Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura bada sprawę śmierci 68-letniej pacjentki szpitala Jurasza w Bydgoszczy

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Sprawa śmierci pacjentki bydgoskiego szpitala została zgłoszona do prokuratury. Śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok.
Sprawa śmierci pacjentki bydgoskiego szpitala została zgłoszona do prokuratury. Śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok. Arkadiusz Wojtasiewicz
68-letnia mieszkanka Bydgoszczy została przyjęta do szpitala na badanie echa serca. Lekarzy zaniepokoił stan zastawek, które kobieta miała od 10 lat. Kilkanaście dni później było wiadomo, że wystąpiła u niej sepsa. Na ratunek było już za późno.

Zobacz wideo: Rozbudowa szpitala Biziela w Bydgoszczy

Pacjentka została przyjęta na oddział w Szpitalu Uniwersyteckim im. Jurasza 5 listopada. Zmarła 26. To, co działo się w tym czasie, jest teraz przedmiotem ustaleń prokuratury.

- Moja mama pojechała do szpitala na badanie echa serca - mówi nasza Czytelniczka. - Lekarze stwierdzili, że zastawka, którą miała wszczepioną lata temu, przestaje działać i potrzebna jest jej wymiana. Położyli ją na oddziale, robili badania i kazali czekać na termin operacji, która miała być zrobiona innowacyjną metodą.

To Cię może też zainteresować

17 listopada, jak wynika z relacji córki, mama miała zrobione "połykowe echo serca". - Wtedy zauważono, że zastawki dziwnie wyglądają i być może doszło do zakażenia jakąś bakterią. Pobrali jej krew na posiew - słyszymy.

Tego samego dnia u 68-latki przeprowadzono test na zakażenie SARS-CoV-2. Wynik - jak twierdzi córka pacjentki - był negatywny. Dopiero kolejny, wykonany kilka dni później wykazał zakażenie koronawirusem. Pacjentka została przeniesiona na oddział covidowy.

- Lekarz twierdził, że objawy covidu są "skąpe", mama miała tylko kaszel i lekkie duszności. Była podłączona pod tlen - mówi córka. - Saturacja wynosiła "100".

Zdaniem rodziny, pacjentka jeszcze w niedzielę 21 listopada była w pełni świadoma, czuła się dobrze, rozmawiała przez telefon o świętach. Ustalano potrawy wigilijne. - Pani doktor mówiła, że stan mamy jest bardzo dobry, ma tylko problemy z poruszaniem się. Miała zacząć rehabilitację.

Stan pogorszył się gwałtownie

Następnego dnia - jak twierdzą krewni - sytuacja zmieniła się diametralnie. Rodzina miała zostać poinformowana, że pacjentka ma sepsę. Zostało to stwierdzone na podstawie wyniku z badania na posiew wykonanego wcześniej. 68-latka miała już czuć się bardzo źle, mówiła niezrozumiale. We wtorek 23 listopada nie odbierała już od nikogo telefonu.

- Zadzwoniliśmy zaniepokojeni do lekarza. Powiedział, że mama ma wstrząs septyczny, niewydolność wielonarządową i że jest tak słaba, że nie da rady nawet palcem ruszyć. Już nie mogliśmy z nią porozmawiać. Została zaintubowana i podłączona pod respirator jeszcze w nocy z poniedziałku na wtorek, ponieważ straciła przytomność. Cały czas prosiliśmy lekarza, żebyśmy mogli wejść się pożegnać. Nie wyraził zgody. Przesłał nam tylko zdjęcia mamy leżącej pod respiratorem - mówi córka.

26 listopada, w piątek, w dzień 68. urodzin pacjentki, do dyrektora szpitala miało trafić pismo z prośbą o możliwość pożegnania z mamą. - O godzinie 12.27 zadzwoniła do mnie rzecznik praw pacjenta z informacją, że dyrektor szpitala wyraził zgodę na wejście do mamy. Spytała, kiedy będę. Powiedziałam, że jak najszybciej. Zaczęłam od razu szykować się do wyjścia. Miałam właśnie dzwonić po taksówkę, kiedy zadzwonił telefon. Była 12.33. Lekarz powiadomił nas że o 12.30 mama zmarła.

Krewna zmarłej zaznacza, że ma "żal do lekarzy". Zarzuca, iż dopuścili do zakażenia w szpitalu koronawirusem, ale przede wszystkim, w jej przekonaniu, zbyt późno zareagowano na fakt wystąpienia sepsy.

Oczekiwanie na wyniki sekcji zwłok

Tu warto podkreślić, iż pacjentka kilka dni przed wizytą w Juraszu w celu wykonania badania echa serca została wypisana - jak twierdzi rodzina - ze szpitala Biziela. Tam również miało dojść do "zakażenia bakterią". - W Bizielu jednak od razu podano antybiotyk o "szerokim spektrum działania" - mówi córka. - W szpitalu Jurasza, kiedy wystąpił wstrząs septyczny, było już za późno.

Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ.

- Zabezpieczona została dokumentacja medyczna i zlecono przeprowadzenie sekcji zwłok. Czekamy na wyniki tego badania - mówi prok. Michał Mikulski, zastępca prokuratora rejonowego. - Standardowo w sprawach z takiego zawiadomienia wszczynane jest postępowanie w kierunku artykułu 155 kodeksu karnego w związku ze 160, paragrafem 1 i 2.

Wspomniane zapisy mówią o nieumyślnym spowodowaniu śmierci oraz o narażeniu na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w sytuacji, gdy (art. 155.2 kk) na sprawcy ciąży obowiązek opieki.
Zwróciliśmy się w tej sprawie również do kliniki. - Szpital Uniwersytecki nr 1 nie odniesie się do stawianych w artykule zarzutów - brzmi odpowiedź Marty Laski, rzeczniczki prasowej szpitala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Prokuratura bada sprawę śmierci 68-letniej pacjentki szpitala Jurasza w Bydgoszczy - Gazeta Pomorska

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto