Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawdziwy Fitness Man

.
Takie męskie ciało przyciąga wzrok. Kobiety nie kryją podziwu. Mężczyźni reagują ironicznym uśmiechem. Czasem pozazdroszczą muskulatury, ale i tak myślą: chłopiec z plakatu.

Takie męskie ciało przyciąga wzrok. Kobiety nie kryją podziwu. Mężczyźni reagują ironicznym uśmiechem. Czasem pozazdroszczą muskulatury, ale i tak myślą: chłopiec z plakatu. Tymczasem niewielu wie, że tak jak bydgoszczanin Marcin Łopucki wygląda facet idealny, no przynajmniej w ocenie sędziów fitness męskiego. Pytanie tylko czy fitness, to sport godny płci brzydkiej? Marcin uważa, że tak.

?

Fitness męskie to bardzo młoda dyscyplina. W ubiegłym roku została zatwierdzona oficjalnie przez International Federation of Bodybuilders (IFBB). Prawdopodobnie jest odpowiedzią na fitness kobiet. Nie wykluczone, że powstała z myślą o kończących karierę gimnastykach i akrobatach oraz o panach, którzy dbają o swoje ciało, ale nie chcieliby zostać kulturystami.

Podobnie jak u pań, w fitness męskim ocenia się sylwetkę zawodnika według ściśle określonych norm. Proporcje idealne, to na przykład przy 180 cm wzrosty 80 kg wagi. Panowie wykonują też układ dowolny złożony z elementów siłowych i gimnastycznych. Podczas układu mają na sobie wymyślne stroje i są odpowiednio ucharakteryzowani.

Pionierem fitness męskiego w naszym kraju jest bez wątpienia bydgoszczanin Marcin Łopucki. W ubiegłym roku był jedynym zawodnikiem, który startował w Pucharze Polski rozgrywanym w Solcu Kujawskim. Oczywiście wygrał. W tym roku nie było już tak łatwo. Na Mistrzostwach Polski, które odbyły się tydzień temu w Białymstoku Marcin rywalizował z trzema innymi "fitnessmanami".

Bydgoszczanin nie miał sobie równych. Zdobył złoty medal i wywalczył miejsce w kadrze narodowej. Teraz ma jechać na mistrzostwa Europy.

?

Marcin Łopucki. Ma 29 lat. Jest zodiakalnym skorpionem. Wychowuje dwójkę dzieci, ma własny zakład krawiecki, handluje odzieżą, studiuje na drugim roku wychowania fizycznego w Akademii Bydgoskiej. Ma indywidualny tok nauczania. Od 2002 roku zajmuje się fitness. Trenuje w Klubie "Mega".

- Sport mam w genach. Przez lata trenowałem TaeKwon-Do. Zrobiłem w tej dyscyplinie wszystko co możliwe. Zdobyłem uprawnienia mistrzowskie, trenerskie i sędziowskie. Doszedłem do wniosku, że dalej już nie mogę się rozwijać. Zacząłem szukać dla siebie czegoś innego. Ponieważ zawsze dbałem o swoją sylwetkę i spędzałem sporo czasu w siłowni, pomyślałem, że fitness to ta dyscyplina, w której mogę wiele osiągnąć - zdradza Marcin.

Miał już podstawy w umięśnieniu. Wschodnie sztuki walki sprawiły, że nie było problemów z koordynacją ruchową, gibkością, szybkością. Zapoznał się z przepisami i zaczął się przygotowywać do zawodów. Pomogła mu jego dobra znajoma, najlepszą polska fitnesska, Aleksandrą Kobielak. Ola nauczyła go, że fitness wymaga poświęceń. Przekazała mu swoje wiadomości na temat treningów i żywienia. Uświadomiła mu również, że gdy chce się być na szczycie, trzeba zrobić z tej dyscypliny swoją pasję.

- Podporządkowałem temu sportowi całe swoje życie. W miarę możliwości staram się pracować. Jednak zawsze muszę zrobić dwa treningi dziennie. Jeden siłowy, drugi sprawnościowy. Trzymać dietę. Nie taką ścisłą jak kulturyści, ale jem kilka pełnowartościowych posiłków dziennie, co dwie i pół godziny. Cały rok staram się być w formie. Znam bardzo dobrze swój organizm. Od razu widzę, czego mu potrzeba i robię tak, by wszystko grało. Niestety, przygotowania do zawodów zajmują mi wiele czasu. Przez to mam ostatnio mały kontakt z dziećmi. Opiekują się nimi babcie i dziadkowie - opowiada M. Łopucki.
Zaangażowanie zawodnika ma odzwierciedlenie w wynikach. Udało mu się zrealizować tegoroczny cel. Zdobył tytuł mistrza Polski. Zakwalifikował się do kadry narodowej.

- Nie udało mi się pojechać na Grand Prix Austrii. Teraz wystartuję na podobnych zawodach w Czechach. Pod koniec miesiąca w Turcji odbędą się mistrzostwa Europy. Jestem w kadrze, ale jak się okazało Polski Związek Kulturystyki Fitness i Trójboju Siłowego nie przewidział w budżecie mojego startu. Mogę pojechać ale na własną rękę. PZKFiTS pomoże mi w zakwaterowania i wyżywienia. Chcę wystartować w tych zawodach. Ciężko pracowałem i jestem w stanie zapłacić każdą cenę. Nie podarowałbym sobie tego, żeby mistrzostwa Europy minęły beze mnie - mówi Marcin.

?

Marcin to nie tylko mężczyzna mocno zdeterminowany. Jest bez wątpienia pewny siebie. Wie, że jest przystojny. Niechętnie przyznaje, że kiedyś jako dziewiętnastolatek wziął udział w wyborach Mistera Bydgoszczy. Dlaczego? Nie chce głośno powiedzieć, że zawsze zależało mu na dobrym wyglądzie. Może nie zdaje sobie sprawy, że to taka jego mała obsesja.

Podziwiam jego atletyczną sylwetkę. Nie kwestionuję sprawności ruchowej. Zastanawiam się jednak, co skłoniło go do zaangażowania się w ten raczej niemęski sport.

- Właśnie, że to typowo męski sport. Dobrze przygotowani zawodnicy są atletycznie zbudowani. Proporcjonalnie umięśnieni. W przeciwieństwie do kulturystów nie mają nienaturalnie wielkiego ciała i przerostów mięśniowych. Jesteśmy nadzwyczaj sprawni. Kto w to nie wierzy, niech przyjdzie na jakieś zawody i zobaczy. Moim zdaniem, fitness to kwintesencja sportu, także w wykonaniu męskim - ripostuje nasz rozmówca.

Trzeba pamiętać, że ci prawdziwi mężczyźni stoją na scenie w tylko w spodenkach, które muszą mieć 15 centymetrów długości. Pokazują się sędziom z przodu, boków i tyłu. Potem przebierają się w wymyślne stroje, obowiązkowo zasłaniające tors. Wykonują układ do muzyki. Składają się na niego figury siłowe i gimnastyczne, ale nie brakuje elementów tanecznych. Panowie nie mogą wykorzystywać do scenicznej prezentacji żadnych rekwizytów. No i uwaga! Prawdziwi fitnessmani nie mogą na scenie się rozbierać. Całe szczęście, bo wtedy już nawet nie można by ich porównywać ich do tancerzy czy aktorów tylko do chippendalersów.

Nasz mistrz nie czuję się przedstawicielem żadnego z wymienionych wyżej zawodów. Tłumaczy, że jego układ przypominał prezentację wojownika z afrykańskiej dżungli. Musiał zatem się przebrać. Występ wymagał oprawy artystycznej, by uatrakcyjnić widowisko publiczności. Reszta to były elementy czysto sportowe .

- Nie jestem narcyzem. No chyba, że takim mianem można określić człowieka, który dba o swój wygląd i prowadzi zdrowy tryb życia. Ciało jest po to, by je kształtować. Takie możliwości dała nam natura. Ja tylko to wykorzystuję. Na co dzień nie myślę o tym, że jestem dobrze zbudowany. Znam sędziowskie kryteria i staram się do nich dążyć. To nie tylko kwestia treningów siłowych. To także dieta oraz ogromne nakłady finansowe na witaminy, odżywki i suplementy. Nie inwestuję w siebie, by podobać się kobietom, ale by zrobić sportowy wynik - dodaje mistrz Polski w fitness. - To jest dla mnie najważniejsze.

Przynajmniej na tym etapie jego życia. Marcin ma już za sobą pierwsze propozycje reklamowe. Prezentował odzież firmy "Teta". Prowadzi rozmowy z innymi producentami. Nie wyklucza, że gdyby dostał sensowną ofertę pokazania się na wybiegu jako model, poważnie by ją rozważył. Musi zarabiać pieniądze, by móc dalej trenować. Powinien też oszczędzać. Marzy mu się otworzenie w Polsce klubu fitness na prawdziwym światowym poziomie.
Agnieszka Tybus

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto