Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Od A do Z Tadeusza Haręzy

Stefan Czarnecki
Od A... do Z..., czyli sportowy alfabet motorowodnego mistrza świata Tadeusza Haręzy A - Auronzo: Położone we włoskich Alpach z motorowodnym torem wyścigowym u podnóża Dolomitów.

Od A... do Z..., czyli sportowy alfabet motorowodnego mistrza świata Tadeusza Haręzy

A - Auronzo: Położone we włoskich Alpach z motorowodnym torem
wyścigowym u podnóża Dolomitów. W tym przepięknym krajobrazie ścigałem
się wiele razy. W 1996 roku na teren zawodów przybyłem znacznie wcześniej
niż inni, zająłem się więc łowieniem ryb. Włoski napis "Rezerwat"
przetłumaczyłem nieświadomie na moją korzyść, że jest to rezerwacja miejsc
dla zawodników. Wspólnie z mechanikiem przez 15 minut złowiliśmy 20 sztuk.

Nasza smakowa wyobraźnia sięgała zenitu jeszcze przed smażeniem. Nagle
pojawili się dwaj Włosi w czarnych mundurach i oznajmili nam, że łowienie w
rezerwacie jest poważnym przestępstwem. Połów zarekwirowali, a karę miałem
do wyboru: albo oddam wędkę (była droga i nowa) lub licencję motorowodnego
pilota. Wybrałem to pierwsze i dobrze, bo podczas zawodów moja "zemsta"
była absolutna. Wygrałem wszystkie trzy wyścigi, pokonałem 6 Włochów i
zdobyłem swój drugi tytuł mistrza świata.

B - budowa silników: Zawsze mnie fascynowała. Jako nieposłuszny, krnąbrny
samouk dokładnie zgłębiałem o nich wiedzę. Czasem coś popsułem, ale
nigdy się im nie poddałem. Te, które były nieposłuszne mojej woli,
nazywałem "diabłami rogatymi". Z każdym silnikiem starałem się dogadać,
choć często dopiero po paru nocach. Przerabiam niemieckie, włoskie, buduję
swoje własne. Zbudowałem hamownię, która pozwala bez startów na wodzie
za pomocą parametrów określać wartość silników. Przyznam się (na łamach
"Expressu" mogę), że cieszy mnie fakt, iż do polskiego rolnika w okresie
zimowym moi koledzy i rywale z kraju i Europy przywożą swoje silniki do
naprawy, regulacji i konsultacje.

C - Czesława Haręza: Moja wspaniała żona, która jest kompanem i
przyjacielem. Od pewnego czasu w domu prowadzę śledztwo czy z jej strony nie
dochodzi do motorowodnego sabotażu. Za dobrze gotuje. Ważę już prawie 100
kg, a moi rywale około 60. Szukam więc dodatkowych koni, nie w gospodarstwie
lecz w silnikach. Żona jest moim najlepszym kibicem, fachowo filmuje starty, które
potem w domu dokładnie analizuję.

E - Express Bydgoski: Czytam go codziennie i dokładnie. Mam doskonałą
współpracę z prezesem Tomaszem Wojciekiewiczem, dyrektorem Jerzym
Winterem oraz działem sportowym. Na moich biało-czerwonych łodziach były
bezinteresownie naklejane znaki wielu gazet, ale tylko "Express" zaproponował
mi współpracę, która trwa od wielu lat. Logo tej gazety przynosi mi szczęście.
F - Formuła 500: Mistrzostwa Europy w klasie O-500 rozgrywane poprzez
szereg eliminacji najczęściej w Polsce, Niemczech, Austrii, Włoszech, Anglii,
Szwecji i na Węgrzech. W sezonie spotykamy się z zawodnikami czasami co
tydzień i jest to wielka motorowodna rodzina. Na brzegu pomagamy sobie, na
wodzie walczymy często ponad zdrowy rozsądek. Nigdy nie wygrałem
Formuły 500. Dwa razy byłem drugi, raz zwycięstwo zabrano mi przy zielonym
stoliku. Często w połowie rywalizacji rezygnuję z powodów finansowych.

G - Gardens - Cypres na Florydzie: W 1997 roku jako jedyny Europejczyk
zdobyłem tam tytuł mistrza świata w kl. O-700. Były to dramatyczne zawody.
Rywale dwa razy rozbili mi łódź, raz pękło mi śmigło. Najczęściej powtarzanym
przez spikera słowem było "horror". Zanotowano wtedy dużo kolizji i powtórek.
Aby zostać mistrzem świata wystarczyło, na cztery biegi, raz wygrać i raz być
drugim. Byłem bardzo szczęśliwy, a po zawodach zostaliśmy na Florydzie
jeszcze tydzień. Po takim zwycięstwie Amerka "smakowała" jeszcze bardziej.

H - Hamburg: W lipcu 1998 roku podczas Formuły 500 na lotnym starcie
zameldowałem się z maksymalną prędkością jako pierwszy. Za mną był Andy
Chesman i Tiziano Trombetta. Ten pierwszy z niewyjaśnionych do dzisiaj
przyczyn skręcił w przeciwną stronę zderzając się z Włochem. Dwie łodzie
wyleciały w powietrze i spadły na mnie. Andy poniósł śmierć na miejscu. Było
doskonałym zawodnikiem, dysponował najlepszym sprzętem, zapleczem
technicznym i finansowym. Był też aktywnym działaczem motorowodnym.

J - jazda motocyklem: Szybka jazda motocyklem to forma mojego treningu.
Często podczas jazdy zamykam na chwilę oczy. Do takich sprawdzianów
służyła mi kiedyś "syrenka" mojego kolegi. Gdy miałem 15 lat wjechałem na
drzewo motocyklem. Pojazd spadł, a ja zostałem. Będąc chłopcem
oglądałem w Pile "beczkę śmierci". Tak mnie zafascynowała, że postanowiłem
za stodołą wybudować własną. Po szkole codziennie realizowałem swój plan,
a ojciec w czasie lekcji rozbierał konstrukcję. Byłem jednak wytrwały, bo ta nasza
rywalizacja trwała 1,5 miesiąca.

K - Karabasz Roman i Dariusz: Moi wspaniali mechanicy i starterzy.
Współpracujemy już kilkanaście lat. Rozumiemy się bez słów, przeżyliśmy
razem wiele. Przy silnikach, w czasie zawodów jak i w garażu jest wiele "czarnej"
roboty - oni biorą to na siebie. Obaj bracia najlepiej na świecie i najszybciej
potrafią położyć łódź na wodzie. Na starcie ułamki sekund decydują o
późniejszym powodzeniu lub porażce.

L - Landini Guliano: Szczupły, niewysoki Włoch o złocistych włosach. Wielki
rywal z lat 92-95. W tym czasie podczas Formuły my obaj byliśmy faworytami.
W Chalon (Francja) wyprzedziliśmy trzeciego zawodnika tak bardzo, że
rozebrano nam silniki podejrzewając, że mamy nieprzepisowe pojemności.
Guliano po przegranych wyścigach po prostu płakał. Kiedyś podszedł do
mnie i powiedział, że nie wytrzymuje ze mną fizycznie, a na następne zawody
zabrał ze sobą trzy młode, piękne masażystki.

M. - Masek Jiżi: Niezwykle ambitny i wesoły rywal. Czasami nie radził sobie
ze sprawami technicznymi. Podczas ME komisja nie zakwalifikowała jego łodzi,
bo miał źle zamontowane pasy bezpieczeństwa. Był zrozpaczony, prosił o
pomoc. Wzięliśmy więc jego solidny czajnik i odkręciliśmy z mechanikami
potrzebną podkładkę. Jiżi był 3., a my po zawodach naprawiliśmy mu czajnik.

N - nigdy: Nigdy się nie załamuję, nie poddaję i nie rezygnuję. Trzeba być
twardym i wytrwałym, to daje efekty. Podczas zawodów w Żninie na brzegu
siedział Litwin i płakał, bo nie wygrał. Podszedłem do niego, on lat 15, ja
prawie trzy razy tyle i powiedziałem: "Kolego ja też nie wygrałem, mimo że dwa
razy prowadziłem. Pamiętaj nie wolno się załamywać".
O - orka: Najprzyjemniejsza praca w rolnictwie. Lubię zapach świeżo
przewróconej ziemi. Podczas "uwroci" (nawracaniu - S.C.) zamykam oczy i staram
się trafić w bruzdę. W czasie wyścigów, gdy wpadam na trzeciej-czwartej pozycji
na boję zwrotna, woda tak bryzga, że nic nie widać. Mimo dużych szybkości
jedzie się w ciemno, na wyczucie. To właśnie wyrabiam sobie podczas orania
pól.

P - policja: Do tej pory przejechałem ponad 1 500 000 km, więc z drogówką
spotykam się często. Mam nadzieję, że to odwzajemniona sympatia. Najgorzej
jest z prędkościami. Gdy prowadzi mój menedżer, daje wizytówkę i mówi, że
wiezie mistrza świata do ministra. Policjant przyznaje, że takich wizytówek ma już
kilka, ale po pouczeniu i pogrożeniu palcem puszcza dalej. Kiedy ja tak
spróbowałem dostałem dodatkowe 100 zł za mistrza.

R - rolnictwo: Mimo że coś w sporcie udało mi się osiągnąć, czuję się przede
wszystkim rolnikiem, a dopiero potem pilotem łodzi. Zawód ten daje mi
zadowolenie i wolność. Zajmuję się hodowlą trzody chlewnej i prostymi uprawami
(zboża, buraki cukrowe). Wszystkie maszyny naprawiam sam. Warsztat pracy
zbudowałem sam i jest on w pełni zmechanizowany.
Ś- śmigła napędowe: Odgrywają znaczną rolę w moim sporcie. To one
wchodząc w ciągu paru sekund na obroty rzędu 13 tys./min. dają na zakrętach
efektowne pióropusze wody. Propelery są bardzo drogie, np. firmy Rola kosztują
1,5 tys. zł. I one również pękają. Jedną z tajemnic sukcesu jest umiejętność ich
doboru na zawody. Kiedyś w Warszawie zabrakło mi śmigieł. W nocy
dyskretnie podszedłem do kosza, do którego Niemiec wyrzucił swoje zużyte,
wyklepałem je i wygrałem zawody. Na Florydzie żywiliśmy się kurczakami.
Kiedy w hotelu zabrakło noża propelerem dzieliłem mojemu zespołowi racje.

T - Tarpan: Samochód, którym w latach 92-93 przemierzyłem całą Europę.
Był bardzo niewygodny. Niemcy podśmiewali się z niego, mimo że pod maską
miałem silnik mercedesa. Kiedyś chcieli go kupić do muzeum za 50 DM, a ja
zażądałem 100, bo był pełen bak. Za te podśmiewania, choć serdeczne i
koleżeńskie dostawali podwójne lanie na wodzie.
T - targi Polagra: Podczas Targów Rolnych Polagra informowałem pewnego
poznaniaka na temat budowy silników i łodzi, która stała na stanowisku mojego
sponsora. Na te tematy mogę dyskutować godzinami. Byłem przekonany, że
mój słuchacz wie o czym rozmawiamy i że mam z nim dobry kontakt. Na koniec
20-minutowej rozmowy zadał mi pytanie: "Jak ten pojazd, bez skrzydeł może
utrzymywać się w powietrzu?".

W - wyścigi: Są dla mnie przyprawą do życia, odskocznią od pracy w
gospodarstwie. W tych wyścigach znalazłem upust dla moich zamiłowań
związanych z silnikami, rywalizacją i prędkościami. Uważam, że jest to
najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy sport.
Z - zakończenie kariery: Powinno kiedyś nastąpić, ale nie tak szybko. W swojej
dyscyplinie zdobyłem wszystko, a mimo to ściganie sprawia mi nadal dużą
przyjemność. Startuję już z innej pozycji i jeżdżę bardziej ostrożnie. Lubię
pomagać innym, młodszym, mniej doświadczonym zawodnikom.

Ż - Żnin: Polska stolica sportów motorowodnych. Tutaj zacząłem, tutaj kiedyś
skończę się ścigać. W Żninie mam najwięcej kibiców i dla nich lubię wygrywam.
W stolicy Pałuk mieści się mój klub. Jestem honorowym obywatelem Żnina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto