Mariusz Szczygieł będzie gościem bydgoskiej biblioteki
Dla wszystkich, którzy nie mogli się doczekać kolejnych poczynań Dżordżów, mamy dobrą wiadomość - w piatek wieczorem można było ich usłyszeć na żywo.
Wcześniej jednak namówiliśmy jedną czwartą zespołu na małe zwierzenia. „Ostatni dzień“, w przeciwieństwie do poprzednich albumów, jest w całości po polsku. - Kiedyś musiało to nastąpić - tłumaczy Magda Powalisz, wokalistka i gitarzystka GDS. - Przy okazji wszystkich wywiadów dziennikarze zamęczali nas pytaniami, czemu po angielsku. Postanowiliśmy więc zrobić im psikusa - i teraz wszyscy pytają, dlaczego po polsku. Teksty napisała Emilia Walczak, bydgoska pisarka, niedawno nagrodzona na Konkursie Literackim im. H. Berezy w Szczecinie.
Pierwsze, co od razu rzuca się w oczy, to tytuły utworów, które są tytułami polskich filmów z początku lat 60. „Ostatni dzień lata“, „Pętla“, „Ósmy dzień tygodnia“ - to kilka z nich.
- Wszystko zaczęło się od piosenki, którą nazwałam „Ostatni dzień lata“ - tłumaczy. - Chciałam chyba przemycić w ten sposób informację o mojej miłości do twórczości Tadeusza Konwickiego. A później stwierdziłam, że resztę też zatytułuję według tego klucza: tytuły polskich filmów, które powstały około 1960 roku, czyli, moim zdaniem, w najlepszym okresie w kinie polskim.
Album zaczyna się od słyszanego jakby z oddali jazzowego motywu. - To wymyślił Radek (Maciejewski - gitarzysta) - mówi Emilia. - I ten motyw świetnie oddaje klimat polskiego kina tamtych lat.
Na płycie są dwa rodzaje tekstów. - Takie, które napisałam zanim się w ogóle pojawiła muzyka, i dwa, które pisałam pod linię wokalną Magdy - opowiada. - Puściła mi nagranie z próby - tam śpiewa „lalala“, a ja pod to „lalala“ układałam słowa. To była katorga, bo sylaby musiały się zgadzać i to mnie ograniczało. Ale chyba nie wyszło najgorzej - śmieje się. Nie wyszło. Wyszło całkiem nieźle. Płyta wydaje się być dopracowana w szczegółach - nie tylko pod względem tekstowym, ale również muzycznym. Jak długo powstawała?
- Po około roku od momentu, kiedy dołączył do nas Marcin Karnowski, perkusista, mieliśmy skompletowany materiał właściwie na całą płytę - odpowiada Magda. - Kilka numerów odrzuciliśmy jednak, bo za bardzo odstawały od innych, i zdecydowaliśmy się zarejestrować sześć, przy czym przekonani byliśmy do czterech... W studio okazało się jednak, że te sześć numerów całkiem fajnie ze sobą współgra, a jeden z tych, które były do odrzutu, „Ósmy dzień tygodnia“, został pierwszym singlem.
Sama praca w studio zajęła im około 3-4 miesięcy. - Mimo że z Jarkiem Hejmannem, który był realizatorem, rozumiemy się bez słów, długo kombinowaliśmy, od której strony ugryźć te nagrania, jakim brzmieniem oddać te weselsze nuty - przyznaje Magda. - Dużym wyzwaniem było również śpiewanie po polsku. Nagle okazało się, że nie wystarczy trafiać w odpowiednie dźwięki, ale trzeba też panować nad wymową, wyraźnie wymawiać końcówki wyrazów, nieszczęsne „ą“ i „ę“, i radzić sobie jakoś z karkołomnymi zbitkami spółgłosek, jakich przecież w języku polskim nie brakuje.
Materiał jest inny niż poprzednie, ale... - Chłopcy widzą w nim kontynuację drogi podjętej przy „Snow lovers are dancing“ (pierwszy album). I pewnie coś w tym jest, jednak niekoniecznie chodzi tu o samą muzykę. Raczej o radość ze wspólnego grania, taką trochę szczeniacką, w końcu niewiele brakowało do zakończenia tej naszej wspólnej z muzyką przygody - dodaje na koniec Magda.
George Dorn Screams: Magda Powalisz, Wojtek Trempała, Radek Maciejewski, Marcin Karnowski
Joanna Pluta
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?