Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olga Tokarczuk: Ludzie są raczej do siebie podobni niż od siebie różni

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Jak tworzy się bohatera literackiego? Jak psychologia ma się do umiejętności pisarskich? Czy praca nad powieścią ma w sobie coś z rzemiosła? Na te i kilka innych pytań przed niedzielnym spotkaniem z cyklu "Artyści w Bohemie" odpowiada Olga Tokarczuk.

Pani książki trafiły ostatnio m.in. do Stanów Zjednoczonych i do Francji. Jak są odbierane?
- Olga Tokarczuk:
Trudno spodziewać się reakcji podobnej do polskich czytelników. W Stanach dopiero zaczynam pojawiać się na rynku, przetłumaczone są dwie książki: „Dom dzienny, dom nocny” i „Prawiek i inne czasy”. „Prawiek” ukazał się po 16 latach od napisania, więc mam poczucie powrotu do przeszłości. Rynek anglojęzyczny jest trudny, bo sam sobą się karmi – to nie tyko Stany, ale i Australia, Wielka Brytania, Nowa Zelandia, Kanada, indyjscy pisarze też piszą po angielsku. Trudno się tam znaleźć, ale chyba powoli wydeptuję sobie ścieżkę. Na spotkania ze mną przychodzili studenci, ale też czytelnicy „niezależni”. Moje opowiadanie ukazało się też ostatnio w dużej antologii opowiadań europejskiej, która ma bardzo dobre recenzje, jestem dumna z bycia częścią takiego projektu. We Francji natomiast wydrukowano „Biegunów”, książka została bardzo dobrze przyjęta, mimo że jest raczej trudna, nie nadaje się do czytania na plaży. Francuzi lubią takie wymagające formy.

Pani język jest bardzo charakterystyczny. Nie bała się Pani tłumaczeń?

- Byłam w dobrej komitywie z tłumaczką na francuski, a tłumaczka na angielski jest moją przyjaciółką. Konsultowałyśmy się, w obydwu przypadkach czułam się bezpiecznie, wiedziałam o ewentualnych wątpliwościach, miałam na te tłumaczenia wpływ. Jest to sytuacja wyjątkowa, bo tłumaczenie książek dzieje się często poza wiedzą i obecnością autora. Wydawca zajmuje się książką, a jeśli język jest egzotyczny, odległy, nie mam możliwości sprawdzenia przekładu i pozostaje mi ufać.

W książkach często umieszcza pani krajobrazy ze swoich stron. Czy podobny los spotyka otaczających panią ludzi? Z czego lepi się postaci literackie – z wyobraźni czy z życia?
- Wydaje mi się, że jestem podglądaczem, patrzę jak zachowują się ludzie, jakie robią gesty, jak mówią i często sklejam postaci z cząstkowych obserwacji. Rzadko zdarza mi się przepisywanie osoby w całości, mam moralne wątpliwości, czy wolno kraść życia, czerpać coś od kogoś i umieszczać to na swoich kartkach.

Jest pani psychologiem, pracowała pani z chorymi psychicznie. Czy wpłynęło to na pani zdolność pisania o tym, jak czuje człowiek?
- Studia psychologiczne i praca psychologa dużo mi dały, w kontekście pisania pewnie nawet więcej niż studiowanie literatury. Uwrażliwiły na wiele rzeczy, nauczyły słuchania ludzi. Dzięki tej wiedzy i doświadczeniom mogę widzieć życie w całości, z całymi tymi wewnętrznymi sensami, które powtarzają się w pojedynczym życiu człowieka. To jest ciekawe dla powieściopisarza, sprawia, że zbudowana postać staje się przekonująca wewnętrznie, nie jest sztucznym zlepkiem kawałków, o których mówiłam wcześniej. Żyje według własnej dynamiki. Psychologia, moim zdaniem, powinna być wiedzą oczywistą, powszechną, przekazywaną, powiedzmy, od gimnazjum.

Pani słowa są bardzo intensywne znaczeniowo, zmysłowo. Nie chciałaby pani „pożytkować” swojej wrażliwości, pisząc poezję?

- Napisałam kilka wierszy, chyba jak każda nastolatka... Nie mam ciągot do poezji, mój umysł przyzwyczaił się do prozy, a najdoskonalszą formą literacką jest dla mnie powieść. Powieść psychologiczna, gdzie jest miejsce na opis, refleksję, introspekcję, dialog. To typowe narzędzia prozatorskie. Raczej nie jestem wielbicielką poezji.

Pisanie to rzemiosło czy produkt jakiegoś szczególnego stanu świadomości?

- Etap wymyślania idei książki i tworzenia postaci jest czynnością bardzo twórczą, często chyba nie do końca uświadomioną. To proces tajemniczy, inspiracja, której źródeł do końca nie znam, musi to być gdzieś głęboko ukryte... Natomiast sama praca nad tekstem, zapisywanie, używanie języka przypomina bardziej rzemiosło niż twórczą erupcję. To ciężka, powtarzalna, wymagająca reżimu i często nudna praca. Napisanie powieści wymaga czasem rozłożenia wysiłku na wiele lat, pozostania bardzo długo w tym samym duchu, stanie umysłu.

Ostrożnie sięga pani po nowoczesność i jej estetykę. Częściej przeczytamy o starych domach, starych psach, pożółkłych sukniach. Skąd taka, a nie inna rzeczywistość literacka?
- Pisanie jest uczestniczeniem w jakimś procesie, opisywaniem czyjegoś życia. A człowiek jest jakby istotą rozciągniętą w czasie. Buduje go przeszłość – np. w lat 60. – tak samo jak i teraźniejszość. Naturalnie staram się poruszać po takim continuum czasowym. Wydaje mi się, że podział na współczesność i przeszłość jest trochę sztuczny. Jesteśmy konsekwencją tego co zdarzyło się kiedyś, korzenie nowoczesności, naszego dzisiejszego myślenia, leżą np. w XVIII wieku. Człowiek, który chce zrozumieć to co dzieje się dziś, powinien mieć jakiś obraz przeszłości i refleksję na jego temat.



„Prowadź swój pług przez kości umarłych” to książka w obronie praw zwierząt. W sieci zwana jest też dreszczowcem moralnym...

- Poprzez problem mojej bohaterki i opisaną sytuację zwierząt chciałam właściwie zastanowić się nad kwestiami związanymi z etyką. Mamy tu problem człowieka żyjącego w świecie, którego prawa nie przystają do poczucia moralnego. Bohaterka zostaje postawiona przed wyborem – czy być posłuszną prawom, które obowiązują, a są niesłuszne, niesprawiedliwe, czy może tworzyć własne prawo i podjąć jakąś aktywność, a jeśli tak, to jaką. Zwierzęta są tu pretekstem do stawiania pytań związanych z moralnością.

Czasem tak szczegółowo opisuje pani codzienne czynności swoich bohaterów, że wydają się one rytuałami. Czy prywatnie ma pani takie swoje małe rytuały?

- Mam kłopot z rytuałem. Spontaniczna reakcja na rytuał jest taka, by go złamać. Jedyne co mi przychodzi do głowy to poranne wkraczanie w nowy dzień. Wypita kawa i powolne dochodzenie do siebie. To jedyny rytuał, który mam. Życie, które prowadzę nie sprzyja właściwie powtarzalności…

Wykłada pani, prowadzi warsztaty… Czy bywa pani mentorem dla młodych pisarzy?
- Zdarza się, że młodzi autorzy przysyłają mi swoje książki. Ale niechętnie ich prowadzę. Najlepszą szkołą pisania jest czytanie, np. klasyki. Czytanie uczy jak pisać. Wydaje mi się też, że to jest ten rodzaj wysiłku, przez które trzeba przejść samodzielnie. Nikt nie może za nas przejść tej drogi, podpowiadać nam kroków. Powieść to coś indywidualnego, to długie szukanie własnego głosu i doskonalenie tego, który udało się usłyszeć.

A jeśli młody autor pisze coś, co wydaje się pani bardzo bliskie?
- Na swoich zajęciach czytałam teksty, z którymi identyfikowałam się, ale też i takie, które były bardzo odległe. Oczywiście, zdarzają się powinowactwa literackie. Czasem identyfikowałam się z młodymi ludźmi, wydawało mi się, że mają podobną wrażliwość, ich droga zaczyna się tak jak moja… Tworzyła się naturalna więź i bliskość. Tak, widziałam, jak wybuchał talent, jak krystalizuje się na moich oczach ciekawy i twórczy punkt widzenia. Ale niedobrze czułabym się w roli mentorki.
**Ma pani jakieś skojarzenia z Bydgoszczą? **
- Na dźwięk słowa Bydgoszcz przypominam sobie rynek. Widzę go w pamięci, z określonego punktu, stoję na rogu jednej z ulic i patrzę…

Co pani teraz czyta?
- Śmieszną książkę o zwierzętach, o świecie widzianym oczami psa. Wczoraj czy przedwczoraj skończyłam książkę, która ukaże się w wydawnictwie Czarne – są to reportaże na temat psów bezdomnych. To moja aktualna sfera zainteresowań, bo piszę właśnie o zwierzętach - małą książkę dla dzieci.

Załóżmy, że jako pisarka ma pani wpływ na czytelników. Jaki byłby pani apel do ludzi?

- Byłby to postulat, byśmy umieli wchodzić w siebie nawzajem. By ludzie kształcili w sobie umiejętność współodczuwania, zamieniania się rolami, lepszego rozumienia się. Rozwiązałoby to wiele problemów. Błędnie zakładamy, że jesteśmy inni i szczególni, a reszta świata jest do nas niepodobna. A mnie się zdaje, że jesteśmy raczej podobni do siebie niż od siebie różni. Umiejętność empatycznego porozumiewania się zdjęłaby ze świata dużo nieporozumień, zła i przemocy.

Zobacz też:



emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto