Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Półtora pokoju” nie trzeba się bać? [Sputnik nad Bydgoszczą - recenzja]

Redakcja
Wielu zaciekawionych filmem "Półtora pokoju" widzów znalazło się w poniedziałkowy wieczór w klubie Mózg. Gdyby nie to, że kilkoro z nich wolało siedzieć pod ścianą, nie zostałoby ani jedno wolne miejsce. Co przyciągnęło ten tłum?

Pytanie o tyle uzasadnione, że temat poruszany w filmie nie należy do najwdzięczniejszych. Jest nim mianowicie fantazja na temat wyobrażone podróży literackiego noblisty, rosyjskiego Żyda – dodajmy: poety - Josifa Brodskiego, do ojczyzny. Do kraju, z którego przed wielu laty został wydalony z powodu „pasożytniczego tryby życia”, i do którego nigdy tak naprawdę nie wrócił.

Kolaż – tym słowem najpełniej można oddać, jeśli nie charakter, to z pewnością formę „Półtora pokoju”. Film korzysta z różnych technik. Są wstawki animowane, dokumenty z epoki, sceny czarno-białe i kolorowe. Nawet same animacje są bardzo różnorodne, w różnych tonacjach i technikach. Trochę to razi. Wydaje się jednak, że jest to zabieg w pełni zamierzony. Sam Brodki pogrążając się w swych wspomnieniach, przestrzega przed szukaniem ładu i chronologii. Pamięć przyrównuje fotografiom, które utrwalają strzępki wspomnień, pojedyncze obrazy, pewne skojarzenia i fantazmaty. Nie układa się to w ciąg przyczyno-skutkowy. Jest tylko wyrywkiem nawet nie najważniejszych, ale akurat w danym momencie powracających wspomnień.

Najmilej wspominam szereg obrazów przywołanych w pierwszej połowie filmu, pełnych żartobliwych scen z młodości Brodskiego, świetnie jednak oddających przy okazji, trudne i paradoksalne realia owych czasów.

Próba chóru dziecięcego, do sali wnoszone jest gipsowe popiersie Stalina. Zostaje upuszczone i rozbija się na kawałki. Wpada kierowniczka szkoły i krzyczy: „na kolana”. Wszyscy stoją zdezorientowani, na co kierowniczka dodaje przestraszona: „Stalin umarł!” i pada na kolana, a zaraz po niej reszta. Pierwszy głowę podnosi Brodski. Jego wzrok pada na krągłą pupę nauczycielki.

Inna scena. Fantazja na temat rozmowy z kucharzem z "Księgi smacznego i zdrowego jedzenia". Głodny Brodski po obejrzeniu przepysznych i najbardziej smakowitych dań, dowiaduje się, gdy zapyta, co może posmakować, że najlepiej... nic, bo tak najzdrowiej. Tak zresztą czyni i sam kucharz.

Pełne wdzięku są też sceny pokazujące usilne starania dojrzewającego Brodskiego przeżycia swojego pierwszego razu, a w końcu nieskrywanego zadowolenia rodziców, gdy mu się to udaje.

Druga część filmu niestety zaczyna po pewnym czasie nużyć. Można odnieść wrażenie, że moment zakończenia filmu, jest przeciągany niemal w nieskończoność (film trwa w sumie 130 minut). Zapewne winny jest tu wkradający się już dość wyraźnie sentymentalizm.

Tak więc po zakończeniu seansu dało się usłyszeć komentarze typu: „szczerze, to jestem zawiedziona”, czy nawet już dużo bardziej drastyczne: „na pięć minut przysnąłem”. Ciężko powiedzieć, czy wynikało to z przeciągającego się zakończenia. Na pewno nie jest to film łatwy, ale przy odrobinie wysiłku można wynieść z niego coś dla siebie. O prawdziwe przyczyny rozczarowania najlepiej by było spytać samych zawiedzionych.

A może komuś film się podobał?

Zobacz też:


Sputnik nad Bydgoszczą
17-23 stycznia 2011, klub MÓZG
Bilet na seans kosztuje 10 zł
Karnet na całość: 70 zł
program - Sputnik nad Bydgoszczą


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto