Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanka walczy o zwycięstwo w programie Project Runway

Redakcja
Monika Lemańska, bydgoszczanka, studiuje wzornictwo na ...
Monika Lemańska, bydgoszczanka, studiuje wzornictwo na ... AGW/archiwum
Monika Lemańska, bydgoszczanka, studiuje wzornictwo na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. A w wolnych chwilach walczy o zwycięstwo w programie Project Runway. Bo nasi potrafią!

Z Bydgoszczy do Project Runway - to była daleka droga?

Monika Lemańska: - Jakieś 330 km (śmiech). A tak naprawdę gdyby nie moja czteroletnia praca nad portfolio, i nad zdobywaniem nowych umiejętności, gdyby nie stawianie czoła wyzwaniom - nie byłoby takiej szansy. Cała przygoda z modą zaczęła się o wiele wcześniej, jednak dopiero gdzieś w wieku 18, 19 lat powiedziałam, że właśnie to będę robić.

Każdy z nas - uczestników -do końca nie wiedział, co przeważyło o jego udziale w programie. Mieliśmy sporą konkurencję. Każdy z nas przebił około 40 osób. Co do samego programu, to podoba mi się jego formuła, bo dostanie się do niego wymagało pewnych umiejętności. Wzięłam w nim udział tylko dlatego, że reprezentuję odpowiedni poziom. My sami mówimy, że modą należy się odrobinę bawić, jednak ta zabawa to ciężka praca.

Eliminacje to była droga przez mękę?

- Przebiegały standardowo. Najpierw był casting internetowy. Trzeba było przesłać swoje prace, opisać swoją wizję oraz ścieżkę, którą każdy z nas podąża. Dopiero po tym etapie część osób była zaproszona na casting w Warszawie. Tam czekały nas kolejne stresujące etapy. Szycie na czas, rozmowa przed kamerami oraz prezentacja swoich projektów.

I wreszcie pierwszy odcinek...

- Dla nas wszystko było nowe, aż ciężko było się skupić na zadaniach (śmiech). Presja czasu, to było coś, co wprowadzało chaos. Jestem typem osoby, która musi się oswoić z otoczeniem, z ludźmi i z przestrzenią, zatem to poczucie chaosu było spotęgowane. Atmosfera jednak była sprzyjająca, ponieważ od razu bardzo się polubiliśmy, dlatego każdy mógł czuć się komfortowo. Pierwsze zadanie spowodowało, że nasza pracownia zniknęła pod stertą śmieci, powstał taki artystyczny nieład.

Konkurencja jest duża? Zastanawiam się czy mimo tej sympatycznej atmosfery nie jest tak, że każdy po prostu chce wygrać i walczy o swoje?

- Konkurencja jest spora. Naprawdę wygląda na to, że każda z tych osób znajdowała się w dobrym miejscu o dobrej godzinie. Dla każdego jest to jakaś szansa. Z mojego punktu widzenia poziom był bardzo wyrównany. Jedni świetni w rzemiośle, z wieloletnim doświadczeniem, inni z wizją i wielkimi zdolnościami manualnymi, jeszcze inni z pojedynczymi sporymi osiągnięciami. Można powiedzieć, że każdy miał swojego asa w rękawie. Pytanie tylko czy zdąży go użyć.

A czego Pani użyje? Na czym Pani najbardziej zależy? Czego się obawia?

- Najbardziej mi zależy, by ludzie mi zaufali. Moja ścieżka zawodowa w porównaniu z doświadczeniami innych uczestników jest dość krótka, zatem jest to dla mnie pewnego rodzaju przepustka. Chciałabym stanąć już na własne nogi. Myślę, że to jest właśnie ten moment.

Czy się czegoś obawiam? Chyba w programie nie ma nikogo, kto by się czegoś bał. Na tym to właśnie polega, by wyjść poza standardowe zadania znane z życia i móc poszaleć w tych oryginalnych zadaniach z programu. Chciałabym właśnie pokazać, że nie boję się wyzwań. Że obojętnie na jakiego klienta w przyszłości trafię, to będę mogła mu pomóc. Prócz tego spełniać swoją wizję, która tak naprawdę ewoluuje. Nie chciałabym się zamykać w puszce, a potem stracić wiarygodność.

A wszystko zaczęło się od... sportu.

- Tak. Sport, który uprawiałam pozwalał mi na stawianie sobie wyzwań, na podążanie w konkretnym kierunku oraz na pracę solo. Z takiej wewnętrznej perspektywy jest to dość analogiczne do pracy projektanta. Jeśli chodzi o dosłowne podejście do tematu szycia ciuszków, to również były to początki w sporcie. Fitness sportowy wymagał prezentacji w sukniach koktajlowych, strojach kąpielowych oraz w stroju do układu dowolnego. Zatem, jak się miało nietypowe pomysły, to ta maszyna w domu aż się uśmiechała, by jej użyć. Koleżankom w ten sposób też się pomagało, ostatecznie byłam zmuszona do poznawania tego rzemiosła, tak naprawdę nie mając w tej kwestii swojego mentora.

Wszyscy trzymamy za Panią kciuki. Myślała Pani już, co będzie, jeśli pani zwycięży?

- Jeśli wygram... hmm. Pomysłów jest wiele. Jakbym już miała takie możliwości, to bym się pokusiła w przyszłości o stworzenie szkoły. Nagroda jest wysoka (300 tys. zł, mecenat marki Simple i sesja zdjęciowa kolekcji do „Elle“ - przyp. red.), trzeba podejść do tego z głową i się nie zachłysnąć, bo można więcej stracić niż się ma.

Spora odpowiedzialność taka wygrana - cała Polska dosłownie będzie patrzyła na ręce zwycięzcy i tylko mnożyła wobec niego oczekiwania. Wydaje mi się, że tak naprawdę więcej daje świadomość, że jest się na dobrej drodze i dodatkowo dostaje się możliwość, by iść dalej. Wiara w swoje możliwości i wytrwałość to coś, co trzeba ciągle pielęgnować, taka wygrana to zastrzyk energii, którą można ciekawie spożytkować.

rozmawiała Joanna Pluta


14 marca o godz. 20 w hotelu Słoneczny Młyn będzie można zobaczyć projekty Moniki Lemańskiej na jej pokazie „Phobia“.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto