Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koniec ery Renifera

WALDEMAR PIÓRKOWSKI
Proces przeciwko Adamowi R., w którym zarzucono mu udział w bójce i kierowanie grupą przestępczą zajmującą się ściąganiem haraczy, dobiega końca. Na połowę maja toruński Sąd Rejonowy zaplanował mowy końcowe prokuratora ...

Proces przeciwko Adamowi R., w którym zarzucono mu udział w bójce i kierowanie grupą przestępczą zajmującą się ściąganiem haraczy, dobiega końca. Na połowę maja toruński Sąd Rejonowy zaplanował mowy końcowe prokuratora i obrońcy w tej sprawie. Przed ogłoszeniem wyroku, ostatnie słowo wygłosi również oskarżony. Można spodziewać się długiego oświadczenia.

Adam R. na sali rozpraw był nad wyraz spokojny. Cały czas coś skrzętnie pisał, a potem spokojnym głosem, a czasami z lekkim, ironicznym uśmiechem zadawał pytania świadkom. Był wyraźnie zadowolony, gdy zeznający mężczyźni, uważani za jego żołnierzy, byli nad wyraz lojalni. Ani słowem nie obciążali swego szefa, który starał się zachowywać, jak na prawdziwego przywódcę przystało. Mirosława K., jednego ze swoich najbliższych współpracowników, który obecnie też przebywa w więzieniu, nazywał wprost swoim przyjacielem, życzył mu zdrowia i jak najszybszego wyjścia na wolność. Dziękował za opiekę nad swoją rodziną.

Kolejnego pytał o jego kłopoty z alkoholem. Innemu świadkowi, który w więzieniu spędził kilkadziesiąt lat, chciał uścisnąć dłoń.

Ponad 40-letni mężczyzna nie ukrywał, że przez wiele lat był związany ze środowiskiem przestępczym. Twierdził nawet, że w nim wyrósł. Ale nigdy nie podkładał nikomu bomb i nie nastawał na czyjeś życie. To nie mieściło się w kanonie zachowań jego pokolenia. To cecha młodych, którzy chcieli przejąć po nim rynek. Czasami sprawiał wrażenie pogodzonego ze swoim losem. Mówił wprost, że wie, iż wyrok na niego już dawno został wydany.

Mistrz kamuflażu

- To mistrz kamuflażu - tak mówią policjanci o Adamie R. Pewnie mają rację, skoro był poszukiwany listem gończym przez dwa lata. Został zatrzymany jesienią ubiegłego roku w Bydgoszczy. Zresztą nie pierwszy raz tak długo skutecznie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. W listopadzie 1998 roku ten sam mężczyzna również zniknął na wiele miesięcy. Wtedy potrzebny był prokuraturze z powodu udziału w bójce na sądowych korytarzach. W końcu sam zgłosił się na policję.

Adam R., pseudonim "Renifer" ma zawodowe wykształcenie. Wyuczył się zawodu introligatora. Dziś jest na rencie i ma bogatą kartę karną. Pierwszy raz skazano go za kradzież, gdy miał 16 lat. Siedział między innymi za gwałt i rozbój. W sumie za kratkami spędził kilkanaście lat. W pierwszej połowie lat 90-tych wyrósł na przywódcę lokalnej grupy przestępczej zajmującej się wyłudzeniami towarów i wymuszeniami haraczy. Trzymał wszystkich twardą ręką i miał posłuch wśród ludzi.

- Jak Adam rządził, to był porządek - mówił jeden z jego kolegów w 1998 roku, gdy Adam R. ukrywał się po sądowej strzelaninie. - Nie było żadnych bomb. Najwyżej ktoś komuś dał po pysku i prochów na dyskotekach dla małolatów też nie można było kupić. Zresztą on na narkotyki patrzył cały czas niechętnie.
Czy można wierzyć mężczyźnie, który podawał się za przyjaciela Adama R., skoro Kamilla S., wdowa po Pawle S. zastrzelonym w pobliżu toruńskiego "Filmaru" powtarzała na kilku procesach, że jej mąż zajmujący się handlem narkotykami brał je właśnie od Adama R.? On z kolei dostawał je od kogoś z Warszawy. To by też świadczyło, że powiązania "Renifera" nie ograniczały się jedynie do naszego regionu.

Bójka w sądzie

Na początku drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych Adam R. wraz z Grzegorzem K. pseudonim "Rudy" trafił jednak do aresztu. W związku z podejrzeniem o oszustwa. Wtedy jego miejsce chciał zająć mieszkaniec Chełmży, Andrzej B. pseudonim "Banan". Może i by się to mu udało, gdyby sąd w połowie 1998 roku nie zwolnił z aresztu Adama R. i Grzegorza K. "Renifer" na wolności nie pozwolił, by ktoś odsunął go na boczny tor. Doszło do konfrontacji.

Pierwszą jej ofiarą był "Rudy". Ktoś podrzucił mu do domu bombę. Stracił wzrok, a jego żona została ranna. Kilka dni później kilkudziesięciu mężczyzn przyjechało do Chełmży. Szli przez miasto i szukali "Banana".

- To była demonstracja siły. To, że Adamowi R. udało się skrzyknąć tak dużą grupę, świadczyło o jego sile i posłuchu - mówi jeden z toruńskich prokuratorów.
W połowie listopada 1998 roku w barze "U Kota" przy ulicy Mickiewicza w Toruniu siedział "Renifer" i kilku jego żołnierzy. Bombę niósł dla nich "Baranek".

Wybuchła kilka minut za wcześnie. Młody mężczyzna zginął na miejscu.
Do bezpośredniego starcia "Banana" i "Renifera" doszło 19 listopada 1998 roku na korytarzach ówczesnego Sądu Wojewódzkiego w Toruniu przed ogłoszeniem wyroku w sprawie Edwarda Ś. i jego żołnierzy. Jednym z oskarżonych był Andrzej B. Na schodach czekał na niego "Renifer" i kilkunastu jego kompanów.

- Przyszliśmy, bo chcieliśmy spojrzeć w oczy temu "Bananowi" - powiedział podczas późniejszego procesu w sprawie sądowej strzelaniny, jeden z kompanów Adama R.

Spotkanie w sądzie skończyło się bójką, padły też dwa strzały. Za udział w tym zdarzeniu 10 mężczyzn skazano na kary od pół roku do trzech lat więzienia.

Na deser

W czasie, gdy "Renifer" rywalizował z "Bananem", w Toruniu pojawił się nowy konkurent, Dawid B. zwany "Dawidkiem". On nie bawił się w haracze. Zajmował się przemytem papierosów i alkoholu. Nie chciał dzielić się z Adamem R.

- On uważał, że jestem mu coś winien, powinienem się z nim dzielić. A ja chciałem robić swoje. Tym bardziej, że nasze interesy nie miały ze sobą nic wspólnego - mówił Dawid B. podczas procesu przeciwko Adamowi R. "Dawidek" siedzi obecnie w więzieniu. Ma wyroki za nielegalne posiadanie broni.

Dawid B. dwa razy o mały włos nie stracił życia, bo pod jego samochodem były bomby. Ktoś celował do niego także z pistoletu, ale broń się zacięła i nie wypaliła.
- Słyszałem od znajomych, że Adam R. zostawił mnie sobie na deser - mówił w sądzie Dawid B.

Nie wszyscy żołnierze "Renifera" okazali się jednak lojalni wobec szefa. Z "Dawidkiem" związał się na przykład Grzegorz Ch. W marcu 2000 roku w jego mercedesie użytkowanym przez Roberta G., jednego z najbardziej zaufanych ludzi "Renifera", ktoś podłożył bombę. Autem tym jeździł także Adam R.

Ładunek zauważył jednak wcześniej Robert G. Policjanci go zdetonowali, ale razem z samochodem. Od tamtego czasu ludzie "Renifera" byli przekonani, że bomba w mercedesie przeznaczona była dla szefa i stoi za tym Grzegorz Ch. i jego koledzy.

Strzały na parkingu

Niektórzy mówią, że w sierpniu 2000 roku przed toruńskim "Filmarem" zginąć miał właśnie Grzegorz Ch. To była zemsta za nielojalność. Ten mężczyzna został jednak tylko ciężko ranny. Zamachowiec zabił natomiast Pawła S., znanego policji jako diler narkotyków.

- Oskarżony chciał wyeliminować męża z dyskotek, które obstawiał - zeznawała Kamilla S., wdowa po zastrzelonym przed "Filmarem". - Konflikt był, ale dokładnie nie wiem, na jakim tle byli podzieleni.

Kilka dni po tej strzelaninie prokurator postawił Robertowi G., współpracownikowi "Renifera" zarzut pomocnictwa w tej zbrodni. Został za to nieprawomocnie skazany na 25 lat więzienia. Wyrok został jednak uchylony do ponownego rozpatrzenia i obecnie toczy się drugi proces w tej sprawie. Zakończy się najwcześniej przed wakacjami.

Adam R. cały czas twierdzi, że nie ma nic wspólnego z podkładaniem bomb Dawidowi B. i zabójstwem Pawła S., czy nawet zastraszaniem nielojalnych żołnierzy i tych, których uważał za konkurentów.

Co wie koronny?

Przy okazji śledztwa w sprawie zabójstwa przed "Filmarem", wyszło także na jaw, że wiosną ubiegłego roku, w okolicach toruńskiego zamku krzyżackiego doszło do spotkania Pawła S. z ludźmi "Renifera". Zastrzelony później mężczyzna został wtedy ciężko pobity. W tym czasie prowadzono także śledztwo dotyczące ściągania haraczy od toruńskich restauratorów. Jesienią 2000 roku dla Adama R. i jego grupy nastały ciężkie czasy. Zatrzymano ponad 20 ludzi uważanych za żołnierzy "Renifera". Prawie wszyscy trafili na długo do aresztu. Adam R. zdążył zniknąć. Mówiło się wówczas, że ktoś go ostrzegł.

Podobno najpierw co najmniej kilkunastu właścicieli lokali chciało zeznawać przeciwko Adamowi R. i jego ludziom. Do procesu dotrwała praktycznie tylko jedna kobieta, właścicielka agencji towarzyskiej, która przez cały czas nie zmieniła swoich zeznań. Między innymi na podstawie jej słów, na prawomocne już wyroki więzienia skazanych zostało 16 mężczyzn z grupy Adama R. Kiedy na początku tego roku, na ławie oskarżonych zasiadł Adam R., kobieta nie bała się obciążyć także jego.

Na procesie mężczyzny oskarżonego o kierowanie związkiem przestępczym pojawił się także nowy świadek. Tak zwany koronny, czyli skruszony przestępcą, który w zamian za darowanie wyroku i nową tożsamość sypie swoich kolegów. Podobno pochodzi on z okolic Olsztyna i miał coś do powiedzenia na temat przestępczej działalności Adama R.

Nie wiadomo dokładnie co, ponieważ sąd na czas jego zeznań wyłączył jawność rozprawy. Prawdopodobnie obciąża nie tylko tego oskarżonego. Mówi się, że zeznaje przeciwko innym toruńskim gangsterom młodszego pokolenia. Głównie jeżeli chodzi o handel narkotykami. Nikt nie chce tego potwierdzić, ale podobno toruńska prokuratura, bazując na jego zeznaniach, prowadzi postępowanie przygotowawcze w tej sprawie. Być może więc wkrótce będą stawiane kolejne zarzuty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto