Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus w Polsce. Co z weselami, chrzcinami, porodami? Ludziom posypały się plany

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
Joanna wkrótce zostanie mamą. - To mój pierwszy poród, ale gorszego czasu na rozwiązanie nie mogłam sobie chyba wybrać - mówi nasza koleżanka redakcyjna.
Joanna wkrótce zostanie mamą. - To mój pierwszy poród, ale gorszego czasu na rozwiązanie nie mogłam sobie chyba wybrać - mówi nasza koleżanka redakcyjna. Archiwum rodzinne
Koronawirus burzy misternie przygotowywanie weselne plany, budzi niepokój u przyszłych mam. Przekładane są chrzty, a pogrzeby odbywają się w kameralnym gronie.

Beata i Adam mieli się pobrać 12. kwietnia - w Wielkanoc. Od dwóch lat przygotowywali do tego wyjątkowego dla nich wydarzenia.
- Z dużym wyprzedzeniem załatwiliśmy lokal. Wynajęliśmy samochód i zespół muzyczny, który miał przygrywać do tańca naszym gościom. Z księdzem też mieliśmy już wszystko dogadane - mówi pani Beata. - Mam już suknię ślubną, a narzeczony garnitur. Nawet panieńskie i kawalerskie już było. Tymczasem w poniedziałek dostaliśmy telefon, że restauracja jest zamknięta do odwołania i mogą nam zorganizować wesele, ale latem... w czwartek, bo sobotnie terminy są już zajęte. Jesteśmy załamani. Zaprosiliśmy 100 gości, w tym znajomych z Niemiec. Całe nasze plany runęły w jednej chwili. Czy jeśli przełożymy wesele, uda się zgrać na nowo wszystkie terminy? Jakie będą koszty? Rozesłaliśmy już informację do gości, że na 99 proc. wesele przełożone.

Mam już suknię ślubną, a narzeczony garnitur. Nawet panieńskie i kawalerskie już było. Tymczasem w poniedziałek dostaliśmy telefon, że restauracja jest zamknięta do odwołania i mogą nam zorganizować wesele, ale latem... w czwartek, bo sobotnie terminy są już zajęte

Przyszłe mamy pełne niepokoju

- To mój pierwszy poród, ale gorszego czasu na rozwiązanie nie mogłam sobie chyba wybrać - mówi Joanna Pluta, nasza koleżanka redakcyjna, która jest w 38. tygodniu ciąży. - Staram się nie zwariować i zachować spokój, ale mam sporo obaw. Od pół roku razem z partnerem przygotowywaliśmy się na poród rodzinny, chodziliśmy do szkoły rodzenia, ćwiczyliśmy, chcieliśmy po prostu przeżyć to razem. Tata dziecka, oprócz bycia oczywistym wsparciem psychicznym i fizycznym, miał być też kimś w rodzaju łącznika między mną a personelem medycznym - zakładam, że w czasie trwania akcji porodowej taka osoba może być bardzo potrzebna. Teraz już wiemy, że z uwagi na koronawirusa porodu rodzinnego nie będzie. Świadomość, że będę rodzić sama budzi niepokój, ale staram się myśleć pozytywnie i do tego zachęcam też inne kobiety, które są w podobnej sytuacji. Nie mamy na to wpływu, jedyne, co możemy teraz zrobić, to wierzyć w swoje siły i spokojnie oddać się w ręce specjalistów. Mam zamiar rodzić w Szpitalu Miejskim, ale wierzę, że w każdej placówce w tak trudnym momencie położne i lekarze są jeszcze bardziej empatyczni niż zwykle. Gdzieś z tyłu głowy pojawiają się jednak pytania: Co mnie czeka na porodówce? Czy nie będzie braków wśród personelu, skoro położne też mają własne dzieci i muszą się nimi zaopiekować, bo żłobki, przedszkola i szkoły nieczynne?

Staram się nie zwariować i zachować spokój, ale mam sporo obaw. Od pół roku razem z partnerem przygotowywaliśmy się na poród rodzinny, chodziliśmy do szkoły rodzenia, ćwiczyliśmy, chcieliśmy po prostu przeżyć to razem.

Joanna obawia się też tego, co czeka ją po porodzie.
- Co z wizytą u pediatry, szczepieniami dziecka? - pyta. - Dowiedziałam się też, że wkrótce mogą zostać zawieszone wizyty patronażowe położnych środowiskowych, a jedyne, na co świeżo upieczeni rodzice będą mogli liczyć, to porady na telefon. Na szczęście mogę liczyć na ogromne wsparcie rodziny i przyjaciół. Nie chcę narzekać, bo tak naprawdę jestem już na końcu tej ciążowej drogi, mam zrobione wszystkie potrzebne badania itd. W gorszej sytuacji mogą być, niestety, kobiety we wczesnej ciąży - wiem, że w niektórych miejscach są przesuwane np. badania prenatalne. A z nimi za długo nie można czekać.

Kłopot w przypadku chrztów i pogrzebów

- W ubiegłą niedzielę w naszej parafii miały odbyć się dwa chrzty - mówi ksiądz kanonik Ryszard Pruczkowski, proboszcz parafii Bożego Ciała w Bydgoszczy. - Rodzice poprosili o zmianę terminu, bo planowali zaprosić gości do restauracji, a lokal zamknięty. Zaproponowano im catering z dowozem do domu. Zrezygnowali, bo w mieszkaniu nie mają warunków, by wszystkich pomieścić.

Pani Barbara z bydgoskich Bartodziejów opowiada nam inną historię. - W hospicjum na Wybrzeżu zmarła moja przyjaciółka - mówi.
- Niestety, nie pojadę na pogrzeb, bo koronawirus, więc nie będę ryzykować. Nawet najbliższa rodzina nie mogła uczestniczyć w mszy świętej, którą odprawiono w hospicjum, bo jest tam teraz zakaz odwiedzin. Będzie tylko uroczystość pogrzebowa na cmentarzu.

Niestety, nie pojadę na pogrzeb, bo koronawirus, więc nie będę ryzykować. Nawet najbliższa rodzina nie mogła uczestniczyć w mszy świętej, którą odprawiono w hospicjum, bo jest tam teraz zakaz odwiedzin. Będzie tylko uroczystość pogrzebowa na cmentarzu.

- Staramy się pomóc rodzinom, które chcą pożegnać swoich bliskich - mówi ks. kanonik Ryszard Pruczkowski. - W mszach św. w intencji zmarłych może jednak uczestniczyć do 50 osób. Na większości bydgoskich cmentarzy odprawiana jest tylko uroczystość pogrzebowa. Ludzie stoją na zewnątrz. W kaplicy jest tylko najbliższa rodzina.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koronawirus w Polsce. Co z weselami, chrzcinami, porodami? Ludziom posypały się plany - Express Bydgoski

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto