Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Nie wiedziałam nawet, czy synek żyje". Bydgoszczanka z COVID-19 przez kilka dni po porodzie nie miała wieści o dziecku

Dorota Witt
Dorota Witt
Pani Magdalena docenia profesjonalną opiekę medyków ze szpitala im. Biziela w Bydgoszczy podczas porodu i tuż po nim, nie ma też wątpliwości, ze zespół neonatologów dobrze opiekuje się jej nowonarodzonym synem. Ale brak wiadomości o dziecku przez kilka dni po porodzie był dla niej bardzo trudnym doświadczeniem
Pani Magdalena docenia profesjonalną opiekę medyków ze szpitala im. Biziela w Bydgoszczy podczas porodu i tuż po nim, nie ma też wątpliwości, ze zespół neonatologów dobrze opiekuje się jej nowonarodzonym synem. Ale brak wiadomości o dziecku przez kilka dni po porodzie był dla niej bardzo trudnym doświadczeniem Sławomir Kowalski
- Przez kilka dni po porodzie nie wiedziałam nawet, czy moje dziecko żyje. Do dziś nie wiem, jak wygląda - mówi bydgoszczanka. Już w czasie przedwcześnie rozpoczętej akcji porodowej test wykazał, że jest zakażona koronawirusem. Dziecko trafiło na neonatologię szpitala w Bydgoszczy, ona została przewieziona do Grudziądza. Wypisała się stamtąd na własną prośbę. Z lekarzem prowadzącym dziecko udało jej się porozmawiać przez telefon dopiero w piątym dniu po porodzie. Co na to lecznica?

Zobacz wideo: Apel do ozdrowieńców: oddawajcie krew!

Bydgoszczanka (dane do wiadomości redakcji) termin porodu miała wyznaczony na styczeń. Niespodziewanie poród rozpoczął się w 32. tygodniu ciąży. Kobieta trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Biziela w Bydgoszczy w czwartek, 12 listopada. Od razu zrobiono jej tzw. szybki test na koronawirusa. Wyszedł negatywny, ale wykonano drugi, na którego wynik czeka się kilka godzin. Kobieta trafiła na oddział, medycy próbowali opóźnić akcję porodową, ale się nie udawało. W tym czasie przyszły wyniki drugiego testu.

Kiedy dziecko przyszło na świat, usłyszałam tylko jego płacz. Natychmiast włożono synka do inkubatora i przewieziono na neonatologię. Nawet nie zobaczyłam jego buzi. Prosiłam, by mi go pokazano. Lekarz, który odbierał poród, bardzo empatyczny, obiecał, że zadziała. Ale i on usłyszał, że to niemożliwe. Obiecano mu, że przyślą mi zdjęcie dziecka. To on podał mi numery telefonów na oddział neonatologiczny. Miałam dzwonić, gdy będę już w szpitalu w Grudziądzu, by dowiedzieć się, w jakim stanie jest mój syn.

Drugi test na koronawirusa wyszedł pozytywny

- Wokół mnie nagle zrobiło się zamieszanie - opowiada młoda mama. - Poinformowano mnie, że drugi test wykazał, że jestem zakażona koronawirusem i że po porodzie będę skierowana do szpitala w Grudziądzu. Zgodziłam się. Wierzyłam, że to słuszna decyzja. Byłam jednak zdziwiona, bo nie miałam żadnych objawów. Wszyscy medycy ubrali się w kombinezony, rodziłam w masce. Nie mam o to żadnych pretensji, rozumiem procedury. Lekarzom i położnym, którzy byli ze mną podczas porodu nie mogę nic zarzucić, robili wszystko, żebym czuła się komfortowo i bezpiecznie - na ile było to możliwe. Kiedy dziecko przyszło na świat, usłyszałam tylko jego płacz. Natychmiast włożono synka do inkubatora i przewieziono na neonatologię. Nawet nie zobaczyłam jego buzi. Prosiłam, by mi go pokazano. Lekarz, który odbierał poród, bardzo empatyczny, obiecał, że zadziała. Ale i on usłyszał, że to niemożliwe. Obiecano mu, że przyślą mi zdjęcie dziecka. To on podał mi numery telefonów na oddział neonatologiczny. Miałam dzwonić, gdy będę już w szpitalu w Grudziądzu, by dowiedzieć się, w jakim stanie jest mój syn.

Dziecko w Bydgoszczy, matka w Grudziądzu

Bydgoszczanka po trzech godzinach od porodu została przewieziona do szpitala w Grudziądzu. Od piątku bezskutecznie usiłowała dodzwonić się o szpitala im. Biziela, by zapytać o stan zdrowia dziecka. Podobne próby podejmowali jej bliscy. W akcie desperacji napisała nawet wiadomość na facebookowym profilu szpitala. I ona pozostała bez odpowiedzi.

- Nie wiedziałam nawet, czy mój synek żyje. Dopiero w poniedziałek udało mi się porozmawiać przez telefon z ordynatorem, potem z lekarką prowadzącą moje dziecko. Te rozmowy mnie uspokoiły, ale wciąż towarzyszyły mi emocje, które się wcześniej nagromadziły - opowiada młoda mama. - To była piąta doba po porodzie. Do dziś nie dostałam obiecanego zdjęcia. Wiem, że mój syn ma w szpitalu bardzo dobrą opiekę, wierzę, że jest bezpieczny, ale ta niepewność, bezsilność, brak informacji mnie dobijały. Rozumiem, w jakiej jesteśmy sytuacji, rozumiem obostrzenia, wiem też, że lekarze z Biziela dobrze zajmują się naszym synkiem, ale chciałabym, by żadna kobieta nie była już narażona na taką traumę spowodowaną brakiem informacji o swoim dziecku, jaką przeżyłam ja.

Szpital obiecuje: to się nie powtórzy

Teraz, kiedy mama będzie musiała zostać przewieziona do innego szpitala po porodzie, to my zadbamy o to, by się z nią skontaktować i poinformować ją o stanie dziecka

- To była pierwsza tego typu sytuacja w naszym szpitalu, kiedy mama, bezpośrednio po porodzie, musiała być odizolowana od dziecka i przewieziona do innego szpitala. A z trudnych sytuacji wyciągamy wnioski na przyszłość. Generalnie rodzice nie mają większych problemów z dodzwonieniem się do nas, choć nie negujemy tego, że wspomnianej pacjentce to się nie udało. Mamy obecnie wiele pracy, przyjmujemy więcej porodów niż zwykle ze względu na to, że niektóre oddziały czasowo wstrzymują przyjęcia pacjentek, np. ze względu na kwarantannę. Medycy nie mogą więc być przez cały czas przy telefonach. Nie dopuścimy, jednak, by taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Teraz, kiedy mama będzie musiała zostać przewieziona do innego szpitala po porodzie, to my zadbamy o to, by się z nią skontaktować i poinformować ją o stanie dziecka - zapowiada Kamila Wiecińska, rzeczniczka szpitala im. Biziela.

POLECAMY

Zaglądamy na budowę trasy S5 w regionie. Dzięki ujęciom udostępnionym przez firmę Mirbud S.A. możemy zobaczyć postępy na odcinku nr. 2 (Dworzysko - Aleksandrowo). W galerii zdjęcia z listopada wykonane z drona.

Zobacz zdjęcia >>>

Budowa S5 w Kujawsko-Pomorskiem. Prace na odcinku Dworzysko ...

Pozytywny wynik testu, ale brak objawów koronawirusa

Ze szpitala w Grudziądzu kobieta wypisała się na własną prośbę, objawów koronawirusa nie miała. W domu, wśród bliskich, czuje się już lepiej, zwłaszcza, że jest teraz w systematycznym kontakcie z lekarką zajmującą się jej synem. Ani ona, ani mąż nie zobaczą go jednak aż do momentu, kiedy będą mieli negatywny wynik testu na koronawirusa (partner i teść kobiety także, jak się potem okazało, mają pozytywne wyniki wymazów).

Choć w szpitalu im. Biziela, jak w innych lecznicach w kraju, obowiązuje zakaz odwiedzin ze względu na pandemię, na oddziale neonatologii pod pewnymi rygorami rodzice mogą odwiedzać swoje dzieci. Muszą się wcześniej umówić i mieć negatywny wynik testu na koronawirusa. - Wprowadziliśmy takie rozwiązanie ze względu na to, że rodzice zgłaszali taką potrzebę - wyjaśnia Kamila Wiecińska.

Matki zakażone koronawirusem mogą karmić piersią

Problem pozostaje dostarczenie dziecku mleka mamy. Wytyczne w tym zakresie zmieniają się, obecnie uważa się, że nie ma przeszkód, by matka, która jest zakażona koronawirusem, karmiła piersią własne dziecko. Szpital Biziela umożliwia to swoim pacjentkom, ale w przypadku naszej bohaterki sprawa jest bardziej skomplikowana. Musiałaby odciągnąć pokarm w domu, ktoś musiałby go od niej odebrać, dostarczyć do szpitala, w szpitalu ktoś musiałby go dziecku podać. - To narażanie na ryzyko wielu osób - mówi Kamila Wiecińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto