Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

87-latka czekała w szpitalu dziewięć godzin. Co na to lecznica?

Joanna Pluta
Andrzej Muszynski
- Moja chora na Alzheimera mama miała podejrzenie zatoru w jelitach. Czekałyśmy od 10 do 19 - mówi.

Odezwała się do nas Czytelniczka (nazwisko do wiadomości redakcji) z interwencją w sprawie zeszłotygodniowej wizyty w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. A. Jurasza.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

„Przyjechałam do szpitala z moją 87-letnią, chorą na Alzheimera matką z podejrzeniem zatoru w jelitach. Moja mama była bardzo osłabiona i potrzebowała wózka, ale nikt się tym nie zainteresował, więc poszła o swoich siłach” - pisze do nas. - „Czekając 2,5 godziny na chirurga w izbie przyjęć, usłyszałam jak pielęgniarka kazała innej, bardzo osłabionej pacjentce zejść z wózka i usiąść na krześle, bo brakowało wózków. Gdy minęły 2,5 godziny, zawołano nas do ambulatorium na badania i podanie 3 kroplówek na wzmocnienie. Potraktowano nas tam bardzo niemiło. Pielęgniarka stwierdziła, że na badaniach muszę być razem z mamą, bo ona mojej mamy nie potrafi zrozumieć, a po drugie powinnam przyjechać z wykwalifikowanym opiekunem osób z otępieniem, bo oni nie potrafią zapewnić mojej mamie pomocy”.

Czytaj także: Tragedia w Czersku. Nie żyje 2-letni Filip. Dziś sekcja zwłok

„Po 5 godzinach dowiedziałam się, że muszę ponownie czekać na lekarza, bo tamtego już nie było, a drugi ma pięciu innych pacjentów. Kazano mi czekać kolejne 4 godziny” - czytamy dalej w liście. „Poszłam do pielęgniarki i zapytałam, dlaczego mam czekać z taką starszą osobą na lekarza. Pielęgniarka bezczelnie odpowiedziała, że jeżeli mi się nie podoba, to mam zmienić szpital, bo im nie zależy. Po chwili przyszedł nowy lekarz i powiedział, że trzeba zrobić na nowo badania, bo teraz on jest prowadzącym. Nie pozwoliłam na to (...). Gdy przyjechałam do domu okazało się, że nie zdjęli mamie wenflonu i musiałam sama go ściągać. Łącznie czekaliśmy od godz. 10 do 19. Moja mama została potraktowana jak intruz. Musiałam o tym napisać, bo to, co się dzieję w tym szpitalu i jak traktuje się pacjentów z otępieniem, przechodzi ludzkie myślenie” - kończy list nasza Czytelniczka.

O komentarz i wyjaśnienie całej sprawy poprosiliśmy w szpitalu. - Trudno jednoznacznie odnieść się nam do opisanej sytuacji - odpowiada Marta Laska, rzecznik prasowy lecznicy. - Czas oczekiwania dla każdego pacjenta jest określany w 5-stopniowej skali Triage. Pacjenci zakwalifikowani jako kolor czerwony lub pomarańczowy są w stanie bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia i w pierwszej kolejności to im udzielana jest pomoc. Pozostali pacjenci niestety muszą liczyć się z dłuższym czasem oczekiwania, nawet do kilku godzin - dodaje.

- Oczywiście mając na uwadze podeszły wiek pacjenta i choroby z tym faktem związane, staramy się przyjąć taką osobę jak najszybciej. Nie zawsze jest to jednak możliwe - mówi dalej Laska. - Dziennie do naszego SOR-u trafia około 170 osób, więc niezwykle trudno jest udzielić pomocy wszystkim pacjentom jednocześnie. Jeśli rzeczywiście ta sytuacja miała miejsce w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym naszego szpitala, powinna zostać dokładnie przeanalizowana.

Jak mówi rzeczniczka, jeśli zarzuty niewłaściwego zachowania personelu się potwierdzą, wtedy lecznica wyciągnie konsekwencje.- Aby jednak szpital mógł wszcząć postępowanie wyjaśniające, niezbędne jest złożenie oficjalnej pisemnej skargi przez pacjenta lub osobę przez niego upoważnioną - tłumaczy Marta Laska.

Info z Polski - przegląd najważniejszych i najciekawszych informacji z kraju [02.11.2017]

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto