Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stopa nie rośnie

Piotr Schutta
Wskaźniki ekonomiczne za miesiąc luty zaskoczyły nawet najbardziej sceptycznych analityków rynku - niebywała poprawa sytuacji w przemyśle, zaskakująco dobry wskaźnik Produktu Krajowego Brutto.

Wskaźniki ekonomiczne za miesiąc luty zaskoczyły nawet najbardziej sceptycznych analityków rynku - niebywała poprawa sytuacji w przemyśle, zaskakująco dobry wskaźnik Produktu Krajowego Brutto. Ale to, co na papierze wygląda rewelacyjnie, w rzeczywistości nie jest odczuwalne, przynajmniej na razie. Bezrobocie w naszym województwie nadal rośnie, a sytuacja w handlu i usługach nie budzi optymizmu.

- Wzrost gospodarczy? To jakaś bzdura - Anna Kiedewicz od czternastu lat prowadzi sklep spożywczy na bydgoskich Kapuściskach. Nie ma żadnych wątpliwości, że w drobnym handlu dzieje się coraz gorzej. - Dokładam do interesu. Dociągnę do czerwca, bo mam uczennice i nie mogę ich zostawić na lodzie, a potem chyba dam sobie spokój - przewiduje. Nie pamięta już, kiedy była na urlopie. Sklep, żeby przynosił zyski, musi być otwarty siedem dni w tygodniu. - Nie mam już siły, ciągnę non stop - mówi. -Ostatnio obroty spadły strasznie. Wie pan ilu ludzi kupuje dziś na zeszyt?

Chleb na zeszyt

Zakupy artykułów spożywczych na kredyt, to dziś powszechna praktyka. W sklepiku na Kapuściskach korzysta z tego dobrodziejstwa blisko 30 klientów. Co kupują? - nabiał, pieczywo, owoce. Oddają pod koniec lub na początku miesiąca.

Obroty sklepu pani Anny zaczęły gwałtownie spadać, kiedy otwarto niedaleko hipermarket "Tesco", a jeszcze bliżej powstały trzy duże sklepy ogólnospożywcze działające w sieci.

Właścicielka sklepu AGD przy ul. Gdańskiej, 30 lat w handlu: - Te hipermarkety nas wykańczają. Z roku na rok jest coraz gorzej. Obroty spadają. Ludzie szukają jak najtańszych produktów, droższych już nie kupują.

Zegarki z przemytu

Komu się nie powiodło w jednej branży, szuka szczęścia w innej.

Mężczyzna prowadzący w Śródmieściu sklep zoologiczny wcześniej był stolarzem. Przez 20 lat produkował i sprzedawał meble. Dwa lata temu z powody fatalnej - jak twierdzi - sytuacji w branży meblowej, postanowił przerzucić się na handel. Dziś jest bliski rozpaczy.

- Wychodziłem z założenia, że rybki i pieski zawsze coś będą jadły, ale zaczynam wątpić. W porównaniu do grudnia obroty spadły mi o 40 procent. Ludzie kupują najtańszy asortyment, najgorszą karmę, bo sami nie mają co do garnka włożyć.

- Sprzedawałem aparaty fotograficzne i drobny sprzęt elektroniczny, ale musiałem zrezygnować, bo ludzie przestali kupować. Dziś produkuję i sprzedaję drobną galanterię. Żeby się ratować wprowadziłem też usługi ksero. To dla mnie ostatnia deska ratunku - mówi drobny handlowiec z osiedla Leśnego. Dodaje, że wspomaga się też handlując zegarkami z przemytu. - Po prostu, ktoś to przywozi, sprzedaje niedrogo, bo nie płacił cła, a ja wychodzę na swoje, bo tego nie fakturuję.

Na granicy

Opłakana sytuacja jest w usługach. Właścicielka salonu fryzjerskiego przy ul. Dworcowej w Bydgoszczy mówi, że jeszcze nie myśli o zamykaniu zakładu, ale gorzej już być nie może. W najbliższej okolicy jest ponad 30 zakładów fryzjerskich.

- Działam na granicy opłacalności. O 40 procent spadły obroty. Są dni, kiedy nie ma żadnego klienta.
Zakład fryzjerski na jednym z osiedli: - Liczymy, że wiosną będzie trochę lepiej. Na razie jest gorzej niż w ubiegłym roku.

Felicja Bosacka prowadzi w Śródmieściu zakład kaletniczy z ponad stuletnimi tradycjami, ale torebek od dawna nie produkuje, dziś tylko je naprawia.

- Nie jestem w stanie wyprodukować torebki za dwanaście złotych, a tyle kosztuje w hipermarkecie. Coraz rzadziej się też naprawia, bo klientka woli kupić sobie w tej cenie nową, niż wydać kilka złotych na naprawę.

Koszty w górę

Wszyscy drobni handlowcy i właściciele punktów usługowych powtarzają to samo: "zabijają nas koszty".

Handlowiec z osiedla Leśnego: - Pięć lat temu płaciłem na ZUS 200 złotych, dziś płacę 600.

Właścicielka zakładu kaletniczego: - Nawet jeśli obroty są na tym samym poziomie, to nasza stopa życiowa nie rośnie, bo koszty są coraz wyższe.

Sklep spożywczy: - Czynsz dwa tysiące, ZUS tysiąc siedemset, prąd tysiąc dwieście, osiemset na podatek, pensje, koszty wewnętrzne, paliwo, bo trzeba towar przywieźć. To się naprawdę nie opłaca.

Wiesław Kalinowski jest dyrektorem sprzedaży w Bydgoskich Fabrykach Mebli: - Rok zaczął się dla nas przygnębiająco, ale w połowie marca coś drgnęło i czujemy już, że w kwietniu też nie będzie problemów ze sprzedażą. Ostatnie targi w Ostródzie zaowocowały rewelacyjnymi zamówieniami, aż cztery nasze programy meblowe zyskały aprobatę - cieszy się dyrektor Kalinowski. Ale wzrostu koniunktury dla swojej firmy nie upatruje w ożywieniu gospodarczym, wynikającym ze statystyk. Nie ma złudzeń.

- Przepracowałem w handlu w różnych branżach 15 lat, wiem jak się bronić. Gdybym miał jednak oceniać cały rynek, widzę to czarno. Bardzo spadła siła zakupowa. Nie jest dobrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto