Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Protest ratowników w Bydgoszczy. "Mówili: Rzućcie tę robotę, jak wam źle. To rzuciliśmy"

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Rafał Kulpa to jeden z 84 ratowników medycznych w Bydgoszczy, którzy złożyli wypowiedzenia kontraktów. Razem z kolegami walczy o wyższe stawki godzinowe i lepsze warunki pracy.
Rafał Kulpa to jeden z 84 ratowników medycznych w Bydgoszczy, którzy złożyli wypowiedzenia kontraktów. Razem z kolegami walczy o wyższe stawki godzinowe i lepsze warunki pracy. Tomasz Czachorowski
Ratownicy medyczni w regionie walczą o lepsze warunki pracy. Mówią, że traktuje się ich tak samo, jak salowych, czy techników RTG, a ich odpowiedzialność za pacjenta jest o wiele większa.

Zobacz wideo: Pół tysiąca przeszczepień szpiku u dzieci w szpitalu Jurasza w Bydgoszczy

- Mogę nawet nagrać film, jak zamykam szafkę i wychodzę stąd - mówi Rafał Kulpa, ratownik medyczny z Bydgoszczy. - Tak to się skończy, jeśli nasz postulaty nie zostaną przyjęte.

Nasz rozmówca jest jednym z 84 ratowników kontraktowych z Bydgoszczy, którzy z dniem 1 września wypowiedzieli swoje umowy. Czas biegnie, miesięczny termin wypowiedzenia zbliża się nieubłaganie. Jeżeli ratownicy „na firmach” nie wyjadą 1 października na dyżury, to czas dojazdu do pacjentów może wydłużyć się z kilku minut (jak jest obecnie) do pół godziny. To może kosztować życie osób potrzebujących natychmiast pomocy.

Ratownicy protestują jednak nie tylko w Bydgoszczy. We Włocławku umową „rzuciło” 72 ratowników kontraktowych. W Toruniu - jak informuje rzecznik tamtejszego szpitala im. Rydygiera - protestu... nie ma. - Po prostu w czasie z tą akcją zbiegło się, że ratownikom wygasają ich 3-letnie kontrakty - tłumaczy rzecznik szpitala dr Janusz Mielcarek. - Choć oczywiście spodziewamy się, że te negocjacje w obecnych warunkach będą trudniejsze.

Setki godzin w miesiącu

Ratownicy protestują też m.in. w Grudziądzu. Miesiąc na znalezienie osób, które by ich zastąpiły, dali też dyrekcji brodnickiego szpitala tamtejsi ratownicy. Wszyscy podkreślają, że chcą wyższych stawek godzinowych. Ale to nie wszystko.

- Najprościej wszystko sprowadzić do kwestii pieniędzy - mówi Marcin Gizicki, ratownik medyczny z Bydgoszczy, prowadzący firmę Med-Sar, ale i świadczący usługi medyczne jako jednoosobowa firma. - Tymczasem jednym z elementów, które przepełniły czarę goryczy i sprawiły, że ten protest doszedł do skutku, jest obniżanie wartości naszego zawodu. Oczekujemy należnego szacunku, takiego, jakie władza okazuje naszym koleżankom pielęgniarkom czy lekarzom.

- Jesteśmy pełnoprawnym zawodem medycznym, a jako jedyni na taką listę nie zostaliśmy wpisani i upchnięto nas pod zakładkę „inny zawód medyczny”. To dość mocno boli. A jako jedyni z tej grupy musimy mieć dyplom, zdobyć wyższe wykształcenie, cyklicznie się dokształcać. Nam naprawdę jest znacznie bliżej do lekarzy i pielęgniarek, niż na przykład - przy całym szacunku dla nich - do salowych, czy techników RTG.

- Regularnie dementujemy wypowiedzi pana Niedzielskiego, które słyszymy w zakresie choćby liczby ratowników kontraktowych. Jest ich znacznie więcej, niż jest to przedstawiane - dodaje ratownik. - Ostatnia kontrola poselska wykazała, że na 537 osób zatrudnionych w Warszawie w stacji pogotowia ratunkowego tylko 6 jest na etacie. Reszta to pracownicy kontraktowi. Moim zdaniem, w obrazowaniu sytuacji nie liczy się nawet liczba kontraktowych, tylko liczba równoważników etatów, jakie oni pokrywają. Przykładowo 84 kontraktowych świadczy pracę, którą normalnie musiałoby realizować ok. 140 ratowników etatowych. To dokładnie obrazuje, jak dużą część ochrony zdrowia stanowimy.

Gizicki: - Minister Niedzielski czy Kraska mówią, że wzrasta stawka „dobokaretki” z myślą o ratownikach medycznych, ale pamiętajmy, że to nie są pieniądze tylko dla nas, tylko na całe działania karetki. Jeżeli będzie drożał sprzęt medyczny, to ta kwota od razu będzie zagospodarowywana. Podwyżki „dobokaretki” nie mają nic wspólnego z inflacją, to jest tylko okresowe widzimisię rządzących. Obecna podwyżka „dobokaretki” będzie także musiała zrekompensować niedobory z ubiegłych lat, które powstawały z powodu niedoszacowania starej stawki. Dlatego obecnie jesteśmy bardzo umiarkowanymi optymistami, co do deklaracji ministra zdrowia, bo mamy szersze ekonomiczne rozumienie problemu.

Minister Adam Niedzielski zapowiedział ostatnio, że do systemu ratownictwa medycznego w tym roku trafi dodatkowe 60 mln zł, a roczny koszt, czyli perspektywa przyszłego roku to jest 230-240 mln złotych.

- System wynagradzania pracowników kontraktowych jest skomplikowany. To pokłosie dawnych czasów. Porozumienie stron zawarte ze związkami zawodowymi, dotyczące ich płac, obejmuje szeroki wachlarz dodatków, stażu pracy. Nie da się uśrednić ich płacy - wyjaśnia Krzysztof Tadrzak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. Myślę, że pracownicy na umowach o pracę są usatysfakcjonowani. W przeciwieństwie do osób na kontaktach. Żądają 70-80 zł za godzinę. Teraz mają 40 zł.

Dyrektor taką podwyżkę określa mianem „z kosmosu”. Dodaje jednak: - Stawki, które otrzymują, są za niskie, powinni zarabiać więcej.

- Przez lata słyszeliśmy, że jak nam się nie podoba, to możemy rzucić pracę - mówi z kolei Łukasz Kulpa. - No to rzuciliśmy. Każdy z nas, by zarobić jakiekolwiek pieniądze, dorabia w innych miejscach. Sprzęt, który używamy, kosztuje. Ja od pięciu lat nie kupiłem sobie spodni do kombinezonu. Wyrabiamy po kilkaset godzin w miesiącu. A wielu ratowników by związać koniec z końcem zaczęło się specjalizować w zupełnie innych dziedzinach - wykonujemy po godzinach instalacje, np. fotowotaiki, naprawy i inne rzeczy.

Szymon Katafias, inny bydgoski ratownik medyczny zamieścił na swoim profilu na FB wpis:
"Protest ratowników medycznych, który zalewa cały kraj jest pokłosiem wieloletnich zaniedbań władz, które pozostawały głuche na apele środowisk związanych z systemem "Państwowe" Ratownictwo Medyczne. Wbrew temu co próbują kreować rządzący i niektóre media wcale nie chodzi wyłącznie o godne zarobki. Od wielu lat zgłaszano problemy z zapewnieniem obsady zespołów ratownictwa. Utrzymanie ciągłości funkcjonowania zespołów było możliwe tylko i wyłącznie dzięki nadludzkiej pracy ratowników kontraktowych.
Kim jest ratownik medyczny na kontrakcie? To zewnętrzna firma. Człowiek prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą, będący podwykonawcą świadczącym usługi na rzecz jednostki systemu. Dlaczego "Państwowe" napisałem w cudzysłowie? Ponieważ Państwowe są tylko karetki, a nie ich obsady, a jak wiadomo to nie ambulanse ratują. Robią to najemnicy systemu.
Jestem jednym z nich od 2007 roku. W lutym przyszłego roku minęłoby mi 15 lat w karetce.
15 lat bez urlopu, bez wysługi lat, bez godnej emerytury! Bez żadnej ochrony i przywilejów ze strony Państwa. Nawet kodeks pracy nas nie chroni, jak gdyby pracownik kontaktowy był niezniszczalnym nadczłowiekiem (a może gorszym podgatunkiem niegodnym ochrony?) 15 lat, w czasie których przepracowałem tyle godzin, co pracownik etatowy w 25 lat. I nie ma w tym nawet odrobiny przesady. Mój kontrakt to 240-350h miesięcznie, przy 168h na etacie.
Możnaby zapytać, dlaczego nie przejdę na etat?
Odpowiadam: Bo nikt takiej możliwości nie oferuje. Dlaczego? Bo etatowy pracownik jest drogi i pracuje mniej, a grafik przecież trzeba spiąć."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto