Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

cineMMa: „Trójkąt” (Bermudzki?)

Krystian Kempiński
Krystian Kempiński
Przygotowany na typowy horror slasherowy usiadłem niedawno wygodnie na kanapie, gotów na bezmózgą rąbankę, która na koniec dnia miała na celu kilka razy mnie wystraszyć, i może rozśmieszyć nieudolnymi efektami specjalnymi.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Triangle posiada fabułę ciężką, zawikłaną, ambitną i swoją psychozą nakłaniającą do dłuższych przemyśleń, gdzie slasherowy charakter stanowi zaledwie odpowiednie tło do niesamowitej historii piątki bohaterów i wręcz piekielnego dramatu filmowej Jess (Melissa George, Amityville remake, 30 dni mroku). Co mnie bardzo zasmuciło, to fakt, że dzieło Christophera Smitha (spod którego ręki wyszedł również scenariusz filmu Lęk) z 2009 roku nie jest nawet w rodzimych planach dystrybucyjnych. Na szczęście można go otrzymać już od 8$ na Ebay...

Jak na typową rąbankę przystało, gdzieś w Ameryce – tu port i jacht - spotyka się grupka mniej lub bardziej zżytych znajomych, aby udać się we wspólną podróż. Dalej każdy slasher przewiduje zepsuty samochód, zagubiony szlak, psychopatę i lejącą się krew, aby na końcu filmu ujść z życiem mógł tylko jeden w porywach do dwóch bohaterów. Triangle i w tym przypadku nie wyróżnia się spośród setek innych. Spokojna woda oceanu zmienia się w śmiercionośny sztorm, który wywraca jacht, po czym w równie dziwnych okolicznościach znika. Tutaj z pomocą zjawia się wielki i opustoszały liniowiec, niczym statek widmo, na pokładzie, którego znajduje się morderca, który wybija prawie wszystkich w zastraszającym tempie. O co chodzi? Przecież to dopiero początek filmu i już wszyscy zabici? W dodatku w tak mało efektowny sposób… I tu rozpoczyna się dopiero prawdziwa fabuła tego mrocznego obrazu, ale o tym później.

Zważywszy, że każda kolejna sekunda filmu zdradzona w recenzji zakrawałaby o czyste chamstwo ze strony recenzującego, zajmiemy się teraz wszystkim oprócz fabuły, aby wrócić do niej na końcu, z kilkoma spojlerami, do przeczytania na własną odpowiedzialność. Trójkąt mógłby konkurować z innymi horrorami o miano najlepszego wytworu Hollywood 2009, gdyby nie dobór aktorów. Ci, w dużej mierze, z małym dorobkiem filmowym, grający częściej w serialowych epizodach, nie pokazali prawdziwej dramaturgii, a ich interpretacja bohaterów Trójkąta była sucha i pozbawiona emocji. Sytuację obroniła jedynie postać głównej bohaterki (M. George), oraz częściowo Grega (Michael Dorman Daybreakers – świt), być może podkochującego się w Jess (wątek nie rozwinięty). Mimo tego, że reszta postaci pojawia się w krótkich scenach i często nie ma za dużo do powiedzenia, jest to dość duży minus dla filmu.

Scenografia nie ujmuje zanadto, ale każdy jej pozytywny akcent jest maksymalnie wykorzystywany w ujęciach, dzięki czemu zdjęcia do filmu to kolejny po fabule niepodważalny plus. Również pod względem muzyki film Smitha jest zwykłym przeciętniakiem, ot - gdzieniegdzie coś się załączy, jednak większa część filmu to pod tym względem pusta cisza, tymczasem jest kilka scen, które wręcz proszą się o zaakcentowanie, co najmniej jakimś pobrzękiwaniem.

Podsumowując dotychczasową część recenzji, trzeba przyznać, że film ma sporo minusów, niemniej fabuła jest tu czynnikiem na tyle wyjątkowym, że uzyskuje znaczącą przewagę nad potknięciami, tudzież za niskim budżetem, przez co finalnie produkcja uzyskuje bardzo wysoką pozycję na mojej półce ulubionych powieści filmowych.

Uwaga! Poniższa część recenzji może zawierać informacje, które mogą być uważane za drobne spojlery. Uwaga ta dotyczy również zwiastuna filmowego.

Jak już wspomniałem we wstępie recenzji prawie wszyscy nasi bohaterowie giną w zastraszającym tempie praktycznie w jednej ze scen. W finale, po uporaniu się z zamaskowanym zabójcą na pokładzie statku pozostaje tylko Jess, a do końca filmu pozostaje jeszcze godzina czasu! Właśnie wtedy okazuje się, że nasi bohaterowie wpłynęli prawdopodobnie w jakąś przedziwną pętlę czasową i zaraz po tym jak zakrwawiona i załamana blondynka zostaje sama, zza burty dochodzi wołanie o pomoc nie kogo innego jak jej samej i jej znajomych. Ci wchodzą na pokład i cała historia odgrywa się od początku, tyle, że tym razem mamy okazję obserwować ją z zupełnie innej perspektywy. Odkrywamy, że scenarzysta zgotował naszej bohaterce istne piekło podobne do tego, które mogliśmy oglądać w Dniu Świstaka (reż. Harolda Ramisa). Dopiero teraz poznajemy prawdziwe problemy głównej bohaterki, jej własne demony oraz to, do czego jest zdolna, aby wydostać się z pokładu widmo, aby zobaczyć swojego synka. Kiedy odetchniemy z ulgą twierdząc, że już wszystko wiemy, że happy end jest tak blisko, odkrywamy, że to, co nazwaliśmy wcześniej piekłem było zaledwie jego schludnym przedsionkiem.

Zobacz też:



od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto