Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz. Zapytaliśmy, co mieszkańcy naszego miasta zawdzięczają swoim babciom i dziadkom

Dorota Witt
Dorota Witt
- Z nastaniem lat 80-tych, kiedy kraj ogarnął kryzys gospodarczy, urodziłem się ja. Ojciec postanowił pomóc w zakładzie. Pracując ciężko razem z dziadkiem stopniowo przejmował jego obowiązki, zdobywając doświadczenie. Zamieszkaliśmy wtedy w urządzonej dla naszych podstawowych potrzeb dawnej pracowni dziadka. Gdyby nie on, nasz los byłby ciężki. Pracownię dziadka przeniesiono do jego domu. Latem 2004 roku zrozumiałem. Mamy za sobą przeszło 40 lat tradycji. Ponad 40 lat zmagania się z polską kapryśną rzeczywistością. Jeżeli to wszystko przetrwało do dziś, nie mogę tego stracić. Chciałbym powiedzieć to mojemu dziadkowi… Zmarł jesienią 2000 roku - opisuje Łukasz Szumiński, kamieniarz w trzecim pokoleniu.
- Z nastaniem lat 80-tych, kiedy kraj ogarnął kryzys gospodarczy, urodziłem się ja. Ojciec postanowił pomóc w zakładzie. Pracując ciężko razem z dziadkiem stopniowo przejmował jego obowiązki, zdobywając doświadczenie. Zamieszkaliśmy wtedy w urządzonej dla naszych podstawowych potrzeb dawnej pracowni dziadka. Gdyby nie on, nasz los byłby ciężki. Pracownię dziadka przeniesiono do jego domu. Latem 2004 roku zrozumiałem. Mamy za sobą przeszło 40 lat tradycji. Ponad 40 lat zmagania się z polską kapryśną rzeczywistością. Jeżeli to wszystko przetrwało do dziś, nie mogę tego stracić. Chciałbym powiedzieć to mojemu dziadkowi… Zmarł jesienią 2000 roku - opisuje Łukasz Szumiński, kamieniarz w trzecim pokoleniu. Nadesłane
Jeśli wnuk czy wnuczka wyrośli na sportowców, dziadek i babcia są pierwsi na sportowych trybunach, jeśli na artystów - najgłośniej biją brawo, sadowiąc się w pierwszych rzędach pod sceną, a jeśli wnuk czy wnuczka mają, po dziadku, dryg w ręku, w mig złapią całą wiedzę przekazaną przez starsze pokolenie. Babciom i dziadkom na co dzień zawdzięczamy wiele. Od święta - składamy serdeczne życzenia: zdrowia!

Zobacz wideo: Koniec z plastikowymi sztućcami i słomkami. Na dobre.

- Babcia? Przyjeżdżała na każde zwody, jest moją pierwszą kibicką, tuż obok mamy. To po babci ja i mama odziedziczyłyśmy sportowe zacięcie - mówi Małgorzata Król, pochodząca z Bydgoszczy wioślarka, trenerka, wiceprezeska klubu BKW Bydgoszczy o babci Danusi.

Żyłka sportowca przekazywana z pokolenia na pokolenie

Pani Danuta w młodości sama trenowała. Grała w piłkę ręczną. Z sukcesem wystąpiła z drużyną na mistrzostwach Polski.

- Pewnie mogłam zajść dalej, ale to wymagałoby wyjazdu z rodzinnego domu do Włocławka, gdzie mogłabym trenować. Tata się na to nie zgodził i marzenia uleciały - mówi dziś 70-letnia Danuta Ptasznik.

Pasja pozostała, więc jako mama dopingowała córkę, która trenowała skoki przez płotki. - A potem obie mnie gnały na zajęcia sportowe - opowiada Małgorzata Król. - Babcia Danusia zdecydowanie nie jest stereotypową babcią. Jeszcze do niedawna jeździła z dziadkiem Januszem TiRem po całej Europie. Miałam ich zawsze po swojej stronie, czułam ich wsparcie. Czy są dumni? Mam nadzieję, że dziś już tak. Pamiętam, jak babcia wspominała o tym, że w młodości nie mogła pójść za marzeniem, nie mogła trenować. Gdy mama miała wątpliwości, czy pozwolić mi jako nastolatce przenieść się do szkoły z internatem w Poznaniu, gdzie mogłam rozwijać się jako wioślarka, babcia powiedziała: „Puść ją. Niech nie czuje tego co ja, kiedy mnie tata zabronił trenować”. No i pojechałam, z błogosławieństwem babci, ze wsparciem mamy.

- Od początku było jasne, że Gosia odnajdzie się w sporcie: zawsze aktywna, zawsze z pomysłami. No i jaka odważna - sama musiała sobie w tym Poznaniu radzić - mówi babcia. - Zawsze byłam z niej dumna. Było różnie, ale gdy mogłam, starałam się ją wspierać - kibicować, ale gdy trzeba było - pocieszać.

- Moja babcia przez 20 lat nie prowadziła samochodu. Pewnego razu miałam pojechać na zawody wioślarskie do Kruszwicy. Wyjeżdżałam od dziadków, bo wtedy mieszkali blisko. Dziadka, który zawsze był w takich sytuacjach na posterunku, akurat nie było. Babcia uznała, że na zawodach być muszę i sama mnie zawiozła. Jechałyśmy chyba dwa razy dłużej niż normalnie, ale bezpiecznie dojechałyśmy - wspomina Małgorzata Król.

Emilia Czekała i głos przekazany w genach

Emilia Czekała, wokalistka, konferansjerka, dyrektorka Orkiestry Symfoników Bydgoskich wskazuje, że po babci Helence ma głos.

- Choć nie taki jak babcia... - mówi. - Babcia Helenka w marcu skończy 91 lat, ale prawie nie wypada o tym mówić, bo wygląda na 75. Babcia zawsze chciała zostać tancerką i wymykała się z domu na zajęcia, na gimnastykę artystyczną. Choć naszym zdaniem zamiast skupiać się na tańcu powinna śpiewać - do dziś ma głos jak dzwon! Nigdy nie go nie ćwiczyła, a śpiewała cudownym, postawionym głosem operowym, czasem piękniej niż niejedna solistka operowa! Niestety nigdy tego talentu nie wykorzystała zawodowo - czasy były bardzo ciężkie i walczyła o przetrwanie, pracując w sklepie z chemią. Serce ściska żal, bo z takim głosem naprawdę mogłaby śpiewać na każdej scenie świata! Myślę, że cieszy ją bardzo, że chociaż jej rodzina, córka, zięć, wnuczka, występują z powodzeniem na scenie. Na takich koncertach jest z nas dumna jak paw. Zdrowie nie pozwala jej uczestniczyć w wielu moich koncertach, ale w dobie pandemii, która spowodowała przeniesienie kultury do świata wirtualnego, paradoksalnie babcia korzysta, kiedy mogę, pokazuje jej swoje występy.

Kamieniarz w trzecim pokoleniu

Łukasz Szumiński, kamieniarz z Bydgoszczy, przejął schedę po dziadku. - Mój dziadek był wielkim człowiekiem. W latach 30-tych ukończył liceum plastyczne w Bydgoszczy. Pod okiem mistrzów przygotowywał się do studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, lecz jego plany pokrzyżowała wojna - opisuje Łukasz Szumiński, kamieniarz w trzecim pokoleniu. - Mój ojciec, jedyny męski potomek dziadka, ukończył niezwiązane z profesją kamieniarską technikum elektryczne. Z nastaniem lat 80-tych, kiedy kraj ogarnął kryzys gospodarczy, urodziłem się ja. Ojciec postanowił pomóc w zakładzie. Pracując ciężko razem z dziadkiem stopniowo przejmował jego obowiązki, zdobywając doświadczenie. Zamieszkaliśmy wtedy w urządzonej dla naszych podstawowych potrzeb dawnej pracowni dziadka. Gdyby nie on, nasz los byłby ciężki. Pracownię dziadka przeniesiono do jego domu. Latem 2004 roku zrozumiałem. Mamy za sobą przeszło 40 lat tradycji. Ponad 40 lat zmagania się z polską kapryśną rzeczywistością. Jeżeli to wszystko przetrwało do dziś, nie mogę tego stracić. Chciałbym powiedzieć to mojemu dziadkowi… Zmarł jesienią 2000 roku.

Trwa głosowanie...

Popieracie otwieranie się restauracji mimo obostrzeń panujących w Polsce?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto