Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roxelena i Safin uciekli z zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Schronienie znaleźli w Bydgoszczy

Paweł Kaniak
Paweł Kaniak
Roxelena, Safin i dwójka ich dzieci znaleźli schronienie u bydgoszczan Łukasza i Celiny
Roxelena, Safin i dwójka ich dzieci znaleźli schronienie u bydgoszczan Łukasza i Celiny Tomasz Czachorowski
- Udało nam się uciec z Ukrainy, zanim nasze dzieci zobaczyły wybuchy. Zaoszczędziliśmy im wojennej traumy. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że nie zostałam i nie pomagam moim rodakom w walce, ale ocalenie dzieci było najważniejsze - mówi Roxelena, Ukrainka, która wyjechała z ojczyzny w dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji. Wraz z mężem i dwójką dzieci znalazła schronienie w Bydgoszczy.

Boeing C-17 Globemaster amerykańskich Sił Powietrznych wylądował w Bydgoszczy

od 16 lat

Roxelena mieszkała w Iwano-Frankowsku, mieście położonym ok. 140 km na południe od jej rodzinnego Lwowa. Jej mąż, Safin, jest irackim Kurdem. Dla niego Ukraina stała się domem 6 lat temu, tam skończył studia, uzyskał dyplom inżyniera, założył rodzinę. Mają dwójkę dzieci. Dylan i Emili to bliźnięta, mają 3 latka. W czwartek, 24 lutego całą rodzinę obudził alarm bombowy i polecenia, by chować się w podziemnych schronach. Na Ukrainę spadły pierwsze pociski, Rosjanie ostrzelali między innymi lotnisko w Iwano-Frankowsku. Roxelena i Safin podjęli błyskawiczną decyzję. Pół godziny po rozpoczęciu ostrzeliwania Iwano-Frankowska byli spakowani i służbową taksówką Safina pojechali w kierunku Polski. Zabrali najpotrzebniejsze rzeczy, ale w pośpiechu zapomnieli o spodniach dla dzieci i glukometrach dla Safina, który jest cukrzykiem. Wzięli chociaż zapas insuliny. Wówczas towarzyszył im stres. Dziś potrafią się już śmiać z tych zapomnianych spodni.

Bydgoszczanka świętuje urodziny z uchodźcami z Ukrainy

Środa, 2 marca. Gościmy w mieszkaniu Łukasza i Celiny w bydgoskim Śródmieściu. Wybuch wojny za naszą wschodnią granicą był dla nich szokiem. Oglądali telewizyjne relacje, trochę płakali, czuli się bezradni, ale… - Na barykady nie pójdziemy walczyć, jednak pomyśleliśmy, że możemy pomóc - mówi Łukasz.

Zarejestrowali się na portalach internetowych, gdzie deklaruje się chęć przyjęcia pod swój dach uchodźców. - U nas w domu zawsze jest gwarno, często mamy gości, lubimy ludzi, nasze drzwi są otwarte dla każdego. Wychowują czworo dzieci - swojego biologicznego syna oraz trójkę, dla której są rodziną zastępczą. Ze względu na warunki lokalowe zadeklarowali, że w ramach pomocy uchodźcom mogą dać schronienie dzieciom i jednej osobie dorosłej.

W poniedziałek pani Celina obchodziła urodziny. Tego dnia mieli zaplanowany zabieg dentystyczny syna, a wieczorem chcieli obejrzeć film. Życie napisało inny scenariusz. Zadzwoniła Roxelena z informacją, że pilnie poszukuje miejsca dla siebie, męża i dwójki dzieci. W punkcie rekrutacyjnym na polsko-ukraińskiej granicy wskazano im adres innej bydgoskiej rodziny, jednak ich podróż przedłużyła się, gdy dotarli do Bydgoszczy zaproponowane im miejsce było już zajęte przez innych Ukraińców. Roxelena, Safin, Dylan i Emili znaleźli się na ulicy, ale w aplikacji rekrutacyjnej dla uchodźców znaleźli numer telefonu do Celiny. - Planowałam spędzić urodziny z mężem i Netflixem... A tu proszę mam najlepsze przyjęcie na świecie! Z Roxeleną, Safinem i Łukaszem. A w tle śpi słodko 6 dzieci - cieszyła się Celina.

Początkowo nic nie zapowiadało dłuższego pobytu. Bydgoszczanie zaproponowali gościom kawę, możliwość przebrania dzieci i krótki odpoczynek. Obwiali się, że nie pomieszczą dwójki dorosłych z maluchami.

- Kiedy już do nas przyjechali, stwierdziliśmy, że nie odeślemy ich z kwitkiem. Byli tacy podobni do nas. Pełni entuzjazmu i chęci do działania. Od razu pomogli nam przestawiać łóżka i przekładać rzeczy, aby zorganizować przestrzeń dla naszych dwóch rodzin - opowiada Celina.

Natychmiast ruszyło też wsparcie ludzi dobrej woli. Fundacja Kreatywnej Edukacji przyjęła Dylana i Emili do swojego przedszkola. Znajomi polecili prawnika, który pomaga w sprawach związanych z legalnością pobytu w Unii Europejskiej.

Jak wygląda ich życie pod jednym dachem? - Wieczorami jest trudno. 4 dorosłych plus 6 dzieciaków, które biegają, krzyczą i wszędzie paćkają. Musiałam przygotować się na rano do pracy, a tymczasem siedzieliśmy z naszymi gośćmi do północy i rozmawialiśmy o wojnie. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale dajemy radę - mówi Celina. - Chwile wytchnienia mamy w ciągu dnia, gdy dzieci są w przedszkolu. Zawsze to kilka godzin na złapanie oddechu i załatwienie różnych spraw - dodaje Łukasz.

Dlaczego Kurd nie walczy za Ukrainę?

Roxelena studiowała w Iwano-Frankowsku medycynę. Do ukończenia studiów został jej rok. Jest dumna z ludzi, którzy zostali w Ukrainie, walczą, stają na drodze czołgów. - Towarzyszy mi myśl o tym, że jestem już prawie lekarzem, a ukraińskie szpitale niosą pomoc tym, którzy rzucają teraz koktajlami Mołotowa. Gdybym tam była, uczestniczyłabym w tej pomocy. Fakt, że tego nie robię, trochę mnie uwiera, ale przeważyło pragnienie ocalenia życia moich dzieci - wyznaje Roxelena.

Do naszej rozmowy dołącza Safin, który odebrał Dylana i Emili z przedszkola i właśnie wrócili do mieszkania. Dla niego wyjazd do Polski też nie był łatwy. Chociaż nie jest Ukraińcem, nie ominęły go pytania o to, dlaczego nie walczy za Ukrainę. To dlatego, że pochodzi z Iraku i chce chronić swoją rodzinę przed wojną. Po irackich doświadczeniach najważniejsze dla niego było to, by dzieci nie doświadczyły dramatu. - Dla mnie osobiście obecna sytuacja jest trochę mniej stresująca niż dla mojej żony, bo to ona opuściła swoją zaatakowaną ojczyznę. Codziennie śledzimy doniesienia z Ukrainy, sprawdzamy co się dzieje w Iwano-Frankowsku, czy nasz dom nie został zbombardowany - mówi Safin. Utrzymują kontakt z rodzicami Roxeleny, którzy pozostali w mieście. Podczas pobytu w Bydgoszczy dowiedzieli się o tragicznych losach wykładowczyni Roxelena ze studiów. Z kobietą nie było kontaktu przez 2 dni. Znaleziono ją zastrzeloną.

Z Polski do Niemiec. Później może do Kanady

Czy wrócą kiedyś do Iwano-Frankowska? To zależy od tego, czy sytuacja się uspokoi i w jakim stanie będzie po wojnie to miasto. Na razie celem ich dalszej podróży miały być Niemcy. Chcieli też polecieć do Kanady, gdzie mieszka ich ciocia, ale na razie jest to niemożliwe z powodów proceduralnych. Wiele spraw komplikuje fakt, że Safin nie jest Europejczykiem. Na przykład w Polsce otrzymał początkowo zgodę tylko na 15-dniowy pobyt. Ponadto, w Niemczech prawdopodobnie nie zostanie uznany jego ukraiński dyplom inżyniera, podobnie jak nie uda się zaliczyć dotychczasowych lat studiów medycznych Roxeleny.

Oboje przyznają, że wyjazd na Zachód był w ich życiowych planach, ale znacznie później. Wybuch wojny zmusił ich do wcześniejszego opuszczenia domu. Mówią, że cała ta sytuacja jest jak zły sen. W jednej chwili mieli normalne życie, studia, pracę, mieszkanie, a nagle nie mają nic, są w obcym kraju i zaczynają od zera.

- Nie wiemy, co dalej z nami będzie, ale uspokaja mnie widok uśmiechniętych dzieci. One nie wiedzą, nie rozumieją, że uciekły przed wojną. Pytają o dom, ale są szczęśliwe - podsumowuje Roxelena.

- Jesteśmy dumni z wszystkiego, co osiągnęliśmy w Ukrainie. Udało nam się kupić mieszkanie, opłacić studia, mieliśmy tam dobre życie, mimo trudnej sytuacji gospodarczej tego kraju. Atak Rosji zweryfikował nasze plany. Pobyt w Polsce, w Bydgoszczy? Nigdy nie zapomnimy o pomocy, jaką tu otrzymaliśmy - kończy Safin. Jeszcze tego samego dnia, zdecydowali o kontynuowaniu podróży. Jadą do Niemiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto