Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

20. urodziny Mózgu - relacja i zdjęcia

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
Najpierw oficjalnie - w Teatrze Polskim, później w gronie ...
Najpierw oficjalnie - w Teatrze Polskim, później w gronie ... J.Pruss
Najpierw oficjalnie - w Teatrze Polskim, później w gronie przyjaciół i sympatyków - w klubie przy Gdańskiej 10. Fabryka Rzeźb Gadających ze Sobą „Mózg” obchodziła w sobotę (i w niedzielę też) swoje dwudzieste urodziny.

Od 1994 roku, w którym Sławek Janicki i Jacek Majewski założyli „Mózg”, minęły już dwie dekady. W Teatrze Polskim, gdzie w sobotę rozpoczęła się uroczystość, zebrało się kilkudziesięciu zasłużonych dla klubu artystów. - Dzisiaj widać tu przekrój młodej awangardy, ludzi z całej Polski - mówi Zdzisław Piernik, tubista. - Każdy gra tylko około pięć minut, jednak to wystarczy, by zauważyć i docenić ogrom ich pracy. „Mózg” był i jest pionierem muzyki improwizowanej.

Sobota była nie tylko świętem „Mózgu”, ale też właśnie muzyki improwizowanej, a przede wszystkim yassu, dla którego powstał klub. Obowiązkowo na scenie pojawił się więc jeden z jego założycieli - Sławek Janicki oraz między innymi Tomasz Gwinciński, Wojciech Mazolewski czy Mikołaj Trzaska.

- Dzisiejszy wieczór jest w dużej mierze zrealizowany właśnie w formule scenariusza improwizowanego - podkreśla Mazolewski, gitarzysta basowy i kontrabasista. - Wszyscy, których tu można spotkać potrafią biegle posługiwać się tym językiem. Umawiamy się, że w trakcie występów użyjemy takich, a nie innych elementów, by stworzyć to, co zamierzamy. Więc jest to też w pewnym sensie improwizacja. Dziś jest przecież święto pierwszego w Polsce klubu dopuszczającego w stu procentach tę muzykę na swojej scenie. Choć wydawać by się mogło, że scena yassowa powstała w Trójmieście i bardziej związana jest z Gdańskiem. I to prawda - opowiada dalej. - Ale Gdańsk nigdy nie zaoferował nam takiego miejsca, gdzie bylibyśmy w stanie tworzyć. My jesteśmy artystami, nie animatorami kultury. To dwa odrębne zawody, które próbowali połączyć Sławek i Jacek, założyciele klubu. Nie było wcześniej takiego miejsca, które zostało stworzone przez ludzi o tej samej pasji. Więc należy im się szacunek i wdzięczność, bo zapłacili za swoją pracę wielką cenę. Aktywność, którą mogli poświęcić na muzykę, musieli podzielić z administrowaniem klubu.

Mikołaj Trzaska zapewnia, że żadne inne miasto czy klub nie mają takiej przeszłości jak „Mózg”. - To miejsce ma niezwykłą historię. Przetoczyło się przez niego wielu artystów; nie tylko muzyków, ale też artystów wizualnych, poetów, filozofów. „Mózg” jest symbolem wolnej myśli tamtych czasów. Dwadzieścia lat temu to było jedyne w swoim rodzaju miejsce. Dzisiejszy wieczór jest więc bardzo sentymentalny - dodaje.

Sentyment do środowiska artystycznego „Mózgu” odczuwają też młodsi muzycy. Znalazł się wśród nich Antek Majewski, 17-letni wiolonczelista: - Poznanie tych wielkich artystów związanych z „Mózgiem” to niezwykłe doświadczenie - przyznaje uczeń Bydgoskiej Szkoły Muzycznej. - Każdy z nich jest inny, ale dla mnie wszyscy z osobna stanowią pewien autorytet. Jestem oczarowany atmosferą panującą w tym gronie. Wszyscy są przyjacielscy, gratulują sobie nawzajem. A za kulisami toczą się poważne rozmowy o sztuce.

W sobotę można było się rozsmakować w twórczości eksperymentalnej. Wiele stracił ten, kto nie usłyszał sopranistki Olgi Szwajgier. Artystka rozszerzyła skalę swojego głosu z czterech do sześciu oktaw. Nienaturalnie wysokie dźwięki przy akompaniamencie instrumentu perkusyjnego, przypominającego samochodowe koła zębate na metalowym pręcie - wbijały w fotel.

- Nazywam to „przeszkadzajką”. Bo przeszkadza. A wszystko, co przeszkadza, rozwija bardziej - mówi Olga. -Co do mojego głosu… Umysłem nakierowuję oddech w odpowiednie części strun głosowych i dotykam ich w ten sposób, jak skrzypek palcem na strunach: część strun nie wibruje, odpoczywa, gdy reszta pracuje.



Pod koniec wieczoru czekała na publiczność niespodzianka. Wszyscy występujący tego dnia artyści wyszli na scenę z instrumentami, gotowi do dalszych improwizacji. W tle przewijały się czarno-białe zdjęcia, na scenie panował półmrok. Zapadła cisza. Widzowie nie wiedzieli, jak się zachować. Czekać? Amoże klaskać? Po minucie ciszy odezwały się ciche, niepewne oklaski, które po chwili, speszone brakiem wsparcia zamarły. Dopiero chwilę później rozległy się ogromne brawa dla artystów.

Nie zabrakło krytycznych, choć konstruktywnych opinii. - „Mózg” to chluba Bydgoszczy - mówi Szymon, uczeń I LO. - Tutaj nie ma kultury masowej. „Mózg” to znaczy inność. To alternatywa. Odskocznia. Tutaj potrafi się docenić abstrakcję. Chociaż pierwsza chwała „Mózgu” już przepadła, teraz przejmuje go kolejne pokolenie. Jest więcej muzyki elektronicznej. To nie jest złe, ale martwi mnie, że yass ucieka z tego wszystkiego. Dzisiaj też było go za mało. A na scenie panował zdecydowanie za duży chaos.

- Jeżeli to była próbka yassu, to nie skusiłabym się na kolejny kąsek - mówi Alicja, bydgoszczanka. - Na scenie pojawiło się tyle fantastycznych instrumentów, a żadnego nie było słychać. Miałam problem z wyłapaniem dźwięków.

(PSZ)



emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto