Na film „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna” wybraliśmy się w ramach poszukiwań lekkiego, łatwego rozweselacza jednego z ostatnich szaro-burych wieczorów lutego. I muszę przyznać, że się nie zawiedliśmy. Pomijając oczywiście merytoryczny bełkot i wyraźnie braki w edukacji twórców, ubawiliśmy się setnie.
Percy to typowy amerykański nastolatek nękany przez galopującą dysleksję i zdiagnozowane ADHD, jak na które to bardzo spokojne z niego dziecko. Mieszka w Nowym Jorku z matką i znienawidzonym, wiecznie cuchnącym ojczymem, chodzi do zwykłej publicznej szkoły i zaczyna mieć tego wszystkiego powoli dość. Jedyne co go cieszy, to jak sobie chłopczyna może posiedzieć pod wodą, najlepiej tak z 10 minut. I nagle wszystko się zmienia i to dosłownie. Bo nagle pani od literatury zmienia się w harpię, ulubionemu nauczycielowi wyrasta pokaźny koński zad, a odwieczny niepełnosprawny przyjaciel okazuje się satyrem, który ma go strzec. A sam bohater dowiaduje się, że przypadkiem jest półbogiem. I jak tu sobie radzić z takimi rewelacjami? Ależ nic prostszego, chłopak trafia do starożytnej, oczywiście położonej w sercu USA, szkoły z internatem dla takich jak on. Tak po prawdzie to całkiem niegrzeczni ci bogowie - tłumek półboskiej amerykańskiej młodzieży jest tam całkiem sporaśny. I tu zaczyna się zabawa.
Film jest dokładnie tym czym być się zdaje, czyli odmóżdżoną rozrywką masową. I fajnie. Do zerowej fabuły dorzucono kilka dobrych nazwisk, kilka młodych twarzy i całkiem dobre efekty - i wyszło całkiem nieźle. Dodając do tego rewelacyjnie przygotowany polski dubbing, otrzymujemy dobrą zabawę. Polecam.
Pozdrawiam,
AMSS
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?