MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Byłaby licencja - byłby medal

Adam Nowaczyk
Licencję międzynarodową człowiek z Polski przywiózł mi dopiero dwie godziny przed zawodami. Gdybym miał ją dzień wcześniej na treningu, mógłbym odpowiednio dopasować motocykle.

Licencję międzynarodową człowiek z Polski przywiózł mi dopiero dwie godziny przed zawodami. Gdybym miał ją dzień wcześniej na treningu, mógłbym odpowiednio dopasować motocykle. A wtedy zdobyłbym medal - mówi Jacek Krzyżaniak z Budleksu Polonii. Żużlowiec bydgoskiej drużyny w Holsted w finale indywidualnych mistrzostw Europy był piąty.

- Zacznijmy może od tej nieszczęsnej licencji...

- Do Danii miał ją przywieźć człowiek z Polski, dokładnie z Tarnowa. Podjął się tego zadania, ale zawiódł. W Holsted byłem już w sobotę wraz z trzema mechanikami. Chciałem wziąć udział w treningu, żeby pojeździć na nieznanym sobie torze i dopasować motocykle. Niestety, nie mogłem w nim uczestniczyć, bo nie miałem licencji. A można było przesłać ją faksem i mógłbym potrenować, gdyż oryginał trzeba pokazać przed zawodami. W niedzielę rano przed turniejem nadal nie miałem tego dokumentu. Wygrzebałem gdzieś numer telefonu do tarnowianina i zadzwoniłem z pytaniem, co się dzieje? W końcu facet dojechał. Do pierwszego biegu zostały dwie godziny. Szkoda, bo jestem przekonany, że gdybym w sobotę wsiadł na motocykl, to nazajutrz miałbym medal.

- I pierwszy Pana wyścig był rzeczywiście słaby. Zajął w nim Pan trzecie miejsce...

- Wybrałem nie ten silnik, co trzeba. Jednak nie mając wcześniej możliwości przetestowania sprzętu trochę szukałem w ciemno. Później byłem też trzeci, ale był to dobrze obsadzony bieg. Jechałem nawet drugi za Matejem Ferjanem, ale wyprzedził mnie Matej Zagar.

- Czy obaj Słoweńcy byli poza zasięgiem rywali?

Przypomnijmy, że w barażu decydującym o mistrzowskim tytule wygrał Zagar przed Ferjanem.
- Zagar bardzo dobrze sobie radził. Tyle tylko, że on jeździ na krawędzi bezpieczeństwa, bardzo ryzykuje. Jest w żużlu taka zasada, że jak się jest na prowadzeniu, to trzeba starać się kontrolować sytuację. On tymczasem cały czas idzie na maksa. Gdy nieco się opanuje powinien być naprawdę niezłym zawodnikiem.

- Niestety w Holsted przeszarżował Janusz Kołodziej. Junior Unii Tarnów upadł w biegu czternastym, łamiąc sobie lewą rękę.

- Oglądając relacje telewizyjne odnosiłem wrażenie, że Kołodziej jeździ tak, by zrobić sobie krzywdę. W jego zachowaniu na torze jest sporo chaosu. W Danii też tak się zachowywał. W tym feralnym wyścigu byłem przed nim, ale miałem prawie pewność, że lada chwila coś się wydarzy.

Jechałem przy krawężniku, bo na tamtejszym niespełna 300-metrowym torze to była jedyna skuteczna metoda, i czułem, że na łuku wpycha się pode mnie. Na zasadzie - uda się lub nie. No i się nie udało. Uderzył w moje tylne koło i upadł. Miał pecha, bo zawodnik jadący na czwartym miejscu, bodajże David Ruud, wjechał w niego. Swoją drogą to dziwne. Szwed był za Kołodziejem o pół prostej i nie zdołał go wyminąć, a mógł to spokojnie zrobić, choćby położyć motocykl. U nas w Polsce, żeby otrzymać papiery uprawniające do jazdy trzeba przejść szereg testów i pokonać sporo szykan. Za granicą podobne dokumenty dają chyba na gębę.

- Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wyjazd reprezentacji Polski z Hanoweru na mecz do Hamburga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto