Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roman Wojciechowski, dyrektor ZSE: Trzeba pilnować, by sukces osiągnął każdy uczeń

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
Zespół Szkół Elektronicznych zajął 5. miejsce w 13. edycji rankingu szkół ponadgimnazjalnych "Perspektyw" i "Rzeczpospolitej", jako technikum. O szkole, wyzwaniach na ten rok, roli pedagogów opowiada nam dyrektor ZSE – pan Roman Wojciechowski.

Jakie ma pan odczucia po odebraniu nagrody?
- Roman Wojciechowski:
Przede wszystkim czuję zadowolenie z tego, że po raz pierwszy dostrzeżono młodzież kształcąca się w technikach, zawodowo. W poprzednich rankingach organizowanych przez Fundację Perspektywy i „Rzeczpospolitą” brano pod uwagę szkoły maturalne w jednej kategorii, oceniając liczbę olimpijczyków. Tymczasem nie tylko to świadczy o szkole. Trudno zresztą porównywać licea z technikami. W szkołach obowiązuje ta sama podstawa programowa, ale młodzież licealna więcej godzin poświęca na naukę przedmiotów ogólnokształcących, a uczniowie technikum – na kształcenie zawodowe. Zawsze byliśmy postrzegani jako szkoła, która kształci dobrze, ale nie było łatwo konkurować z liceami, które mają m.in. więcej olimpiad, ze względu na profil nauczenia.
W tym roku udało się dokładniej zmierzyć osiągnięcia. Czuję jeszcze jednak pewien niedosyt: bo można też było wziąć pod uwagę wyniki egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe…

Wymierne wyniki to jedno, ale szkoła jest też chyba przyjazna uczniom, wszechstronna...
- Wiele spośród szkół, które w tym rankingu wypadły gorzej, zasługuje na uznanie z powodu swojej działalności, m.in. związanej z oferowaniem uczniom dodatkowych możliwości rozwoju. My na przykład kształcimy też w kierunku muzycznym. Orkiestra, która istnieje już 41 lat (a szkoła ma 42 lata) uczy gry na instrumentach i osiąga wiele sukcesów. Grupa licząca ok. 50 osób chętnie przychodzi na zajęcia, także w weekendy, by ćwiczyć. Uważam, że każdy uczeń ma określone predyspozycje i nie można wymagać od niego, żeby był dobry we wszystkich dziedzinach – lepiej, jeśli potrafi wybrać coś, co go interesuje, co uznaje za potrzebne i na tym się koncentruje, by w czerpać z wiedzy radość, ale też dzięki niej móc np. utrzymać rodzinę.

Jak długo jest pan dyrektorem?
- 13 lat. Trzy lata byłem wicedyrektorem, od prawie 40 lat jestem tu nauczycielem.

Co udało się panu przez te wszystkie lata zrobić? Jak zmieniła się szkoła?
- W tej szkole pojawiłem się w 1968 roku jako uczeń. W 1972 roku, po szkole średniej, kiedy brakowało nauczycieli przedmiotów zawodowych, przyjąłem propozycję nieżyjącego już dyrektora Zdzisława Hermana i zacząłem tu uczyć, studiując wieczorowo. Obserwowałem więc od dawna, jak rozwija się szkoła. A rozwijała się dzięki pracownikom i dyrektorom – panu Harmanowi, którego z łezką w oku wspominają absolwenci, Andrzeja Przeczewskiego, który też wprowadził wiele innowacji… W okresie mojego dyrektorowania nastąpił burzliwy rozwój elektroniki i cyfryzacja. Uczniowie, w ramach egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe, wykonywali prace dyplomowe, a moim pomysłem było połączenie tych prac z modernizacją szkoły. Dzięki temu szkoła się przeobraziła. Pieniędzy zawsze brakowało, dlatego cieszę się, że udało nam się tak pożytecznie zaangażować uczniów i rodziców związanych ze szkołą.

Czy obserwuje pan jakieś sukcesy swoich absolwentów?

- Nie jesteśmy szkołą, która kształci wybitnych ludzi, piastujących ważne stanowiska, jak np. minister spraw zagranicznych pan Radosław Sikorski… ale nasi uczniowie odnoszą sukcesy w dziedzinach, w których pracują. Chociaż i w polityce często też się odnajdują, bo np. poprzedni wiceprezydent pan Maciej Grześkowiak był absolwentem tej szkoły, wiceprezydent Jan Szopiński też kształcił się w ZSE. Absolwenci szkoły często wracają do niej jako nauczyciele – w tej chwili ponad 20 nauczycieli to właśnie oni, niekoniecznie po kierunkach technicznych, ale np. po historii. Myślę, że wielu absolwentów robi coś pożytecznego.

Jaka jest dzisiejsza młodzież, widziana oczyma dyrektora?

- Świat się zmienia, zmieniają się technologie, wyzwania, zmieniają się też uczniowie, chociaż pewne cechy pozostają podobne. Są uczniowie, którzy identyfikują się ze szkołą, ze środowiskiem, chcą robić coś dobrego, chociaż zdarza się, że my, starsi, nie rozumiemy ich języka, mody, slangu, co jest normalnym dystansem międzypokoleniowym. Nie można powiedzieć, że młodzież jest gorsza, chociaż być może z powodu pogoni za pieniądzem, w rodzinach często dochodzi do utraty kontaktu, co przekłada się na problemy wychowawcze, kłopoty w nauce. To najczęściej nie jest wina młodzieży. Ale problemy muszą być, świat nie może być cukierkowy, ważne tylko, by przezwyciężać trudności.

Jaki powinien być nauczyciel?
- Wymagający, ale przyjazny, dający uczniowi poczucie, że może liczyć na jego pomoc. Ważne, by nie traktował pracy w szkole wyłącznie jako pracy zarobkowej.
Jest takie grono pedagogów, którzy być może nawet budzą strach, ale po latach, z perspektywy czasu, uczniowie często chwalą właśnie ich. Zdarzyło się kiedyś, że uczeń nie przeszedł do następnej klasy z powodu matematyki, po czym poprosił mnie, by trafił do klasy, którą uczy ta sama matematyczka, bo cenił jej wymagania. Nie chodzi tu tylko o wymagania czysto przedmiotowe, ale i też te związane ze stylem bycia czy ubiorem. One tworzą pewną formułę, która w życiu się później przydaje.
Nie znaczy to wszystko oczywiście, że nauczyciele nie mają wad, bo oczywiście są tylko ludźmi...

Jakie ma pan plany, cele na ten rok?
- W najbliższym czasie przystępujemy do analizy projektów dotyczących zmian w szkolnictwie zawodowym w kraju. Nauczyciele w zespołach wypracują strategię na kolejne lata. Ministerstwo zamierza stawiać na kształcenie praktyczne. Jesteśmy w okresie, kiedy na rynku pracy zacznie brakować wykształcenia w zawodach robotniczych. Humaniści, ludzie z wykształceniem wyższym czy średnim, nie będą remontować mieszkań, naprawiać sprzętu AGD, budować dróg. Szkolnictwo zawodowe na poziomie robotniczym zostało na wiele lat zaniedbane. W zawodach robotniczych z reguły kształciła się młodzież z rodzin uboższych, nieinteligenckich, w związku z czym warto by było zapewnić wsparcie takim uczniom. Kiedyś w szkołach przyzakładowych osoby kształce się na poziomie robotniczym już dostawały jakieś gratyfikacje. W Niemczech, gdzie niż demograficzny jest większy, pojawiają się propozycje kształcenia dla gimnazjalistów z Polski. Ponieważ potencjalni uczniowie to często dzieci z rodzin biednych, pozyskanie takich uczniów wiąże się z koniecznością zapewnienia im od razu możliwości wykonywania zawodu, otrzymywania pieniędzy. Wielu z nich chce bardzo szybko zacząć pracować. Państwo mogłoby np., jak inne rządy, dotować szkolnictwo zawodowe bezpośrednio albo przez ulgi podatkowe dla pracodawców kształcących młodzież. To jest dla nas wyzwanie na najbliższy czas.

Czy ma pan jakieś motto jako dyrektor?

- Uważam, także w kontekście rankingu, który jest oczywiście istotny, że najważniejsze jest to, by uczeń po szkole umiał się znaleźć w środowisku, na świecie, w kraju. Najlepsi, olimpijczycy nie są w szkole najważniejsi. Trzeba pilnować, by sukces odniósł każdy, by każdy był w czymś dobry. Uczniowie wszechstronni często słabiej radzą sobie w życiu niż ktoś, kto wcześnie wybrał jeden ulubiony przedmiot. Jeśli ktoś ma kłopoty np. z językiem polskim, dobrze, by nauczyciel polskiego rozumiał, że zamiast tego uczeń jest np. dobrym elektronikiem. Ważne jest dla mnie to, by w szkole każdy czuł, że ma wybór.

od 16 lat
Wideo

Widowiskowy egzamin dla policyjnych wierzchowców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto