy przydarzyć - zapewnia.

Dlaczego tak szybko wypłynęli na wodę? Przygotowują się do startu w Mistrzostwach Polski, które odbędą się pod koniec maja. Wydawać by się mogło, że jeszcze sporo czasu przed nimi. Nic bardziej mylnego. W kajakarstwie liczy się każda spędzona na wodzie godzina. Więc gdy tylko roztopią się kry, wodniacy wskakują do kajaków.

- Trzeba wrócić do techniki wiosłowania, przepłynąć wiele kilometrów - wylicza trener - Po ciężkim, zimowym okresie przygotowawczym, gdy pływanie po Brdzie jest niemożliwe, to ten moment wejścia na wodę jest wręcz kluczowy. Zostały nam właściwie trzy miesiące trenowania. Nasi zawodnicy pływają około 2 tys. kilometrów rocznie, juniorzy trochę mniej, ze średnią prędkością 10 kilometrów na godzinę. Jeśli 30 dni wykluczymy z treningu - mamy 300 kilometrów mniej. To ogromna strata. Sukcesy motywują nas do walki. Mamy przecież olimpijczyka, więc jest się czym chwalić! - patrzy z dumą na prezesa Białkowskiego, dwukrotnego brązowego medalistę olimpijskiego.

Dziesięć sekund i... plum

Jak wiele pracy kosztuje osiąganie takich sukcesów? Treningi odbywają się dwa razy dziennie, przed zajęciami w szkole i po lekcjach. Astoria ma dwa własne baseny, siłownię, salę gimnastyczną i halę sportową. Zrewitalizowano bulwary przy mostach, więc można też biegać. No i najważniejsze - pływanie po Brdzie. Na wodę wchodzą już dzieci z piątych i szóstych klas szkół podstawowych. Młodszy zawodnik zaczyna na stabilnych łódeczkach, stopniowo dochodzi do pływania kajakiem wyczynowym. To co najmniej rok pracy.

- Kajak wyczynowy i turystyczny to dwie zupełnie różne rzeczy - zapewnia Dariusz Białkowski - W ciągu dwudziestu lat spotkałem jeden przypadek, w którym dziewczynka usiadła i wytrzymała w wyczynowym dłużej niż dziesięć sekund. Najczęściej wszyscy od razu wpadają do wody.

Za rok sekcja kajakowa będzie świętować pięćdziesiąte urodziny. Radość z jubileuszu przyćmiewa jednak zamieszanie wokół Astorii wywołane przez ornitologów, którzy twierdzą, że kajakarze płoszą łabędzie zimujące na Brdzie. Ptaki - zdaniem ornitologów - uciekają i w panice uderzają w mosty lub wpadają pod koła samochodów.

Nie jesteśmy mordercami

- Nie ma takiej opcji, by kajakarze celowo wpływali w stado łabędzi - zaprzecza zarzutom Białkowski - To bzdura. Przy ogromnej wywrotności kajaka zawodnik zrobiłby krzywdę po pierwsze sobie, a nie zwierzęciu. Ptak jest ciężki i ma taką rozpiętość skrzydeł, że w momencie kolizji z kajakiem, to człowiek na pewno wylądowałby w wodzie - stwierdza.

- Od pięćdziesięciu lat jesteśmy usytuowani na odcinku od Królowej Jadwigi do mostu kolejowego. I nigdy nie było konfliktu między zawodnikami a ptactwem wodnym - zapewnia trener - Dla dobra zwierząt skróciliśmy dystans. Wcześniej pływaliśmy aż do śluzy, teraz już tylko do mostu Królowej Jadwigi. My wychowujemy młodzież. A jesteśmy ostatnio piętnowani jako mordercy łabędzi. To jest absurd. Mówienie takich rzeczy jest bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. Pracuję z młodzieżą prawie czterdzieści lat i nie godzę się z taką opinią. Gdybyśmy krzywdzili zwierzęta, to jakim przykładem bylibyśmy dla tych dzieciaków? Czy rodzice darzyliby nas zaufaniem? - pyta.

Bo członkostwo w sekcji kajakarskiej to nie tylko sport, ale również przyjaźnie na całe życie. W końcu trenuje się nawet przez kilkanaście lat!

- Spotykamy się codziennie przez kilka lat. Przychodzi do nas dziecko z podstawówki, które kończy karierę będąc już dorosłym człowiekiem. Razem jeździmy na obozy, wspólnie odbywamy treningi, dopingujemy się na zawodach, świętujemy zwycięstwa lub wspieramy w razie porażki - przyznaje trener - Czasami przychodzi do nas była zawodniczka, świeżo upieczona mama z dzieckiem w wózku i mówi, że za trzy lata przyprowadzi je na treningi. A ja się śmieję, że już chyba będę na emeryturze. To bardzo miłe, że ktoś pamięta, ile czasu tu spędził oraz jak wiele trudu włożyliśmy w jego karierę i wychowanie. Często spotykamy się na spływach, piszemy do siebie maile. Turystyka kajakowa rozwija się na bazie sportu wyczynowego. Do kajaka ciągnie nas przez całe życie! - dodaje z uśmiechem.

Wychowanie dobrych ludzi

Bydgoszcz szczyci się zawodami wodnymi. Jednak sukcesy nie biorą się z nikąd. Jest łącznie osiem wodnych klubów wyczynowych - kajakarzy i wioślarzy. Brda to rzeka, która żyje. W wakacje poza kajakami pływają nią tramwaje wodne, żaglówki. Mamy także barki pełniące rolę kawiarni.

- Sporty wodne trenuje tu około tysiąca osób - wylicza Dariusz Białkowski - Jeśli wszystkie grupy funkcjonują tyle lat, to oznacza, że robią coś dobrego - dla miasta, dla młodzieży i garnących się do tego sportu dzieci.

- Naszym celem jest ich wychowanie na osiągających dobre wyniki sportowców i - co jest równie ważne - na dobrych ludzi. Takie jest motto naszej pracy - podkreśla Marek Błaszak.

Patrycja Szopiera

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto