Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sklep Sue Ryder. Wspomóż hospicjum robiąc zakupy

Dorota Kowalewska
Dorota Kowalewska
Kilka metrów od wyremontowanej Gdańskiej jest miejsce magiczne. Można tam oddać rzeczy do sprzedaży, albo kupić coś, czego nie dostaniemy w żadnym markecie.

Mała boczna uliczka przy Gdańskiej, to Drukarska. Nie trafiłabym tutaj, gdyby nie dokładne objaśnienia Agnieszki Burec, koordynatora ds. wolontariatu Domu Sue Ryder w Fordonie.

Już od pierwszych kroków widzę, że to inny świat. Uliczka jest wąska i brudna. Już mam się wycofać, gdy widzę duży baner z napisem: Sklep Charytatywny Sue Ryder. Wiem już, że dobrze trafiłam. Jeszcze kilka kroków i widzę nieduży sklepik. Zupełnie nie pasuje to tego zapchlonego miejsca. Już od progu wita mnie pani Róża, dobry duch tego miejsca. Wchodzę i cofam się w czasie. Na półkach porcelana, dokładnie taka jaką pamiętam z dzieciństwa z wizyt u wiekowych ciotek. Na ścianie dwa piękne obrazy. - Te dwa obrazy podarowali nam młodzi malarze – zaczyna swoją opowieść pani Róża. – A takich unikalnych rzeczy mamy więcej. O, proszę zobaczyć, fotografia obrazu Beksińskiego, srebrne kolczyki z perełkami od pewnego bydgoskiego jubilera. Ludzie przychodzą i dają nam naprawdę wartościowe rzeczy. Wiedzą, że takie przedmioty znajdą nabywców i dzięki temu zasilimy budżet hospicjum.

Skąd taki sklep i jak działa?

- To inicjatywa przeniesiona z Anglli – tłumaczy mi Agnieszka Burec. – Tam pomoc charytatywna wygląda nieco inaczej niż w Polsce. Osoby, które z niej korzystają, bardzo często zapisują później w spadku organizacjom charytatywnym pieniądze lub inne wartościowe rzeczy. U nas oczywiście nie jest to częste. Ale bywa, że po śmierci kogoś bliskiego rodzina nie ma co zrobić z różnymi drobiazgami, które pozostały. Są to obrazy, książki, porcelana. Żal wyrzucić na śmietnik, nie ma komu dać. Wtedy dobrym rozwiązaniem jest nasz sklep. Każdy może przynieść do niego rzeczy. Praktycznie wszystko, co uzna za rzecz wartościową. I zostawić. My ją wyceniamy i wystawiamy w naszym sklepie. Cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na Hospicjum Sue Ryder w Fordonie.

Rozglądam się po sklepie. Obok cudnych brązowych kubeczków, widzę całą półkę z ciuszkami dla dzieci. Pani Róża zaczyna je rozkładać. – O, te spodenki wyglądają, jakby były nigdy nie noszone. Albo ten kaftanik. Wiele matek przynosi do nas rzeczy, z których wyrosły ich dzieci. Zazwyczaj są to rzeczy w tak doskonałym stanie, że nikt by nie pomyślał, że były w ogóle noszone. Piękne, zadbane, aż pachnące. Mamy też odzież z metkami, prosto ze sklepu. Szczególnie często dostajemy rzeczy ze sklepu „Hanna”. O, proszę zobaczyć, jaka piękna sukienka. Cena na metce to ponad 300 złotych, a my ją chętnie sprzedamy za 70 złotych.

Ceny w sklepie są niewysokie. Za dwa tomy „Młodych lwów” Irwina Shawa zapłaciłabym 16 złotych. To naprawdę niedużo. Książki są oprawione, w doskonałym stanie. – Nie przyjmujemy żadnych rzeczy zniszczonych, czy brudnych – zastrzega pani Róża. – Wszystkie są pełnowartościowe. Uważamy, że nasz sklep musi zwracać uwagę na jakość.

Na półce stoi wazon. Obok oryginalny obraz w drewnianych ramach. Wazon kosztuje 50 złotych, obraz aż 500. Ale widać na pierwszy rzut oka, że są to rzeczy dla ludzi ceniących antyki. Zapewne nie są one dziełami sztuki z XV wieku, ale na pewno mają już sporą wartość kolekcjonerską.

Rozglądam się. Na półkach zabawki dla dzieci, gry planszowe, biżuteria, świecznik i…..arytromert. – To taki starodawny kalkulator – wyjaśnia pani Róża – produkcji radzieckiej.
Sklep Sue Ryder ma też swoje konto na Allegro. Pod nickiem Sklep Sue Ryder można kupić książki na aukcjach charytatywnych. Tutaj również cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na działalność hospicjum.

Pani Róża wyciąga kolejne przedmioty z półek. Przenoszę się w czasie. Wazonik z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, imbryczek do herbaty. I za chwilę znów wracam do swoich czasów. Podziwiam piękne haftowane obrusy i fotografie powieszone na ścianach sklepu.
- Proszę napisać, że zapraszamy wszystkich do nas – mówi pani Róża. – I tych, którzy chcą oddać rzeczy do sklepu. I klientów, którzy chcą znaleźć coś oryginalnego do domu czy na prezent. Ale i my mamy problem, który spędza nam sen z powiek.

Wychodzimy przed sklep. Znów widzę, jak bardzo nie pasuje wnętrze sklepu do otoczenia. Uliczka jest brudna i nie zachęca do zwiedzania. To dziwne, bo dziesięć metrów dalej jest wyremontowana Gdańska i nowa Drukarnia. Z miejsca, w którym stoję widać ładną, ozdobioną kwiatami ulicę Gdańską. Obok fontanna przy Drukarni. – Proszę napisać, że trzeba coś zrobić z naszą ulicą. Wyremontować nawierzchnię. Może odmalować ściany budynków. Nie może być tak, że w samym centrum miasta jest  tak brudno.

Wokół naprawdę nie jest ładnie. Dobrze, że w tym szarym miejscu jest taki sklep. Dzięki niemu warto jest zapuścić się w tą brudną, zapyziałą uliczkę.

Zobacz też: Kup drobiazg - pomóż hospicjum

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto