Na ten temat napisano już nie jedną magisterkę, pracę doktorską z zakresu socjologii, kulturoznawstwa czy teologii. Nie będę się zatem rozpisywać. Nie zamierzam oceniać postawy młodych ludzi, ponieważ nie taka jest moja rola. Sama nie raz po obfitej Wigilii spotykałam się z przyjaciółmi, by pogadać o przygotowaniach do świąt, świątecznej atmosferze, planach sylwestrowych. I zwykle wszyscy mieli bardzo podobne doświadczenia, zwłaszcza, w temacie świątecznej atmosfery. Że po kilku nerwowych dniach i kulminacji w postaci wielkiej kłótni w dzień Wigilii, do stołu siadali z naburmuszonymi minami, a umęczone mamy prawie zasypiały nad talerzem z karpiem.
Święta to, czy wojna?
I dlatego myślę sobie, że doszło do jakiegoś pomieszania z poplątaniem. Jak wiele osób pamięta o co w ogóle chodzi w tych dwóch dniach i wieczornym preludium w postaci wieczerzy wigilijnej? Patrząc na szał panujący w supermarketach dwa tygodnie przed świętami, ja osobiście miałam wrażenie, że to nadchodzi wojna i wszyscy robią zapasy na co najmniej pół roku. Kupowali masę jedzenia, ale też ubrania, bo przecież czołgając się można podrzeć spodnie, czy podrzeć kurtkę. Zamiast uśmiechniętych twarzy, w galeriach handlowych panował popłoch i najczęściej widziało się zaciśnięte usta i rozbiegany wzrok kupujących. Ja w to nie wchodzę, dziękuję bardzo.
Bardzo chętnie korzystam jednak z tego krótkiego czasu wolności od pracy i obowiązków, by po wieczerzy poleżeć sobie z książką, nadrobić filmowe zaległości, czy właśnie spotkać się z przyjaciółmi. Cieszy mnie to, że podczas świąt nie trzeba trzy dni siedzieć zamkniętym w swoim domu, wcinać karpia i wstydzić się zadzwonić do znajomych, by nie psuć im „rodzinnej atmosfery”.
Z kolędą na ustach poszli w noc
Bydgoskie kluby w Wigilię i dni świąteczne pobijały zarobkowe rekordy. Młodzi płacą 50-tkami i stówkami, które dostali od „gwiazdorów”. Barmani mają kłopot w wydawaniem reszty, są mocno zmęczeni, bo imprezy trwają grubo w noc.
Z tego co wiem, rekordy jeśli chodzi o frekwencję padły w Tabubarze. Bardzo szybko skończyło się piwo, a w papierosowym dymie trudno było dostrzec, kto swój, a kto wróg. Impreza ponoć bardzo udana mimo kilometrowych kolejek do baru, w którym po kolei kończyły się wszelakie trunki.
Podobnie było w Mózgu. Impreza, choć bardziej nasiadówka (z tanecznymi improwizacjami od godziny 3 w nocy) trwała do 5. Spotkali się młodzi ze starymi, znajomi z nieznajomymi.
W kolejne dni kluby odwiedzane były z coraz to większą częstotliwością i ludzi było jeszcze więcej. Było bardzo radośnie i przyjemnie. Wszyscy ci którzy ostatnie pół roku spędzali na emigracji na „wyspach”, czy w innych rejonach Europy pooddychali rodzinnym powietrzem. My zaś tu zasiedzieli, posłuchaliśmy, jak im na obczyźnie. Czasem ze współczuciem, a czasem z zazdrością.
Zobacz też:
Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?