Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakub Żulczyk: "Wyjątkowo inteligentny rodzaj głupoty" [relacja ze spotkania]

Redakcja
Nie taki straszny Jakub Żulczyk, jak go media wykreowały, nie ...
Nie taki straszny Jakub Żulczyk, jak go media wykreowały, nie ... materiały promocyjne
Nie taki straszny Jakub Żulczyk, jak go media wykreowały, nie taki straszny, na jakiego wydaje się czasem, że kreuje się sam. Autor nazywany pisarzem pokolenia emo, pokazał się w Bydgoszczy z zupełnie innej strony.
Czytaj też:
» Jakub Żulczyk w Węgliszku

Być może organizatorzy, aby wymusić na nim większą dozę przyzwoitości, wybrali takie a nie inne miejsce - ulokowane jak najbliżej nieba. Dodatkowo przyprawiono je lecącą w tle melancholijną muzyką, połączoną z cały czas wyświetlanymi iście krwistymi ujęciami z lasu. Pierwsza myśl – jakże to nie pasuje do spotkania! A jednak.

Z drugiej strony, to może wcale nie poddasze, a Marcin Karnowski swoim ledwie słyszalnym głosem i lekkim wycofaniem, dał się zwyczajnie popisać autorowi i otworzyć. Ten mówił sporo i praktycznie bez specjalnych zachęt. A w przypadku pytań dość często słyszanych, jak „skąd pomysł na książkę?”, na które zwykle odpowiada „z głowy”, decydował się na dużo bardziej rozbudowane odpowiedzi.

Właściwie każda z wypowiedzi Żulczyka ciągnęła się dość długo, na co wydaje się z ulgą reagował Marcin Karnowski, który niechętnie sięgał po mikrofon - a ten był w jego przypadku niezbędny , przeciwnie do Jakuba Żulczyka , którego głos nagłaśniał się sam (choć trzymał nie włączony mikrofon, aby, jak sam mówił, nie było prowadzącemu niezręcznie).

Publiczność zebrała się spora (szczególnie biorąc pod uwagę, że to drugie odwiedziny tego autora w Bydgoszczy w przeciągu pół roku), przeszło dwudziestoosobowa, dając odczuć autorowi, że znalazł się w odpowiednim miejscu. Chętnie więc opowiadał, nawet o tym, co powtarzał już nie raz.

- Przeczytałem na stronie "Lampy", że nie przyjmują tekstów mailem – wspominał początki swojej kariery Żulczyk. - Wyobraziłem więc sobie te bryły makulatury, których nikt nie czyta, co zresztą potem okazało się prawdą, i wysłałem swoje opowiadanie na maila. Po miesiącu Dunin się odezwał, co było dla mnie totalnym zaskoczeniem.

Dunin (ten pan, który „odkrył” Masłowską) chciał, aby wydłużył swoje opowiadanie dwukrotnie, a gdy to nastąpiło, zaproponował mu wydanie go w formie książki. Niewiele czasu minęło, gdy ukazała się pierwsza powieść Żulczyka, zatytułowana „Zrób mi jakąś krzywdę”. Następne posypały się wręcz lawinowo kolejne: „Radio Armagedon”, „Instytut”, „Zmorojewo”, a niedawno najnowsza, kontynuacja „Zmorojewa”, „Świątynia”. „Świątynia”, wydawałoby się naturalna gwiazda wieczoru, nie zdominowała jednak rozmowy. I dobrze.

Niezwykle przyjemnie musiało się słuchać obecnym o teoriach na temat świata, w którym najsmutniejszy nie jest fakt, że ludzie zapominają jakieś stare legendy, lecz to, że są w nich zatopieni po same uszy, o czym zresztą starał się napisać w "Radiu Armagedon". Dobrze też prawił o czkawce milenijnej i epilepsji informacyjnej. O znajomości z Nienackim, o którym wiedział za młodu, że posiadał motorówkę, co z pewnością wpłynęło na jego wyobrażenie zawodu pisarza, które jednak z czasem uległo wyraźnej zmianie.

Mimo kameralnej atmosfery, publiczność stroniła od pytań. Nie znaczy to, że nie było ich w ogóle. Pytano: co sądzi o Krzysztofie Skibie („wyjątkowo inteligentny rodzaj głupoty” - szanuje czyli), jaki nosi tytuł jego najnowsza książka („Tak bardzo nie chcę zostać sam”), czy zdarzyło mu się kiedyś mocno zdziwić po napisaniu książki (dwa razy tak: raz, że skończył pisać powieść, a tu brak fajerwerków; dwa, że kilka miesiącu po napisaniu "Instytutu", ten wciąż mu się podobał), czy ma chwile załamania (ma, ale szybko mijają) i jak odpoczywa (oj, to długa historia, ale sedno sprowadza się do tego, że: lubi adrenalinę i ciepłą wodę w wannie). Można też wspomnieć o tym, że pytać się opłacało. Pani, która pozwoliła Żulczykowi przenieść się myślami do tych magicznych chwil relaksu, na koniec spotkania otrzymała od niego egzemplarz „Świątyni”, na co zazdrosnym spojrzeniem i oklaskami zareagowało kilka osób.

Oczywiście, dało się odczuć, że to młody autor, po swojemu nie stroniący od kolokwializmów - z szalonym kierowcą z Ukrainy czuł się nie tyle co bezpiecznie, co "kurcze" bezpiecznie, a jego nowa książka nie jest w przygotowaniu, lecz "na tapecie". Jakub Żulczyk wydawał się jednak wyjątkowo miłym facetem, że aż ciężko uwierzyć, że przez lata swojego pisarskiego doświadczenia tylu ludziom zalazł za skórę.

Nie stracił nawet cierpliwości, gdy jakiś mniej uważny słuchacz pod koniec spotkania zapytał go ponownie o początki jego pisarskiej drogi. Westchną tylko, pomilczał minutę i z uśmiechem w głosie streścił ją raz jeszcze. In plus – panie Jakubie!

Zobacz też:

Historia na Wzg. Dąbrowskiego

Oryginalny mandat za złe parkowanie

El Schlong w Mózgu [foto]

Blogi MM: Była sobie Dworcowa
Dołącz do MMBydgoszcz.pli napisz artykuł! Poinformuj nas, co się dzieje w mieście. Pochwal się swoimi zdjęciami, komentuj wpisy i załóż własnego bloga!
» dodaj artykuł
» dodaj zdjęcia
» dodaj wydarzenie
» dodaj wpis do bloga
od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto