Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nietypowy pośrednik nieruchomości z Bydgoszczy. Odbiera chleb innym pośrednikom. "Ja tylko pomagam"

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
- Ja tylko pomagam - zapewnia rencista, który za pewną opłatą ułatwia potencjalnym kupującym nawiązywanie kontaktów z właścicielami nieruchomości na sprzedaż.
- Ja tylko pomagam - zapewnia rencista, który za pewną opłatą ułatwia potencjalnym kupującym nawiązywanie kontaktów z właścicielami nieruchomości na sprzedaż. Pexels
Bydgoszczanin świadczy nietypowe usługi. Tym, którzy chcą kupić mieszkanie, będące ofertą biura nieruchomości, obiecuje zdobyć adres lokalu i tym samym ułatwić transakcję.

Zobacz wideo: Policjanci CBŚP zlikwidowali plantację marihuany pod Bydgoszczą

od 16 lat

Grzegorz z Bydgoszczy od prawie 15 lat przebywa na rencie. Z zawodu jest tynkarzem. Chociaż nie pracuje na budowach, odkąd przeszedł na rentę, to mówi, że pozostał w branży nieruchomości. Od ponad roku prowadzi nietypową działalność.
Jak by nie patrzeć, odbiera chleb agentom nieruchomości. Śledzi portale, na których ogłaszają się potencjalni klienci. To osoby, planujące kupić mieszkanie, dom czy działkę. Kontaktuje się z nimi telefonicznie albo mailowo.
Jeżeli poszukujący upatrzyli sobie lokum, znajdujące się w ofercie biura nieruchomości, proponuje im układ.

Ile kosztują rasowe, modne pieski w internecie? Sprawdziliśmy średnie ceny, w jakich można kupić m.in. boston terriery, border collie i gryfoniki >>>

Zobacz zdjęcia najmodniejszych ras psów! Corgi to był ulubio...

- Zamiast zostawać klientami pośrednictwa, niech będą moimi - dodaje. - Ze mną nie spiszą umowy, więc pierwszy plus się pojawia. Drugi, większy, jest taki, że nie spiszą też umowy z biurem i znów zaoszczędzą.

Grzegorz bowiem zostanie tym klientem. - Na tym polega moja usługa. Zgłaszam się do agencji nieruchomości, mającej w ofercie mieszkanie, które spodobało się prawdziwym klientom. Udaję zainteresowanego. Zanim pośrednik pokaże mieszkanie, spisze ze mną umowę o świadczenie usług w zakresie sprzedaży. Pojedziemy na miejsce. Jako tako umiem ocenić stan budynku. Na cenach też się trochę znam.

Oglądanie mieszkania trwa czasem tylko kilkanaście minut. - Zdążę przewidzieć, czy klienci, znaczy: ci prawdziwi, zechcą je zobaczyć, czy odpuszczą temat - kontynuuje nasz rozmówca. - Po wizycie w mieszkaniu i pożegnaniu się z agentem, jadę do państwa albo dzwonię. Opowiadam, co widziałem i co pośrednik mi przekazał. Czasem robię zdjęcia wewnątrz albo na zewnątrz domu. Fotki, wykonywane ukradkiem, żeby pośrednik nie zauważył, przedstawiają to, czego nie widać w ogłoszeniu.

Pieniądze za fatygę

Jak państwu mieszkanie się nie podoba, muszą bydgoszczaninowi zapłacić za fatygę. - To ten minus współpracy ze mną, odczuwany przez klientów - przyznaje mężczyzna. - Gdyby korzystali z usług standardowego pośrednictwa i zrezygnowali z zakupu, odbyłoby się bezkosztowo. Ja kasuję wówczas 500 zł. Pewnie nie dostałbym pieniędzy po realizacji usługi, więc muszą zapłacić mi, zanim ją wykonam.

Gdy klientom Grzegorza lokum przypadnie do gustu (czytaj: zechcą je obejrzeć), on nawiązuje kolejną współpracę, tym razem z właścicielami posesji. - Jeżeli już podczas wizyty w mieszkaniu zakładam, że ono spodoba się klientom i jest warte swojej ceny albo właściciele są skłonni do dużej negocjacji, to zostawiam im karteczkę z prośbą o kontakt i moim numerem telefonu. Tę karteczkę kładę w widocznym miejscu, najczęściej na stole. Tak, żeby dostrzegli ją właściciele, nie agent. Najczęściej robię to, gdy szykujemy się do wyjścia. Będąc w korytarzu, mówię, że jeszcze raz chciałbym zobaczyć coś w którymś pokoju. Idę i zostawiam kartkę.
Cieszy się, jak właściciele do niego się odezwą. - Raz małżeństwo zadzwoniło, gdy jeszcze przed blokiem stałem z pośrednikiem i rozmawialiśmy. Nie przypuszczałem, że to właściciel telefonuje, a dzwonił trzy razy. Przeprosiłem pośrednika i odebrałem, myśląc, że to coś pilnego. Mam ustawiony dźwięk w słuchawce dosyć głośno. Bałem się, że agent usłyszy. Nie usłyszał.

Trwa głosowanie...

Jak rosnące ceny żywności wpłynęły na Twoje zakupy?

Jak klienci zamierzają zobaczyć mieszkanie, ale jego właściciele nie zadzwonią do Grzegorza, on wybiera się do nich. - Przekonuję o możliwości ominięcia agencji nieruchomości. Przecież obie strony na tym skorzystają. Jeśli właściciele się wahają, a często tak mają, bo mnie nie znają, to mówię im o pieniądzach. Pośrednik weźmie od nich przykładowo 4000 zł za usługę (zależnie od wartości nieruchomości), ja 500, góra 1000. Gwarantuję bezpieczeństwo i dyskrecję. W agencji nieruchomości musieliby się mocno natrudzić, żeby udowodnić złamanie warunków umowy. Nie jestem związany z prawdziwymi klientami.
Rencista traktuje nietypowe pośrednictwo jako dodatkowy zarobek. Trafiają mu się średnio dwie fuchy miesięcznie, gdy sprzedaż dochodzi do skutku, a że stawki są różne, to ma przynajmniej 1000, a najwięcej łącznie 2000 zł na rękę.

Ustalanie lokalizacji

- Przypadki oszustwa czy nawet próby oszustwa się zdarzają w prawie każdym biurze - zaznacza Michał Cieślar, właściciel biura nieruchomości Cieślar w Bydgoszczy. - Potencjalni klienci zaczynają dokonywać, rzekłbym, kombinacji już wykonując do nas pierwszy telefon. Wypytują o adres lub chociaż przybliżoną lokalizację. Później jadą i podpytują mieszkańców osiedla. Niekiedy namierzają miejsce.

Umowy między biurami nieruchomości a klientami w zakresie sprzedaży i zakupu zawierają zapisy odnośnie zakazu stosowania nieuczciwych praktyk i działania na szkodę drugiej strony. Teoria jedno, praktyka drugie. - Bywa, że zainteresowani zakupem mieszkania czy domu wchodzą w układ z inną osobą i ta podstawiona osoba wciela się w rolę naszego klienta - kontynuuje Cieślar. - W ten sposób dochodzi do wyłudzenia adresu przez nieuczciwego klienta. Po prezentacji nieruchomości przez nas, ta osoba kontaktuje się z naprawdę zainteresowanymi zakupem. Niekiedy takie praktyki stosują żona i mąż. Zakładając, że dojdzie do finalizacji transakcji, uda nam się udowodnić oszustwo. Podobnie się stanie, gdy będzie to ktoś z rodziny faktycznych kupujących albo ich koleżanka czy kolega z pracy. Jeśli natomiast podstawioną osobą jest przykładowo znajomy znajomego, topnieją nasze szanse na udowodnienie oszustwa. Takie ryzyko jest wpisane w nasz zawód.

Zakup małżeński

Pracownik biura nieruchomości, obsługującego m.in. Toruń, wspomina przypadek: - Małżeństwo chciało kupić kawalerkę, którą posiadaliśmy w ofercie. To była nowa oferta, mieliśmy ją od około tygodnia. Umowę na świadczenie usługi podpisała z nami żona. Obejrzała mieszkanie, po czym odmówiła. Po paru dniach zatelefonowaliśmy do właścicielki, informując o następnych chętnych na obejrzenie. Właścicielka powiedziała, że się rozmyśliła i kawalerki nie sprzeda. Uwierzyliśmy.

Po mniej więcej dwóch miesiącach ten sam przedstawiciel biura pokazywał w tamtejszej okolicy inne mieszkanie, akurat w sąsiednim bloku. - Na parkingu stał oryginalnie wyglądający samochód, wielokolorowy, obklejony firmowymi reklamami - podkreśla pośrednik. - Charakterystycznym wozem wcześniej jeździła klientka, która przedtem oglądała kawalerkę.
Agenta coś tknęło. Sprawdził zawartość księgi wieczystej. Każdy może to zrobić za darmo przez internet. W rubryce „właściciele” znajdowały się nazwiska małżonków.

- Doszło do wyłudzenia adresu, więc byliśmy poszkodowani. Skontaktowaliśmy się z kobietą. Szła w zaparte. Ostrzegliśmy, że jeśli nie rozliczy się z nami za wykonaną usługę, skierujemy sprawę do sądu i będziemy domagać się odzyskania utraconych korzyści. Para ugięła się dopiero po otrzymaniu przedsądowego wezwania do zapłaty. Zwróciła nam należną prowizję.

Przelew na konto agencji wpłynął również od sprzedającej lokal, gdyż firma zagroziła także jej konsekwencjami prawnymi. - Najlepsze rozwiązanie dla biur nieruchomości stanowi podpisanie ze sprzedającym umowy na wyłączność, zatem inni pośrednicy nie mają tej nieruchomości w swojej ofercie - wyjaśnia dalej Cieślar. - Wtedy nie ma możliwości pominięcia skorzystania z usług biura nawet, gdy kupujący nie był naszym klientem, a był to choćby znajomych państwa sprzedających.

Bez prowizji

Czasami biuro, mające ofertę jako jedyne, prowizji nie dostaje, chociaż cztery kąty (albo działka) przechodzą z rąk do rąk. Tak stało się w Szczecinie. Właściciel domu podpisał kontrakt z biurem. Ustalono prowizję w wysokości 40000 zł w przypadku sprzedaży. Nieruchomość znalazła nowego nabywcę po 10 miesiącach. Była to osoba nie wskazana przez pośrednika. Sprzedający zamierzał dać najwyżej 5000 zł za pokazywanie domu przez pośrednictwo. Ono się nie zgodziło. Sprawa trafiła do sądu, zaś ten uznał: „z istoty umowy na wyłączność należy wnioskować, że pozwany nie będzie korzystał z usług innych pośredników w obrocie nieruchomościami. Sprzedaż osobie niewskazanej przez żadnego pośrednika w obrocie nieruchomościami nie może być taktowana jako naruszenie zasady tej wyłączności. Pośrednik w takiej sytuacji domaga się bowiem wynagrodzenia za zdarzenie, w którym w ogóle nie dochodziło do pośrednictwa jakiegokolwiek pośrednika”.

- Mnie do sądu nikt nie poda. Oficjalnie przecież mnie nie ma - kończy Grzegorz.
PS. Imię bohatera zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto