Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hurtowa zadyszka

Jacek Gałęzewski
Konkurencja wielkich marketów daje się we znaki nie tylko małym sklepom rolno-spożywczym. Od kilku lat w Bydgoszczy systematycznie spadają także obroty w hurcie spożywczym.

Konkurencja wielkich marketów daje się we znaki nie tylko małym sklepom rolno-spożywczym. Od kilku lat w Bydgoszczy systematycznie spadają także obroty w hurcie spożywczym. Wystarczy odwiedzić wielkie targowisko hurtowe przy ul. Kieleckiej, by przekonać się o skali zjawiska. Coraz mniej jest kupujących, a kolejne opustoszałe magazyny idą do rozbiórki.

Pierwsze symptomy zastoju hurtownicy odczuli w połowie lat 90 po otwarciu w Bydgoszczy pawilonu wielkiego pośrednika między producentami i handlowcami - Macro Cash and Carry. Gigant mający sieć placówek w całym kraju jest w stanie wynegocjować bardzo dobre ceny u producentów, co czyni go trudnym konkurentem dla zwykłych hurtowników. Jednak po pierwszych zachwytach, m.in. ze względu na pewną uciążliwość procedur zakupu, wielu handlowców powróciło do wcześniejszych dostawców. Prawdziwy kryzys zaczął się w branży hurtowej wraz z inwazją hipermarketów. Ich działy sprzedaży zaopatrują się głównie bezpośrednio u producentów, pomijając pośrednio ogniwo. Z każdym nowo otwieranym hipermarketem hurtownicy tracą kolejnych klientów.

Widać to chociażby po coraz mniejszej liczbie placówek na największym targowisku w Bydgoszczy przy ul. Kielckiej.
- W najlepszych czasach mieliśmy 216 pawilonów wykorzystywanych przez hurtownie. 46 już zlikwidowaliśmy. I na tym nie koniec - mówi Marian Brzezicki, prezes firmy Mewgawat administrującej targowiskiem przy Kieleckiej. Miejsca po zlikwidowanych pawilonach przeznaczane są sukcesywnie na zwiększenie zielonego targowiska, na którym chłopi sprzedają płody ziemi. Rolników pojawia się tu coraz więcej, ale nie jest to efekt zwiększonego popytu. Po prostu inne możliwości zbytu się skończyły i rolnicy nie mając wyboru, decydują się na spieniężanie towaru we własnym zakresie. Z zainteresowaniem klientów jest jednak słabo. By dostać dobre miejsce, trzeba przejechać przed północą. Ale i to nie gwarantuje sukcesu.

- W ciągu tygodnia sprzedaję około 5 ton ziemniaków. Po odliczeniu kosztów targowych (31 zł/doba) oraz transportu zarobek jest bardzo mizerny. Na granicy opłacalności - tłumaczy nam jeden z rolników sprzedających przy ul. Kieleckiej.
Pani Anna sprzedaje dziennie około 2000 jaj. - To o 50 procent mniej niż w ubiegłym roku w tym czasie - szacuje.
Stosunkowo mniejszy spadek obrotów zanotowała hurtownia Jolinex zaopatrująca detalistów w owoce.
- W porównaniu z ubiegłym rokiem zbyt zmalał o mniej więcej 10 procent. Ludzie coraz mniej kupują w sklepach, bo wiadomo jaka jest sytuacja gospodarcza, a my jesteśmy następnym ogniwem, na którym się to odbija - mówi sprzedawca z Jolinexu.
Półhurt, czyli detal
Jednym ze sposobów w jaki pośrednicy próbują się ratować przed drastycznym spadkiem wpływów jest półhurt, czyli praktycznie sprzedaż detaliczna.
- Wolę zaopatrywać się w owoce tutaj niż w hipermarkecie. Wydaje mi się, że są świeższe i tańsze - ocenia pan Andrzej z Wyżyn, który kupił właśnie w jednej z hurtowni 5 kilogramów śliwek na powidła. Jednak indywidualnych klientów, podobnie jak detalisów jest coraz mniej. W tej sytuacji hurtownikom coraz trudniej utrzymać się na powierzchni.
- Sporo firm ulega likwidacji, bo nie są w stanie wypracować zysku. Te co pozostają, łączą się i ograniczaja zatrudnienie, by obniżyć w zanczącym stopniu koszty - potwierdza Małgorzata Gęsikowska, prezez Wojewódzkiego Zrzeszenia Handlu i Usług.
Opinię o jednoczeniu się hurtowników potwierdza prezes Brzezicki.
- Zauważam skłonność do jednoczenia się i ścisłej specjalizacji. Dostrzegam też pojawienie się hurtwników nowego typu. Bardzo elastycznych, szybko dostosowujących się do aktualnej sytuacji na rynku - tłumaczy.
Zdaniem M. Gęsikowskiej, szansą na poprawę sytuacji jest przygotowywany w Sejmie projekt ustawy o handlu.
- Konieczne jest określenie roli poszczególnych ogniw w handlu. Obecnie jest to zachwiane przez takie zjawiska jak chociażby półhurt. Ta praktyka szkodzi detalistom. Ale jeśli pada sklep, to jednocześnie hurtownicy tracą klienta i tak koło się zamyka. Dlatego potrzebne są ustawowe regulacje rynku - przekonuje Gąsikowska.
Sposób z giełdy?

Jednym ze sposobób na regulację rynku rolnego są giełdy rolne. W naszym regionie podjęto dotychczas dwie próby utworzenia takiej instytucji. W obydwu przypadkach zakończyło się to jednak niepowdzeniem. Przedsięwzięcia nie były rentowne. W tej sytuacji wątpliwe jest, by ponownie ktoś zdecydował się w najbliższym czasie na ponowną próbę.
Obecnie najbliższa giełda rolna znajduje się w Wielkopolsce.

Z dotychczasowej sytuacji na rynku hurtowym klienci powinni być raczej zadowoleni. Ceny żywności od wielu miesięcy rosną wolniej niż inflacja. Specyfika produktu sprawia natomiast, że mimo nadwyżek, do klientów rzadko trafia nieświeży towar. Mając wszelkich produktów do wyboru, do koloru żaden detalista nie odważy się wziąć do sprzedaży przywiędłych warzyw lub owoców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto