Sportowiec Igor Tracz pomaga Ukrainie
Kiedy niemal rok temu Rosja zaatakowała Ukrainę sportowiec, nie wahał się ani chwili, by ruszyć na granicę.
- Widząc tych ludzi, uciekinierów, dzieciaki, zwierzęta, to co działo się wtedy na granicy, wiedziałem, że muszę pomóc - mówi Igor Tracz. - A to, co umiem robić, pomogło mi w tym. Już wiele lat zajmuję się psimi zaprzęgami. Mamy samochody, przyczepy, specjalistyczne wozy do przewozu psów. Pomyślałem więc, że pomożemy zwierzętom. Ruszyliśmy na granicę do Medyki. Kiedy jeden z naszych wozów wjechał w okolice Lwowa, to był hardcore. Na pierwszy rzut zabrał stamtąd jakieś 20 psiaków. Przez pierwsze tygodnie jeździliśmy często - raz nawet dwa razy w tygodniu. Podróże w marcu były dla nas edukacyjne. Myśmy sami się uczyli.
Igor z każdego wyjazdu zamieszcza w mediach społecznościowych informacje. Jako sportowca, mistrza świata w wyścigach psich zaprzęgów, obserwują go ludzie na całym świecie. Wielu z nich zaczęło się pytać, czy mogą przekazać karmę dla zwierząt, czy paczuszkę do szpitala.
- I nagle zaczyna się okazywać, że trafia do nas pomoc z całego świata - opowiada. - Pamiętam kwiecień i siedem samochodów dostawczych zapakowanych pod sufit. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że musimy na Ukrainie zbudować bazę, z której będziemy jeździć coraz dalej, by tam dostarczać tę pomoc. Udało nam się to. W udostępnianym nam domu możemy się zatrzymać na kilka dni i stamtąd ruszać dalej. Te kontakty, które nawiązaliśmy, pozwalają nam działać coraz głębiej. Byliśmy w Buczy i Irpieniu jakieś dwa tygodnie po wyjściu Rosjan. Wszyscy ci ludzie mają jakieś koszmary, każdy kogoś stracił. Obecnie te miejscowości są w dużej części odbudowane. Ludzie zaczęli tam wracać.
100 misiów i agregat dla oddziału noworodkowego
To, co wiozą na Ukrainę jest bardzo różnorodne. W zależności od potrzeb, miejsca.
- Wiadomo, że na początku były zupełnie inne potrzeby. Później zaczęliśmy zbierać informacje, co jest gdzie potrzebne - mówi Igor. - Teraz głównie wozimy agregaty i dużo medycyny, ale w sierpniu czy wrześniu w jednym transporcie mieliśmy m.in. 100 misiów pluszowych. Trafiły one do dzieci w Chersoniu, kiedy miasto było jeszcze pod okupacją rosyjską - sportowiec uśmiecha się patrząc na zdjęcie kilkuletniej dziewczynki trzymającej w ramionach pluszaka. - Do szpitala w Mikołajewie wieźliśmy 3-tonowy agregat. Było ciężko, ale udało się go dowieźć. Szpital w Odessie, gdzie są same noworodki, także dostał od nas agregat. Tam jest oddział noworodków. Pytam się lekarza, ile takiego sprzętu mają? To nasz pierwszy - odpowiedział.
CZYTAJ TAKŻE: 3-miesięczna Gaja ze Straszyna ma wadę serca. Trwa zbiórka na operację
Jak mówi sportowiec, ludzie są tam bardzo wdzięczni.
- W większości przypadków jest tak, że nie wypuszczą nas bez obiadu, czasami przytulają się i płaczą. Zdarzało się, że oddawali nam swoje talony na paliwo, kiedy skończyły się nasze zapasy, byśmy mogli jechać z transportem głębiej.
Obrazy, które trudno zapomnieć
Oprócz słów wdzięczności, w pamięci zostaje mnóstwo obrazów wojennych. Za każdym kryją się tragedie ludzi, zwierząt.
- Przywoziliśmy ludzi z terenów wojennych, głównie matki z dziećmi. To, co przeżyli, trudno jest opisać. Przywoziliśmy psy postrzelone, z kroplówkami, był nawet taki, który miał urwane tylne łapy - mówi. - W pierwszych miesiącach wojny był ogromny problem w schroniskach. Największe schronisko miało 3500 psów, a obsługa 9 osób i to same starsze osoby. Przy mnie wywożono na taczkach po 20-30 martwych psów. Stadnina 40 koni arabów. Wszystkie spalone żywcem. Tam nie było ukraińskich żołnierzy. Rosjanie, wycofując się podpalili ją, obrzucili artylerią.
Alarmy, ostrzał na porządku dziennym
- Jadąc, ustawiamy sobie w aplikacjach oblasty, by mieć informację o alarmach w rejonie, do którego jedziemy - mówi Igor. - Pamiętam pierwszy alarm w marcu - nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, drugi alarm - to popatrzyłem trochę w niebo, a teraz to znieczulica - albo mnie trafią, albo nie.
Sportowiec, wraz ze swoją ekipą TraczerTeam, cały poprzedni tydzień spędzili w Ukrainie.
- Nasza ekipa była teraz w Bachmucie i Kramatorsku. Tam jest cały czas duże zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju sprzęt medyczny. Przekazaliśmy m.in. usg dla lekarza frontowego, który popłakał się ze szczęścia, ale i z niemocy, gdyż codziennie walczy o życie 100 rannych żołnierzy, a brakuje wszelkiego rodzaju środków przeciwbólowych. Płakali wszyscy - dodaje. - Wcześniej byliśmy w Chersoniu, który obecnie wygląda jak miasto zombie. Same starsze panie z pieskami, które szukały jedzenia w śmietnikach. Ostrzały rosyjskie są tam co 4 minuty. Nie po to, żeby w coś trafić, tylko żeby wprowadzić terror. To systematyczny ostrzał, moździerze, snajperzy.
- Teraz też jeździmy do psów minowych, które są w specjalnych jednostkach wojskowych. Na Ukrainie jest wiele miejsc zaminowanych - pola, łąki, okolice dróg. Niebezpiecznie jest wysiąść po drodze z samochodu i iść na stronę. Może się to skończyć tragicznie. To samo w miejscowościach, które opuścili Rosjanie. W mieszkaniach pozostawili mnóstwo pułapek. Miny kryją się pod zabawkami, w sprzętach, wszędzie. Nie wolno niczego podnosić, otwierać. Psy pomagają w rozminowywaniu.
Drużyna Igora
Stała ekipa Igora, z którą od początku wyrusza z pomocą na Ukrainę, liczy 10 osób.
- Pracuję z zespołem niesamowitych ludzi, którzy podejmują ryzyko przy każdym konwoju - mówi Igor. - W to, co robimy, włączają się inni z całej Polski i zagranicy. Stand-uper Adam van Bendler na wiosnę był ze mną jako kierowca na kilku konwojach. Nasz pruszczański stand-uper Abelard Giza od początku pomaga w zbiórce pieniędzy na paliwo. W maju odezwała się do mnie amerykańska piosenkarka Tracy Chapman, pomogła w zbiórkach na paliwo. Maciek Florek „Gleba” zwycięzca jednej z edycji You Can Dance dołączył do zespołu w grudniu i jeździ z nami systematycznie jako kierowca. Marcin Gortat też dołączył w grudniu i był z nami podczas tego ostatniego 7-dniowego konwoju na Ukrainie.
Adam Darski „Nergal” informuje o naszych konwojach na social mediach, a za chwilę wystawia na aukcje pojemnik po pocisku od haubicy, który przywiozłem z Bachmutu. Pieniądze z aukcji pójdą na to, co potrzebne w Ukrainie. Kto chce wesprzeć nas w kosztach na paliwo czy naprawy aut może to zrobić przez stronę zrzutka.pl - Kliknij TUTAJ lub wpłacając na konto: Fundacja Igora Tracza, nr KRS 0001013032. Następny konwój rusza na Ukrainę 12 lutego.
- Wiele mnie ten rok nauczył, otworzył mi oczy, pokazał więcej, niż mogłem sobie wyobrazić - dodaje sportowiec. - Wyczyścił relacje z ludźmi albo jest ktoś przydatny, albo go nie ma. Nie ma czasu na kawki i pierdoły. Jest jak w psim zaprzęgu, albo biegniesz z nami, albo zostajesz, bo zaprzęg pobiegnie tak szybko, jak najwolniejszy pies w teamie. A my lecimy szybko i daleko, dostarczając pomoc bezpośrednio, na terenie całej Ukrainy, również na pierwszą linię frontu, do szpitali, schronisk dla zwierząt czy pojedynczych ludzi walczących o przetrwanie.
O swoich doświadczeniach, pomocy, którą organizuje dla walczącej Ukrainy, Igor opowiedział podczas otwartego spotkania w Centrum Inicjatyw Społecznych w Pruszczu Gdańskim.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?