Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trauma na torach. Kronika bydgoska Ewy Czarnowskiej-Woźniak

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Byłam na miejscu tragicznego wydarzenia w Fordonie kilka minut później. Traumatyczne doświadczenie dla wielu osób...
Byłam na miejscu tragicznego wydarzenia w Fordonie kilka minut później. Traumatyczne doświadczenie dla wielu osób... Fot. Ewa Czarnowska-Woźniak
Motorniczowie opowiadają nam przerażające historie. Ich dzień w pracy to często walka o życie. Nasze.

Kilka lat temu spędziłam kilka dni w Amsterdamie. Spotkałam się tam z pewnym zjawiskiem, które mnie prawdziwie zdumiało. Nie chodziło o możliwość legalnych zakupów czegoś do palenia w pewnych sklepach. Zaskoczyły mnie... powitania. I to nie dlatego, że niderlandzkie „dzień dobry” przypomina polski wulgaryzm, i jest źródłem żartów. Byłam wręcz zmieszana, gdy okazało się, że Holendrzy bardzo często witają się z obcymi wchodząc do... tramwaju. Chwalą dzień po wejściu do wagonika tak samo jak w kawiarni czy sklepie. Dziwacy?
Nie wiem, czy tak się robi do dziś, nie wiem, czy to zwyczaj przekazany też młodszemu pokoleniu Niderlandczyków i przez nie kultywowany. Nasze zwyczaje wołają tu niestety od dawna o pomstę do nieba.

Wiem, że to wołanie na puszczy, nie wychowam przecież tych młodych zagapionych w telefony, udających, że nie widzą ani starszych, ani jeszcze młodszych, nieumiejący uszanować ani cudzych matek, ani swoich dziewczyn na wiele sposobów, zwłaszcza mową i uczynkiem.

Gdy widzisz i słyszysz, co dzieje się dziś w środkach komunikacji publicznej, możesz pewnie tylko westchnąć i bez pożegnania, a wręcz z ulgą, tramwaj opuścić, gdy dojedziesz do celu.

To też może Cię zainteresować

Pod warunkiem, że dojedziesz, bo oto wkraczamy na teren, który w żaden sposób nie może być powodem do żartów. Tragiczny styczniowy wypadek tramwajowy z udziałem nastolatki, która poniosła śmierć na szynach w Fordonie, wywołał w Bydgoszczy wielką dyskusję nad zwyczajami - nomen omen - komunikacyjnymi, zwłaszcza młodych ludzi. Z relacjonowanych przez nas ustaleń śledczych wynikało, że do wypadku przyczyniła się sama ofiara, biegnąc na przystanek tramwajowy mimo czerwonego światła na przejściu. Nie miała też szans usłyszeć sygnałów alarmowych, gdyż na uszach miała słuchawki, zapewne z głośną muzyką... Ten tragiczny splot wydarzeń spowodował, że dziewczynka nie żyje, pozostawiając z pewnością w rozpaczy bliskich. I jeszcze jednak kogoś - motorniczego tramwaju, któremu ten dzień w pracy na pewno zmienił życie. Opisywany wypadek włączył w dyskusję o tym, co się dzieje na i przy szlakach tramwajowych również tę grupę zawodową. Okazuje się, że mimo licznych kampanii edukacyjnych, przestróg i próśb, ciągle jesteśmy nieobliczalnie bezrefleksyjni. Sama po tamtym tragicznym styczniowym popołudniu wiele razy byłam świadkiem ignorowania czerwonego światła - byle zdążyć na tramwaj - nawet na tym feralnym przejściu, nawet osób starszych niż nastoletnie. Zgłosili się też do nas osobiście kierujący tramwajami, w zdenerwowaniu opowiadając, z czym się mierzą na co dzień. Historia z trzema głąbami, którzy kilka dni temu na rondzie Grunwaldzkim postanowili zrobić sobie „czelendż”, który z nich dłużej wykaże się „zimną krwią” i nie uskoczy z torów przed tramwajem, jest skrajnym przejawem patologicznej już wręcz bezmyślności. Szkoda każdego życia, ale skoro nie dbają o własne, czemu nie pomyślą o konsekwencjach dla innych?
Taka głupota jest chyba jednak odstępstwem od i tak niedobrej normy. Podróżowanie komunikacją publiczną nie jest przesadnie bezpieczne i składa się na to kilka czynników. Także drogowych, czego dowodem były zdjęcia z chyba „najtrudniejszego” przystanku (Jagiellońska - Łużycka) wrzucone we wtorek na wiele bydgoskich grup na Facebooku. Na wąskim skrawku chodnika między barierkami a torami tłoczą się chyba ze dwie klasy, które prawdopodobnie skończyły właśnie lekcje w pobliskim technikum. Nieodpowiedzialny żart, potknięcie albo inny przypadek i znowu będziemy opisywać nieszczęście.
Mnóstwo składowych i niemal brak pomysłów na rozwiązanie złożonego problemu.

Mój mały apel na początek do motorniczych właśnie: widzisz grupę na czerwonym przy pasach, daj im 15 sekund. Nie odjeżdżaj. I tak nadrobisz, prawda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Trauma na torach. Kronika bydgoska Ewy Czarnowskiej-Woźniak - Express Bydgoski

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto