Policja odbiła klub Mega Fit. Po sześciu tygodniach

Po sześciu tygodniach, które minęły odkąd w Mega Fit zabarykadowała się grupa mężczyzn, sprawa ruszyła. Policjanci, działając na zlecenie prokuratury rejonowej przejęli lokal. Wczoraj rano przeszukali budynek. - Postępowanie jest w toku - mówi prokurator Adam Lis. - Niewykluczone, że odpowiedzialne za bezprawne zajęcie nieruchomości osoby usłyszą zarzuty zakłócenia miru domowego.

Przy bydgoskiej ulicy działał hostel i siłownia. Ich właścicielką jest Magdalena Bogucka, która w asyście policjantów sprawdziła stan dzierżawionego budynku. - Po pierwszych oględzinach możemy stwierdzić, że brakuje kasy fiskalnej z całym utargiem - zauważa Janusz Wąsowski, jej pełnomocnik. - Nie ma również jednej z bieżni, która prawdopodobnie znajduje się teraz w hotelu City.

We wszystkich pomieszczeniach jest brudno, a niektóre z mebli są uszkodzone. - Teraz będziemy starali się jak najszybciej doprowadzić klub do przyzwoitego stanu - dodaje Wąsowski. - Zastanawiamy się także nad formą rekompensaty dla naszych klientów. Wiemy, że minie trochę czasu zanim uda nam się odzyskać ich zaufanie.
Większość załogi czeka na ponowne otwarcie klubu. - To jest śmieszne - ocenia jedna z zatrudnionych tam kobiet. - Tylko w Polsce może się zdarzyć, żeby ktoś wtargnął do czyjejś własności, a policja przez tyle czasu nie reagowała.

W nocy z 22 na 23 czerwca wynajęta firma ochroniarska zajęła siłownię Mega Fit i hostel. Spór o prawa własności do nieruchomości toczy się pomiędzy dwiema spółkami - Alberią a BOA 2. Strony zarzekają się, że są właścicielami budynku, a jako dowód pokazują akty własności. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Krzysztofa Stachacza, prezesa zarządu Alberii. Wciąż czekamy na odpowiedź.

Awantura o Megę jest kolejną odsłoną wieloletniego konfliktu pomiędzy braćmi Januszem a Mirosławem S.