Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz. Szczekająca orkiestra i kocie kupki, czyli wolontariat w schronisku dla zwierzaków "od kuchni" [zdjęcia]

Marta Mikołajska
Marta Mikołajska
Praca w schronisku dla zwierząt to ten rodzaj zajęć, które trzeba pokochać. Tu każdy trud i związane z trudnym losem zwierząt emocje są w dwójnasób wynagrodzone chwilami pełnymi wzruszeń.
Praca w schronisku dla zwierząt to ten rodzaj zajęć, które trzeba pokochać. Tu każdy trud i związane z trudnym losem zwierząt emocje są w dwójnasób wynagrodzone chwilami pełnymi wzruszeń. Marta Mikołajska
Zobaczcie Schronisko dla Zwierząt w Bydgoszczy "od kuchni". Wcielamy się w rolę wolontariusza bydgoskiego schroniska. Jak wygląda codzienna praca ze zwierzakami?

Zobacz wideo: Tak wygląda codzienna praca wolontariuszy bydgoskiego schroniska

Jest sobota, kilka minut przed 9. Mam być rano, bo wtedy pracy jest najwięcej. Z przystanku droga zajmuje mi jakieś 10 minut. Już z oddali słyszę kakofonię dźwięków, wydawanych przez szczekających mieszkańców schroniska. Podchodząc do bramy, jestem jednocześnie podekscytowana nową rolą, ale i zdenerwowana. Wiem, że wiele z tych zwierzaków jest po przejściach. Czy nie będą się bały? Cały czas powtarzam w myślach słowa dyrektor schroniska, które usłyszałam poprzedniego dnia na szkoleniu BHP: „Podchodzić od boku, nie od przodu… Nie głaskać po głowie… Nie patrzeć intensywnie w oczy… Obniżyć wzrost do poziomu zwierzęcia… Spokojne ruchy...”.

ZOBACZ ZDJĘCIA:

Schronisko dla Zwierząt w Bydgoszczy: Pierwsze kocie starcie

Wchodzę do środka. W szatni zakładam „roboczą” kurtkę i od razu kieruję się do kwarantannika. Dziś są ze mną stali pracownicy schroniska: Daria, Mimi i Tadzio. Ja, jako początkująca, zostaję przydzielona do kotów. Zadanie: posprzątać. Tzn. wyczyścić kuwety, umyć miseczki, wlać świeżą wodę, wsypać świeżą karmę (suchą, bo ta mokra podawana jest po południu), wytrzepać kocyki, sprawdzić czy nie są obsiusiane - takie wymienić, przetrzeć półki, pozamiatać, umyć podłogę. Zakładam gumowe rękawiczki, biorę potrzebne narzędzia i do dzieła.

Wchodząc, pilnuję, żeby żaden ze zwierzaków nie uciekł z pokoju. Tym razem skutecznie (poprzedniego dnia suczka zwiała mi z jednego z psich boksów. Całe szczęście Natalia - moja nowa koleżanka - szybko opanowała sytuację). Biorę się za sprzątanie.

Zbieram kocie kupki, myję zabrudzone kuwety. Tam, gdzie trzeba, dosypuję nowy pelet. Następnie miseczki - myję, nalewam świeżą wodę, sypię świeżą karmę. Wcześniej decyduję się szybko uporać z kocykami i półkami, żeby żadne niechciane odpadki nie dostały się do jedzenia.

Niepokoi mnie nieco złowrogie burczenie dobiegające z jednego z domków w zewnętrznej części pomieszczenia. Jego źródłem okazuje się być biało-szary kocur, pilnie strzegący swojego terytorium. Nie tylko przede mną. Kiedy dochodzi do bójki, staję między sprawcami zamieszania, by nie zrobili sobie krzywdy. Całe szczęście, obywa się bez "fochów".

Moment, kiedy "kilkuosobowa" banda wąsaczy wręcz rzuca się na mnie gromadą, łasząc się i wymiaukując wokalizy o różnych tonach i częstotliwościach, domagając się jedzenia, rozbraja mnie kompletnie i bawi do łez. Jeszcze chwilę zwlekam, zanim wyjdę, celem obserwacji. Te co odważniejsze kociaki podchodzą, obwąchują, dają się pogłaskać. I świetnie pozują do zdjęć.

Po śniadaniu czeka mnie woliera. Ale okazuje się, że Tadzio zajął się tą częścią. Dla mnie zostało uzupełnienie wody.

Z bydgoskiego schroniska do nowego domu

Choć pogoda nie sprzyja spacerom z psiakami, udaje mi się poznać kilka z nich. Bona, biała suczka, bardzo żywiołowa. Trudno za nią nadążyć. Sama zrywam się do biegu, żeby nie ograniczać jej ruchów. Kolejny spacer - tym razem z poznanym dzień wcześniej Saperem. Psiak jest duży, waży chyba więcej niż ja. Lubi pieszczoty i przytulasy, nie wyrywa się, reaguje na imię.

Parę minut później po jednego w większych psów (w myślach nazywam go "Szary") przyjeżdżają nowi właściciele. Już kiedy podchodzimy do ogrodzenia, szczeka z radości. Ale do samochodu nie chce wsiąść. „Dokąd mnie zabieracie? – pytają jego przerażone oczy. Ale ja wiem, że tam, dokąd jedzie, będzie szczęśliwy.

Razem z Tadziem zebraliśmy jeszcze dary dla schroniska od mieszkańców. A dalej to już nic, bo się rozpadało.

ZOBACZ ZDJĘCIA:

Praca w schronisku to nie zabawa. Kogo bym nie zapytała, wszyscy pracownicy zgodnie deklarują: "To jest coś, co trzeba lubić". Fakt. Jednak każdy wysiłek (wliczając zakwasy dnia następnego) wynagradzają chwile wzruszające – jak choćby ta, kiedy Misia - nieco lękliwa suczka, zaczyna ufać i przysuwa się bliżej, domagając się pieszczot. I niezwykła - właściwa tego typu miejscom - atmosfera, tworzona przez ludzi, którzy po prostu kochają tu być.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto