Kłopoty z wozem strażaków z Gruczna zaczęły się w połowie września 2020 roku. - Pojechaliśmy na śmiertelny wypadek na S5. Przez trzy godziny auto pracowało na wolnych obrotach. Bo taka jest zasada, że samochodu podczas akcji się nie gasi – mówi Damian Bartczak. - Kiedy wracaliśmy do remizy, silnik zaczął wydawać dziwne dźwięki. Zapaliły się też kontrolki. Ale jakoś z górki dojechaliśmy - dodaje.
Auto trafiło do serwisu. Ale niestety okres gwarancyjny dobiegł końca w czerwcu 2020 roku. - Mimo to dostaliśmy informację od serwisanta, że ten pokryje 40 procent kosztów zakupu części zamiennych. Ale koszty naprawy były o wiele wyższe. Gmina Świecie w styczniu uregulowała za to fakturę w wysokości 25 tysięcy złotych netto. A samochodu nie ma do tej pory. Co chwilę słyszymy, że będzie za tydzień - wyjaśnia Damian Bartczak.
Druh z OSP Gruczno mówi także, że gdyby auto było do dyspozycji strażaków w nocy z 22 na 23 lutego, skutki pożaru w piekarni byłyby o wiele mniejsze. - Mieliśmy na miejsce około 300 metrów. Dotarliśmy jako pierwsi. A to jest nasz wóz tzw. pierwszowyjazdowy. Technicznie dużo sprawniejszy i lepiej wyposażony od drugiego. Ma chociażby prąd szybkiego natarcia. Można go było skierować na górę i zabezpieczyć strych, który ostatecznie się spalił. Pomijam fakt, że jeśli mielibyśmy dwa auta, nasza siła rażenia byłaby dwukrotnie większa - wyjaśnia Damian Bartczak.
Telefonicznie próbowaliśmy uzyskać stanowisko serwisanta w tej sprawie. Zostaliśmy poproszeni o przesłanie pisma drogą pocztową. Po uzyskaniu odpowiedzi opublikujemy jej treść na naszych łamach.
Straty jakie spowodował pożar piekarni w Grucznie zobaczyć możecie klikając w poniższą galerię.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?