Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Żona Oficera" - film o tragedii rodzin ofiar Katynia jutro na Plus Camerimage 2010

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Jutrzejszy program sekcji dokumentalnej Plus Camerimage zamknie, o godz. 21.45, film „Żona oficera” („The Officer’s Wife”) – amerykański fabularyzowany dokument na temat zbrodni katyńskiej.

Twórcą filmu jest Piotr Uzarowicz, Amerykanin, którego dziadek Mieczysław Uzarowicz zginął w Miednoje. Rozmawiamy z reżyserem o jego rodzinnej historii, pracy nad filmem i o tym, jak „Żona oficera” otwiera amerykańskim widzom oczy na tragiczny wycinek polskiej historii.

Przyleciałeś z Los Angeles. Dlaczego tak dobrze mówisz po polsku?
- Piotr Uzarowicz:
Urodziłem się w Chicago, moi rodzice są polakami, a język polski był więc pierwszym językiem, jaki poznawałem w domu. Angielskiego uczyłem się z telewizji i w przedszkolu.

Czujesz w sobie polskość?
- Teraz chyba trochę bardziej niż dawniej. W młodości często spędzałem letnie wakacje w Polsce, dziadkowie mieszkali w Łodzi. Ten kraj wydawał mi się wtedy dziwny. W związku z produkcją filmu, historia i kultura Polski są mi teraz oczywiście bliższe.

Skąd temat – Katyń?
- Parę lat temu przyjechał z przemówieniem do Chicago Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr Andrzej Kunert. Mam powiedziała, żebym poszedł go posłuchać, zobaczył co ma do powiedzenia. Ja myślałem wtedy, że wiedziałem czym był Katyń, a dr Kunert zaniepokoił mnie faktem, do jakiego stopnia Stany Zjednoczone i Anglia Katyń ukrywały. Zresztą w przypadku Anglii do dziś jest podobnie, natomiast w Stanach w tym roku odnalazły się dokumenty, według których w późnych latach 50, prowadzone były rozmowy między Departamentem Stanu a Białym Domem na temat tego, jak wyciszyć sprawę katyńską. To ciekawe i z tego punktu zabrałem się do pracy.

Jak ta praca wyglądała?
- Zacząłem od tego, że mój dziadek był oficerem, został zamordowany w Katyniu. Niewiele o nim wiedziałem. Mój tata nigdy nie mówił ani o ojcu, ani o swoich przeżyciach, zwłaszcza o tym, jak był z mamą i braćmi na Syberii. Ani słowa, przez całe życie! Zacząłem film o dziadku, a po jakimś czasie mój tata zmarł. Przeglądając jego dokumenty, znalazłem w skrytce bankowej dziennik mojej babci i kilka zdjęć oficera i pocztówkę napisaną po rosyjsku i po polsku. Zacząłem czytać i wiedziałem już, że opowieść nie będzie dotyczyła wyłącznie dziadka, ale i rodziny, bo to tragedia rodzinna, która jest o wiele większa niż 20 tys. zastrzelonych osób. Jest to oczywiście straszne, ale dla tych ofiar sprawa skończyła się szybko, a dla rodzin – nie skończyła się nigdy. Właśnie na tym się skoncentrowałem. Podróżowałem po całym świecie, czytałem dokumentacje. Byłem w Anglii, w Kanadzie, w Polsce, na Ukrainie, w Rosji, w wielu miejscach w Stanach. Nakręciłem bardzo dużo materiału, wiele wywiadów.

Jak doszło do współpracy z Janem Kaczmarkiem?

- Jako autor muzyki filmowej był on dla mnie na pierwszym miejscu. Wczesną wersję swojego filmu zmontowałem z jego muzyką z innych filmów i wysłałem mu kopię z listem. Zadzwonił dzień czy dwa dni później i powiedział słuchaj, przyjedź, musimy porozmawiać o twoim projekcie.

Jak Amerykanie reagują na „Żonę Oficera”?

- Naprawdę emocjonalnie, są wzruszeni. Wielu z nich nie wiedziało o Katyniu. Pierwszą reakcją często jest pytanie: dlaczego dopiero teraz o tym słyszymy? Dlaczego Stany i Anglia to ukrywały? Niewiele wiedzą, a chcą wiedzieć. Udało mi się przyciągnąć do tego projektu wiele osób z Hollywood, by zaangażowały się z pasji, zechciały pomóc przy realizacji tego tematu. Żeby zachód trochę więcej się o tej sprawie dowiedział.

Nawiązałeś do tragedii pod Smoleńskiem?

- Prawie ostateczną wersję filmu miałem jakieś trzy dni przed wypadkiem. Obudziłem się w sobotę, bo zadzwonił telefon: włącz telewizor, nie uwierzysz. Patrzyłem i byłem w szoku. Dałem sobie trochę czasu, po czym zmontowałem epilog. Musiałem to zrobić, bo kilku z moich rozmówców było na pokładzie tego samolotu. Chciałem oddać im hołd.

Ta produkcja to chyba wyjątek na tle innych?

- Tak. Początkowo nie miał to być film dokumentalny. Myślałem o Katyniu pod kątem fabuły, ok. 7 lat temu. Zacząłem coś tworzyć, kiedy dowiedziałem się, że Wajda robi to samo. Pomyślałem: nie będę się przecież ścigać z Wajdą, stąd zmiana kierunku na dokumentalny. Poza tym zajmowałem się przez 6 lat teatrem - w Chicago, w Los Angeles - a potem skupiłem się na filmie. Teraz montuję, przypadkowo znowu dokumentalny, film i szykuję fabularny na następny rok. Ale na razie za wcześnie, by więcej o tym powiedzieć.

Jak odbierasz film Wajdy?
- Cieszę się, że powstał, bo był potrzebny. Jako Amerykanin wiem jednak, że Amerykanie nie zrozumieli o co w tym filmie chodzi i trochę mi to przeszkadza.

Jak się czujesz w Bydgoszczy?
- Świetnie, na festiwalu Plus Camerimage co dzień widzę coś nowego, poznaję nowych ludzi. Wszystkie filmy są świetne. Przedtem nic nie wiedziałem o Bydgoszczy, nigdy też nie byłem w tej części Polski. Spacerując nad rzeką, rozejrzałem się i pomyślałem, że to bardzo, bardzo ładne miasto!

Zobacz też: Festiwal Plus Camerimage - serwis specjalny [bilety - program - gwiazdy - noclegi - aktualności]



od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto