Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy w Bydgoszczy można rodzić "po ludzku"? - przerażające opisy porodów

Redakcja
sxc.hu
Po tym, jak napisała do nas pani Kamila o swoich wrażeniach z wizyty w Szpitalu Miejskim przy ul. Szpitalnej, posypały się opinie o tym, w jakich warunkach kobiety rodzą w bydgoskich szpitalach. Opisy sposobu traktowania przyszłych matek są zaskakujące. Wiele zarzutów pojawia się pod adresem położnych.

Od 1996 roku działa Fundacja Rodzić po ludzku. Walczy o poprawę warunków, w jakich kobiety wydają na świat potomstwo. Prawie 2 lata minęły od wprowadzenia nowego Rozporządzenia Ministra Zdrowia dot. standardów opieki okołoporodowej. Fundacja sprawdziła, jak wygląda wdrażanie nowych zasad w mazowieckich szpitalach. Okazało się, że zakładane standardy nijak mają się do rzeczywistości. Autorzy raportu piszą o rutynowym nacinaniu krocza, dezinformacja czy przedmiotowym traktowaniu kobiety. Z Waszych komentarzy pod artykułem Skandal na bydgoskiej porodówce był czy nie było? - wynika, że w Bydgoszczy jest podobnie.

Wybraliśmy te zaskakujące i przerażające opisy porodów, które opisały mamy w komentarzach:
**

Mgr pielęgniarstwa

Rodziłam dwukrotnie tam (Szpital Miejski przy ul. Szpitalnej - przyp. red.)) i była to jedna wielka masakra! Pozostawiono mnie sama sobie, panie położne poszły spać, dziecko miało ponad 4 kilo. Przy otwartych drzwiach przechodzaca jakąś pani poprosiła (obudziła) któraś z pań mówiąc, że rodzę, bo widzi włoski dziecka, a po wszystkim w nerwach i zaspana któraś z pań (nie wiem lekarz czy położna) stwierdziły, że będą mnie "skrobać" (na żywca, bez czegokolwiek p/bol-choć poród tak nie bolał jak to!) na wszelki wypadek, bo łożysko duże było!!! Skandal! Jestem mgr pielegniarstwa i nie spotkałam się w życiu z takim upodleniem jak w tym szpitalu! PS. nie ma żadnej wody, gazu, znieczuleń, czy innych leków, zazwyczaj nie można akurat "złapać" anastezjologa! I słyszałam to samo od wielu osób, to nie tylko moje doświadczenie.

Aleksandra

Niestety.. to nadal nie jest rodzić po ludzku. Rodziłam w "dwójce" drugiego synka. Przyjechaliśmy z mężem o 3 nad ranem, kiedy akcja już była gęsta. Nie było problemu, by mąż mi towarzyszył, więc tu wstawiam +. Jednak nocnej zmianie było bardzo nie na rękę to, bym urodziła jeszcze w nocy. Bez pytania mnie o zgodę podłączyli mi kroplówkę, jak się później okazało z środkiem przeciwbólowym. O godz 8 rano kiedy już byłam zmęczona, poprosiłam o znieczulenie - usłyszałam, że limit wyczerpany. Do cholinki! nie prosiłam o nie kiedy miałam jeszcze dużo siły!! Właściwie do godziny 9 nikt się mną nie zajmował.

Dopiero kiedy przyszła poranna zmiana, położna kazała mi wstać i trochę poćwiczyć. Godzinę później synek szczęśliwie znalazł się po drugiej stronie. Ale tutaj też nie pamiętam, by ktoś mi dawał druczek do podpisania "zgadzam się na cięcie krocza"!!! nie zgodziłabym się! A tu znienacka chlast!! Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala niemalże z sepsą. Źle mnie pozszywali i nie wyczyścili w środku.. Co najgorsze leżałam weekend na ginekologi i nie mogłam mieć synka przy sobie..


Dominika

Rodziłam w dwójce dwa lata temu. Do wyboru tego szpitala, skłonił mnie pobyt na patologii ciąży, warunki bardzo dobre, personel życzliwy oraz fakt, że mają gaz znieczulający (MSW w tym czasie gazu nie miał). Po przybyciu do szpitala na poród, nie było problemu, aby mąż był przy mnie. Ponieważ najpierw odeszły mi wody i nie miałam skurczy, przez 6h miałam chodzić po pokoju, skakać na piłce, siedzieć pod prysznicem, żeby akcja się rozpoczęła. Ok, przyjęłam do wiadomości, ale po tym czasie skurcze były za rzadkie i zaczęto podawać mi oksytocynę, po 2 h zaczęła się akcja, jednak nie mogłam już skakać i bujać się na piłce tak, jak mi było dobrze, ponieważ ściągałam pościel z łóżka, musiałam również uważać, bo byłam podłączona pod KTG. Następnie musiałam przenieść się na łóżko i w pozycji leżącej rodzić. Miałam ogromny problem, bóle się nasilały, usłyszałam że mam bardzo niski próg bólowy, prosiłam o znieczulenie i tu mega rozczarowanie, gdyż na gaz było rzekomo za późno. Nie dostałam wcześniej żadnej informacji o tym, że to już ostatni dzwonek. W zamian za to, dostałam zastrzyk w tyłek nie wiem z jakim środkiem i po nim nie wiedziałam co mnie bardziej boli, może to miało na celu odwrócenie uwagi od bólu porodowego.

W tym momencie zaczęłam tracić świadomość, nie rozumiałam co do mnie mówi położna, zauważył to mój mąż i tylko usłyszałam, że go na chwilę przepraszają. Zobaczyłam przed sobą dwóch lekarzy i usłyszałam hasło teraz panią natnę. Po chwili poczułam tak straszny ból, że pomyślałam, że umieram. Okazało się, że miałam poród kleszczowy. Kiedy dostałam synka i mąż był przy mnie, nie czułam już łyżeczkowania i szycia. Jeśli chodzi o lekarza, który to wykonywał, był bardzo sympatyczny, zagadywał, żartował, przyszedł jeszcze na salę i dopilnował, abym dostała lód na krocze. Pielęgniarki również sympatyczne. Nie oczekiwałam, że ktokolwiek będzie mi nadskakiwał. Dla mnie ogromnym minusem był brak znieczuleń, bolesne badanie rozwarcia szyjki macicy. Powiem szczerze naoglądałam się w telewizji jak to cudownie teraz rodzić. Ok z pewnością dużo się pozmieniało, warunki porodu się poprawiły, ale to nie wszystko. Chodzi o to, żeby położna faktycznie podpowiadała co robić, żeby wszystko przebiegało sprawnie i w miarę możliwości bezboleśnie, bo skoro ktoś może prosić o znieczulenie przy wyrywaniu zęba, to dlaczego w takiej sytuacji się nie należy? Dlaczego rodząca nie może kucać podczas porodu, prawo grawitacji z pewnością wiele by ułatwiło. Czy to zbyt wiele?



Ala

Mam 29 lat i rodziłam w MSWiA prawie rok temu. Siedzenie na gumowej piłce włożonej pod brudny PRL-owski prysznic z drzwiami otwartymi na korytarz było upokarzające. Prosiłam o znieczulenie lekarza chyba ze 100 razy, dostałam tylko przeciwbólowe zagadane dzięki położnej. Jak mnie lekarka badała to niczym scena z filmu dzień świra "wypiąć dupkę". Polska zdecydowanie nie jest jeszcze gotowa na rodzenie po ludzku

AM

Rodziłam 8 lat temu. Na początku robiono ze mną wywiad - wiadomo, ale wody płodowe tak mi leciały, że pielęgniarki z wielkim niezadowoleniem (pobrudziłam im posadzkę) powiedziały że mam coś z tym zrobić. Bóle były niemiłosierne - tylko na początku ktoś mnie zbadał a następnie zostawił samej sobie, mówiłam że rodzę, ale nikogo to nie wzruszało - (pierwsze dziecko pewnie będzie rodzić 24h). Po wielkich krzykach proszących aby mnie ktoś zbadał zlitowano się - i powiedziano mi że rodzę - co już czułam. Po porodzie nagle wszyscy lekarze, pielęgniarki się zlatują - oto okaz - pierwsze dziecko i poród w ciągu 2 h od przybycia


Zniesmaczona

Rodziłam w "dwójce" jakieś 1,5 roku temu. Bardzo długo zastanawiałam się nad wyborem szpitala, ale ostatecznie wybrałam powyższy ze względu na odległość. Był to najgorszy wybór w moim życiu. Od samego wejścia na porodówkę położne pokazywały swoją niechęć do pacjentów-wyśmiewały skurcze, które ich zdaniem sobie wymyśliłam i ogólnie były bardzo nieprzyjemne. Kazały mi się przebierać w koszulę na korytarzu. Co do sali narodzin, tak jak wspomniano wcześniej-jedynie gumowa piłka pod prysznicem, położne w niczym nie pomagają, gdyby nie było ze mną męża byłabym zdana wyłącznie na siebie! Nie mówiąc już o tym, że pani położna była wyłącznie w czasie porodu, pani doktor jak przyszła sprawdzić rozwarcie zdziwiła się, że to już czas, a przy mnie nikogo nie ma kiedy ja wyginam się z bólu i błagam o znieczulenie.

O znieczulenie prosiłam wielokrotnie, na co dostałam odpowiedz, że mam nie wymyślać, że aż tak mnie boli! Po długich cierpieniach otrzymałam zastrzyk zrobiony w mega złośliwy sposób-tak, że połowa mojego pośladka była czarnym siniakiem i uniemożliwiało mi to siedzenie przed dłuższy czas. Co do cięcia krocza-nikt mnie nie słuchał mimo, że cały czas protestowałam i prosiłam, aby nie nacinać-zrobiono to od razu. Nie wiadomo z jakiego powodu założono mi szwy na cewce moczowej co uniemożliwiało mi oddawanie moczu i powodowało straszny ból przez wiele dni, oczywiście nie było o tym ani słowa w wypisie ze szpitala-nawet położna na wizytach domowych była zszokowana tym faktem!

Po porodzie zero pomocy, ja nie miałam pokarmu, dziecko płakało, a położne były niewzruszone, ale za to świetnie potrafiły mnie opierdzielić za to, że ubrudziłam prześcieradło i śmiem prosić o czyste. w drugiej dobie po porodzie wypisałam się na własne żądanie i był to najlepszy wybór. Jednoosobowe pokoje to mega ściema. Istnieje taki chyba jeden, łazienki wspólne dla kilku pacjentek-w moim wypadku dla 5. szpital rodem z PRL, położne wredne i nieczułe,a w tym zawodzie chyba nie o to chodzi...Na zmianie, na którą trafiłam jedynie położna noworodkowa była położną z powołania i to ona tuż przed porodem mnie uspokajała i dodawała otuchy. Do Pań położnych - może zacznijcie pracować w Tesco na kasie, bo Wasze miny wskazują na to, że pracujecie w szpitalu za karę. Podsumowując - nigdy w życiu nie urodziłabym tam drugi raz! Dobrze, że dziecko jest tak cudownym skarbem i potrafi wynagrodzić te wszystkie cierpienia i sprawić, że zapomina się o bólu. Ogólnie nie polecam tam rodzić, sama przed porodem nie dowierzałam w historie opisywane na forach, myśląc, że pisały to histeryczki, niestety bardzo mocno się pomyliłam!


Monika

Rodziłam w Miejskim w listopadzie 2009 i w kwietniu 2013. Poród z kwietnia cały czas wywołuje bardzo złe wspomnienia. Lekarz był w trakcie mojego pobytu na sali porodowej dosłownie 2 minuty. Położna "rzeźnik" zjawiała się na chwilkę dolewała oksytyconę do kroplówki, robiła masaż szyjki i znikała. Poród trwał 2,5 godziny, ale do naturalnego brakowało mu bardzo dużo. Nacięcie krocza obowiązkowo, bo wg niej inaczej nie da się urodzić, a później szycie jeśli ze znieczuleniem to z zbyt słabym, bo w porównaniu do pierwszego porodu ból był niesamowity. Szwy zakładała położna oczywiście tak niefortunnie, że od 3 doby baardzo ciągneły, chodzić nie mogłam i wyłam z bólu- aż do momentu ich zdjęcia... Opieka poporodowa..? Każda zgłaszana dolegliwość, obawa, prośba o pomoc wg położnych- niemożliwe, nie widzę potrzeby... (...)


Smerfeta

Ja rodziłam w 2009 roku w w.w. szpitalu. Porodu nie wspominam miło. O tym że przy znieczuleniu do kręgosłupa musi być zbadana krew na krzepliwość dowiedziałam się od męża Pani rodzącej obok mnie. Miałam bóle krzyzowe!!! Pomimo wyników badań usg robionych w tym szpitalu dwa dni przed porodem dwa razy byłam na usg podczas porodu bo lekarze nie wierzyli, że tak duże może być dziecko. po 19 godzinach bóli krzyżowych i skurczy jedyny mądry człowiek na oddziale stwierdził po zbadaniu mnie "wielkim cyrklem" że jestem za mała żeby urodzić i że czas na cesarke! Po zabiegu podeszła do mnie położna i powiedziała że dobże że kazałam pobrać sobie krew na krzepliwość. Po cesarce musiałam przebywać 4doby które były w miare ok.


Zobacz też:

Jarmark Świętojański

Buskers Festival

Pokazy ratownictwa

50 lat osiedla Błonie

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto