Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmiertelnie chory Jan Szweda z Bydgoszczy 10 lat temu szukał rodziny adopcyjnej dla dzieci. Te dorosły i odnalazły krewnych w Bydgoszczy

Dorota Witt
Dorota Witt
Kiedy Jan Szweda zmarł, jego najstarszy syn, Norbert, miał 14 lat, Mateusz 12, Dawid 8, a Laura 7. 
Zdjęcie ilustracyjne
Kiedy Jan Szweda zmarł, jego najstarszy syn, Norbert, miał 14 lat, Mateusz 12, Dawid 8, a Laura 7. Zdjęcie ilustracyjne www.pixabay.com
Historia Jana Szwedy z Bydgoszczy i jego czworga dzieci 10 lat temu poruszyła wszystkich. Mężczyzna, samotnie wychowujący Norberta, Mateusza, Dawida i Laurę, dowiedziawszy się, że jest śmiertelnie chory, rozpoczął poszukiwania rodziny adopcyjnej dla nich. Zmarł, gdy się znalazła. Teraz dorosłe już dzieci odnalazły swoich krewnych w Bydgoszczy. Niebawem się spotkają.

Zobacz wideo: Rozbudowa szpitala Biziela w Bydgoszczy

- Nie jestem surowy, ale uczciwy - tak 10 lat temu dziennikarce Expressu Bydgoskiego mówił o sobie Jan Szweda. - Jeśli dziecko coś przeskrobie, musi za to odpowiedzieć. Uczę je odpowiedzialności za swoje czyny. Nie jestem typem rodzica, który broni dziecka nawet wówczas, gdy zawiniło. Przekazuję dzieciom to, co i mnie przekazywano. Uczę je patriotyzmu. Bez niego człowiek nie jest sobą. Pilnuję zasad. Muszą być twarde i konsekwentnie przestrzegane. Wpajam dzieciom, by były sobą i odważnie wyrażały swoje zdanie. Wtedy dadzą sobie w życiu radę.

Dzieci Jana Szwedy z Bydgoszczy są już dorosłe

Po 10 latach sprawdzamy, jak dały sobie radę po śmierci taty.

Gdy Jan Szweda usłyszał bezwzględną diagnozę: zaawansowany nowotwór płuc, widział jeden tylko sposób na wykorzystanie czasu, jaki mu pozostał - znalezienie możliwie najlepszej opieki dla dzieci. Rozpoczął poszukiwania adopcyjnych rodziców, m.in., za pośrednictwem lokalnych i ogólnopolskich mediów. Warunek miał jeden: nie rozdzielać dzieci. Niestety jego krewni nie mogli wziąć do siebie całej czwórki - kilkoro proponowało, że zatroszczy się o jedno, ale na to pan Jan się nie godził. Mężczyzna sam wychowywał całą czwórkę: Norberta, który miał zespół Downa, Mateusza, Dawida i Laurę. Ich mama odeszła od rodziny, była uzależniona od alkoholu.

- A wuj łapał się każdej pracy, by utrzymać rodzinę. Pracował jako budowlaniec. Jeździł na budowy po całej Polsce - mówi Angelika Koszewa, bydgoszczanka, kuzynka dzieci pana Jana. - Wtedy opiekowała się maluchami moja mama, gdy nie mogła, robiłam to ja. Byliśmy bardzo zżyci. Mama była jednak schorowana, ja miałam już córeczkę, wychowywałam ją sama, akurat nie maiłam pracy, nie byłam w stanie zapewnić opieki całej czwórce po śmierci wujka. To był bardzo bolesny czas.

Rodzeństwo adoptowała rodzina ze Śląska

Po nagłośnieniu sprawy znalazły się dwie rodziny chętne na adopcję. Jedna ze Śląska, druga z Irlandii. Pan Jan zdążył poznać tylko pierwszą. Spotkali się raz, potem dzieci pojechały na krótko do nich, by się lepiej poznać. Kiedy wróciły, pan Jan zmarł.
Adopcyjni rodzice mieli już troje swoich dzieci. Tłumacząc to troską o dobro adoptowanego rodzeństwa, nie zgodzili się na to, by dzieci utrzymywały kontakty z biologiczną rodziną. Rodzeństwo zmieniło nazwisko. Ich adresu rodzina z Bydgoszczy nie poznała.

- Nigdy nie przestałam o nich myśleć. Szukałam ich intensywnie od kilku lat - opowiada pani Angelika. - W tym roku postanowiłam, uprzedziłam o tym nawet córki: wyjeżdżam na dwa tygodnie na Śląsk i znajdę ich, choćbym miała pukać od drzwi do drzwi. I wtedy dostałam wiadomość w mediach społecznościowych. To pisał Mateusz, znalazł mnie. To prawie jak cud.

- Dawid jest uparty, ale słucha mnie. Mateusz pięknie rysuje. Laura jest bardzo grzeczna. Norbert całkiem nieźle sobie radzi. Dzieci to cały mój świat - tak Jan Szweda mówił dziennikarce Expressu 10 lat temu.

  • Dziś Mateusz ma 22 lata - pięknie maluje. Skończył liceum plastyczne, sprzedaje swoje obrazy, współpracę chce z nim nawiązać Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
  • Dawid ma 18 lat - uczy się i pracuje. Ma dryg do majsterkowania, od dziecka chwytał się narzędzi, których na co dzień używał tata. Laura ma 17 lat - uczy się, marzy, by zostać fryzjerką. Dzieci nie mają ze sobą na co dzień kontaktu, bo chodzą do szkół z internatami w różnych częściach kraju.

Po latach spotkania online

- To piękne, bo z jednej strony ja dostałam szansę odbudowania kontaktu z nimi i idzie coraz lepiej, spotykamy się regularnie na komunikatorze, a każdemu takiemu spotkaniu towarzyszą ogromne emocje, a z drugiej strony: dzieci znów mają okazję cieszyć się sobą nawzajem. Planujemy ich przyjazd do Bydgoszczy i opracowujemy objazdową wycieczkę, by na nowo poznały wszystkich krewnych. Bardzo nam zależy, by wiedziały, że mają w nas wsparcie i że tak będzie zawsze - mówi pani Angelika.

Trwa głosowanie...

Jaka jest najlepsza plaża w Kujawsko-Pomorskiem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto