Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pojedynek na szosie

jar
Na trasach łączących Bydgoszcz z ościennymi gminami trwa ostra, niekiedy nie przebierająca w środkach wojna o klienta. Jej ofiarami czują się właściciele firm przewozowych, którzy zarzucają bydgoskiemu PKS-owi ...

Na trasach łączących Bydgoszcz z ościennymi gminami trwa ostra, niekiedy nie przebierająca w środkach wojna o klienta. Jej ofiarami czują się właściciele firm przewozowych, którzy zarzucają bydgoskiemu PKS-owi stosowanie cen dumpingowych. Przedsiębiorstwo zdecydowanie zaprzecza, twierdząc, że niskie ceny są jedynie wynikiem wolnej konkurencji. Czy jednak jest nadzieja, aby na liniach zapanował spokój?

Używanie "wojennej" nomenklatury jest uprawnione, ponieważ to co dzieje się na niektórych podbydgoskich liniach, rzeczywiście przypomina bitwę. Na przykład - autobus firmy X zjeżdża na lewy pas blokując drogę jadącego z naprzeciwka autokarowi firmy Y, dochodzi do kolizji (na szczęście niegroźnej), podczas gdy w tym samym czasie inny pojazd firmy X podjeżdża na przystanek i zabiera pasażerów.

Bydgoszcz zajmuje jedno z pierwszych miejsc w Polsce pod względem liczby firm przewozowych. Nic dziwnego więc, że konkurencja między nimi jest ostra i jej echa docierają nieraz do naszej redakcji. Zgłosił się ostatnio do "Expressu" Marek Burchacki, właściciel firmy Pol-Bus (13 autobusów, cztery linie m.in. Bydgoszcz-Solec Kujawski). Przedsiębiorca poskarżył się, że dominująca pozycja Przedsiębiorstwa PKS z Bydgoszczy na rynku wynika nie tylko z wielkości infrastruktury, ale także - ze stosowania cen dumpingowych, czyli niższych od poniesionych kosztów. - W ciągu dwóch lat PKS obniżył ceny biletów średnio o 30 procent. Podam przykłady. Linia do Solca Kujawskiego - było 3,60 zł, a jest 2,50 zł, do Barcina - było ponad 6 zł, a jest 4,1 zł, do Brzozy - było 3,30 zł, a jest 2 zł. My, wszyscy podatnicy dokładamy do tego, że PKS jest w stanie zejść z ceną, ponieważ otrzymuje dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego - twierdzi M. Burchacki.

Jeszcze dalej w krytyce przedsiębiorstwa z ulicy Jagiellońskiej 58 idzie Waldemar Szufrajda (właściciel firmy "Rainbow", ponad 30 autobusów i busów, 13 linii), który nie ukrywa, że już od kilku lat prowadzi prywatną wojnę z PKS-em. Głównym placem boju jest droga z Bydgoszczy do Koronowa. - Bilet w PKS-ie kosztuje 2,50 zł. U nas - 3 zł. Dziwnym trafem, PKS obniża swoje ceny tylko na tej trasie. A to dlatego, że tam ma konkurencję, tymczasem na trasach o porównywalnej długości, gdzie konkurencji nie ma, ceny biletów są wyższe. To wszystko robi się po to, żeby nas wykończyć. Cieszymy się, że są niskie ceny, ale to jest już na granicy opłacalności. Wydałem na nowoczesne pojazdy po 400-500 tysięcy za auto, przez cztery lata będę je spłacał. Gdybym kupił stare autosany, może zszedłym do ceny 1,50 zł, ale jakość moich usług byłaby o wiele gorsza - mówi przewoźnik.

W. Szufrajda dopełnia swoją listę zarzutów rzekomo celowym opóźnianiem przez PKS swoich odjazdów (tak aby "podebrać" mu pasażerów) i różnicowaniem cen na tych samych liniach (rzekomo taniej tuż przed odjazdem busa z "Rainbow" i drożej po jego odjeździe).

Pępek świata?

Przedsiębiorstwo PKS sp. z o.o. w Bydgoszczy stanowczo odrzuca zarzuty o stosowanie cen dumpingowych i w ogóle - nieuczciwej konkurencji. Na dowód zastępca dyrektora Wiesław Dziuba przedstawia orzeczenia Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów umarzające postępowania. Było już w ostatnich latach wiele - wszczynane w wyniku zawiadomień różnych podmiotów, nigdy jednak - pasażerów. - Dlaczego walka toczy się tylko na liniach dochodowych? Bo musimy utrzymać też linie niedochodowe, bo przecież nie każde połączenie zapewnia zysk. Nigdy jednak nie stosujemy cen poniżej kosztów. Zróżnicowanie cen zależy od tego jaki to kurs. Na linii "S" z Bydgoszczy do Koronowa biet kosztuje 2,50 zł, ale już jeśli autobus jedzie dalej, to na tę trasę bilet jest droższy. Mówienie o jakichś dotacjach jest kolejnym nieporozumieniem.

Jest to zwrot kosztów za stosowanie ulg w przewozach, wynikających ze stosownej ustawy. Każdy przewoźnik, który takie ulgi stosuje, ma prawo podpisać umowę z Urzędem Marszałkowskim, który zobowiązuje się zrefundować straty wynikłe z ulg. Urząd Skarbowy bardzo dokładnie to sprawdza, rozliczając nas z każdego biletu - tłumaczy W. Dziuba.

PKS nie ma sobie nic do zarzucenia także jeśli chodzi o przestrzeganie rozkładów jazdy. Twierdzi, że wszystkie autobusy wyjeżdżają z dworca o czasie, a jeśli później, to jedynie wskutek awarii. Trudno też - uważa dyrekcja PKS - zdążyć na czas na przystanki pośrednie, jeśli po drodze autobus ma do pokonania kilka-kilkanaście sygnalizacji świetlnych.

- Nie jest moim celem podgrzewanie atmosfery, ale żaden z przewoźników nie jest pępkiem świata i jeśli kogoś oskarża, to powinien pamiętać, żeby samemu przestrzegać zasad - kończy W. Dziuba.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto