Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożar na fermie w Dzikowie. Właściciel próbował sam ratować kury, ale ogień strawił tysiące ptaków

Grzegorz Kończewski
Pożar na fermie w Dzikowie k. Torunia
Pożar na fermie w Dzikowie k. Torunia Sławomir Kowalski
Kilkanaście tysięcy kurczaków spaliło się w środę w wieczorem w podtoruńskim Dzikowie. Spłonął tam jeden z dziesięciu kurników miejscowej fermy drobiu.

Ogień pojawił się krótko przed godz. 19. Musiał się rozprzestrzeniać błyskawicznie, bo już wkrótce nad fermą unosił się wielki słup dymu. Widać go było nawet z wyższych pięter bloków na toruńskim osiedlu Mokre.

Zawalił się dach fermy

- Wyglądało to bardzo groźnie – przyznaje Agnieszka Łapicka, sołtys Dzikowa, która jako jedna z pierwszych pojawiła się przed bramą fermy. Później w tym miejscu było już wielu zaniepokojonych mieszkańców gminy Obrowo. Brama była jednak zamknięta, a przez wysokie tuje nie można było dostrzec, co dzieje się na terenie firmy. - Mieszkam bardzo tych kurników. W pierwszej chwili pomyślałam, co by mogło się stać, gdyby pożar rozprzestrzenił się poza fermę. Niedaleko znajdują się przecież inne wiejskie zabudowania i las. Na szczęście nie wiał wiatr.

Zobacz też: Produkcja zwierzęca stop, roślinna na wsi także stop... Przez protesty

Strażacy, którzy w sile 18 zastępów, czyli 67 ratowników, błyskawicznie pojawili się na miejscu, informują, że płomienie objęły powierzchnię aż 960 metrów kwadratowych.

- Właściciel fermy zaalarmował staż, a następnie podłączonymi do hydrantów wężami próbował gasić ogień własnymi siłami – mówi bryg. Andrzej Seroczyński z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu. - Niestety, na niewiele się to zdało. Gdy przyjechaliśmy na miejsce pożar był już bardzo rozwinięty, obejmował praktycznie cały kurnik, w którym – jak twierdził właściciel – znajdowało się kilkanaście tysięcy kurczaków. Działaliśmy z zewnątrz, nie mogliśmy wejść do środka, bo istniało realne zagrożenie, że zawali się dach.

I tak się, zresztą, stało. Później zawaliły się też dwie ściany boczne. Strażacy skoncentrowali się zatem na obronie pozostałych, oddalonych o kilkanaście metrów, kurników. Na szczęście na miejscu było dobre zaopatrzenie w wodę. Ferma w Dzikowie do duży obiekt, składający się z dziesięciu kurników ustawionych w dwóch rzędach po pięć budynków. W środę wieczorem płonął jeden z tych w środku kompleksu.

Tysiące ptaków na posadzce

- Nie było szansy, by uratować kurczaki – dodaje Andrzej Seroczyński. - Ptaki są bardzo wrażliwe zawarte w dymie trujące substancje. Na dodatek ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Tysiące ptaków leżało na posadzce kurnika pod zawalonym blaszanym pokryciem dachu. Właściciel nie określił wysokości strat.

Andrzej Seroczyński zaznacza, że w trwającej ponad cztery godziny akcji nie ucierpiał żaden z ratowników. Ostatni zastęp strażaków z Państwowej Straży Pożarnej opuścił fermę o godz. 23.30, ale na miejscu pozostali strażacy ochotnicy z gminy Obrowo, którzy do samego rana czuwali, by płomienie nie pojawiły się na nowo. Na razie nie jest znana przyczyna pożaru kurnika. Postępowanie w tej sprawie prowadzą policjanci.

____________________________

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pożar na fermie w Dzikowie. Właściciel próbował sam ratować kury, ale ogień strawił tysiące ptaków - Gazeta Pomorska

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto