Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Renata: - Nie odprowadziliśmy ich i nie odprowadzimy. To nasze dzieci!

Katarzyna Piojda, [email protected]
Renata i Czesław Wiszniewscy prowadzili Rodzinny Dom Dziecka przez 14 lat. Teraz placówka teoretycznie już nie istnieje. Ale dzieci w niej jeszcze przebywaj
Renata i Czesław Wiszniewscy prowadzili Rodzinny Dom Dziecka przez 14 lat. Teraz placówka teoretycznie już nie istnieje. Ale dzieci w niej jeszcze przebywaj Andrzej Muszyński
- To nie rzeczy. To ludzie - mówi, starając się zachować spokój, Wiszniewska. Ale trudno jej być spokojnym.

Przypomnijmy: jako pierwsi opisaliśmy dramat państwa Wiszniewskich z bydgoskiej Osowej Góry. Małżonkowie, pani Renata i pan Czesław, od 2002 roku prowadzą Rodzinny Dom Dziecka. Małolaty, zamiast do tradycyjnej placówki, mogły trafiać do Wiszniewskich. Tutaj czuły się bardziej, jak w domu, a nie w instytucji.

W sumie przez dom przewinęło się 15 dzieci, które z różnych względów nie mogą mieszkać z biologicznymi rodzicami. Tyle że ten dom od już nie istnieje. Trzy byłe wychowanki opowiadają, że "ciocia" i "wujek" znęcali się nad nimi psychicznie. "Ty ku..." i "Ty szmato" - takie wyzwiska miały być kierowane pod adresem dziewczyn.

Psycholodzy, po kompleksowych badaniach dziewczyn, mówią, że one nie kłamią. Tym bardziej że, one nie znają się nawzajem, a opowiedziały o wszystkim dopiero, gdy wyprowadziły się z Osowej Góry. Miasto zdecydowało o likwidacji placówki. - Nie robilibyśmy tego, gdybyśmy nie byli pewni - zaznacza Renata Dębińska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. To organ nadzorujący.

Wiszniewska odpiera zarzuty. Nie podpisała dokumentu o rozwiązaniu rodzinnego domu. Z nią i jej mężem mieszka jeszcze dwóch chłopców, w wieku 16 i 18 lat. Nastolatki mówią, że dobrze im tutaj. Teoretycznie placówka zniknęła z mapy miasta.

Przeczytaj także: Chcą im odebrać dzieci. Byłe wychowanki opowiadają, że "ciocia" i "wujek" znęcali się nad nimi psychicznie
Wiszniewscy mieli odprowadzić dzieci. Taki termin wyznaczyli im urzędnicy. 18-latek miał trafić do tzw. mieszkania usamodzielnienia. Młodszy - do innego (jedynego już teraz) Rodzinnego Domu Dziecka.

- Ale nie odprowadziliśmy i nie odprowadzimy. To nasze dzieci- obstaje przy swoim stanowisku pani Renata. - Jestem ich opiekunem prawnym.

MOPS pozostaje nieugięty. Nie będzie wyważania drzwi i szarpania dzieci, żeby je odebrać. Ale procedura zostanie zachowana. Jak ona wygląda? - Najpierw prosimy o to, żeby opiekun prawny dowiózł dzieci do wskazanej w skierowaniu placówki opiekuńczo-wychowawczej - tłumaczy Ewa Taper, wicedyrektor MOPS. - Jeśli opiekun tego nie uczyni, naszym obowiązkiem jest powiadomienie sądu rodzinnego i to on decyduje o dalszym losie dziecka.

Po naszym artykule sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Dziecka. Wersję Wiszniewskich już zna. Teraz chce poznać tę prezentowaną przez miasto. Wiszniewscy złożyli wniosek do sądu o założenie niespokrewnionej rodziny zastępczej dla obu chłopców.

Pani Aleksandra, ciotka pani Renaty, zadzwoniła do redakcji. - Dzieciom było w jej domu dobrze - uważa krewna. - Te, które tak zmyślają, powinny trafić do zwykłego domu dziecka. Takiego z ogrodzeniem i portiernią. Takiego, w którym jest rygor. A nie do dobrego domu, jak Reni. Ona kocha dzieci. Nie zależy jej na pieniądzach, jakie dostawała za prowadzenie domu.

- Czyżby? - zastanawiają się pracownicy socjalni. Z danych MOPS wynika, że na utrzymanie placówki na Osowej Górze tylko w zeszłym roku miasto wydało około 124 tysięcy złotych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska