Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szefowa z techniką na bakier

Grażyna Ostropolska
Czy w warszawskim sądzie obroni się bydgoski wątek tzw. afery Szeremietiewa. Przypomnijmy, że akt oskarżenia w tej sprawie zarzuca byłemu wiceministrowi obrony korupcję.

Czy w warszawskim sądzie obroni się bydgoski wątek tzw. afery Szeremietiewa. Przypomnijmy, że akt oskarżenia w tej sprawie zarzuca byłemu wiceministrowi obrony korupcję. Ta sama Prokuratura Apelacyjna w Warszawie (Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej), która niedawno wystąpiła z aktem oskarżenia do sądu, postawiła w czerwcu 2001 r. zarzut bydgoskiej radnej AWS Małgorzacie Sadowskiej.
Zarzut brzmiał:

"Powołując się na swoje wpływy w Ministerstwie Obrony Narodowej, obiecała udzielić pułkownikowi Tadeuszowi K. - pełniącemu funkcję zastępcy dyrektora (a od lipca 1999 r. - tymczasowego kierownika) WZL Nr 2 w Bydgoszczy - poparcia jego kandydatury na stanowisko dyrektora, w zamian za nawiązanie współpracy w zakresie dostawy części lotniczych z firmą "Masad" i związany z tym procentowy udział w zyskach".

Dementi

Małgorzata Sadowska zaprzecza. W piątkowym wywiadzie dla "Expressu" ("Wypadek przy pracy") sugerowała, że w całej sprawie chodzi o polityczne rozgrywki. Jej wersja - podała ją również w prokuraturze - była taka:

W maju 1999 r. Tadeusz K. (wówczas wicedyrektor WZL Nr 2) pojawił się w jej biurze z donosem. Przekonywał, że w zakładach lotniczych "bez przerwy przesiadują posłowie: Grzegorz Gruszka i Janusz Zemke, a pieniądze z WZL zasilają konto SLD". Sadowska rozmawiała o tym z ówczesnym przewodniczącym "S" Marianem Krzaklewskim.

Na nasze wątpliwości (w końcu Tadeusz K. kierował WZL, kiedy nękany przez Szeremietiewa Furka zrezygnował z funkcji dyrektora), czy jednak nie doszło do transakcji "coś za coś", czyli współpracy WZL z jej firmą "Masad" i prowizji, była radna oświadczyła: "Mie było między nami żadnej umowy".

Sadowska przyznaje, że Tadeusz K. starał się nawiązać przy jej pomocy kontakt z Szeremietiewem. Tadeusz K. bywał na promocjach książki Szeremietiewa, a raz - przez niecałe 5 minut - w służbowym mieszkaniu wiceministra. Była radna zapewnia jednak: "żadnych rozmów o interesach między obu panami nie było". Owszem, czytała w prokuratorskich aktach, że podobno wiosną 2000 r., wspólnie z Tadeuszem K., przebywała w mieszkaniu Szeremietiewa, gdzie ponoć dzielono się udziałami w jej firmie.

- To niedorzeczne - komentuje Sadowska te informacje. - Przecież ja wówczas nie miałam jeszcze pozwolenia na " obrót specjalny z zagranicą". Odebrałam ten dokument dopiero jesienią, we wrześniu lub październiku 2000 r. Po 9 miesiącach od napisania wniosku. Umowę o współpracy mojej spółki "Masad" z WZL Nr 2 podpisałam już z nowym dyrektorem - Żukiem.

Tadeusz K. sugeruje, że stracił szansę na dyrektorski fotel, kiedy odmówił współpracy z firmą Sadowskiej. Dyrektor Żuk dementuje, jakoby był przez Szeremietiewa do podpisania takiej umowy obligowany. Wybrał - twierdzi - najlepszą ofertę na dostawy części do remontowanych samolotów. Sadowska poznała Żuka na jakimś spotkaniu u Szeremietiewa. Wprawdzie z wiceministrem łączyła ją bliska znajomość (spotykali się w Instytucie Lecha Wałęsy, często go odwiedzała, lubiła jego towarzystwo, promowała książkę ), ale - jak mówi: "nie miałaby czelności rozmawiać z nim o interesach". Jej spółka tylko raz przystąpiła do przetargu w MON. Ofertę"Masad" odrzucono, bo podobno jej wspólnik zapominał złożyć podpis w "dokumencie o niekaralności".

- Nigdy nie śmiałabym prosić ministra o pomoc w tej sprawie - dodaje Sadowska.

Z techniką na bakier?

Spółkę "Masad" założyła Sadowska zanim została radną (kadencja 1998-2002). Miała dwóch wspólników: Kazimierza D. z Kołaczkowa (dołączył, kiedy spółka uzyskała pozwolenie na obrót specjalny ) i Krzysztofa K. z Gdyni. Początkowo zajmowali się pośrednictwem handlowym. Dopiero na początku 2000 r. wspólnicy "Masadu" postanowili rozwinąć skrzydła, uzyskując pozwolenie na "obrót specjalny z zagranicą". Trudno było taką koncesję dostać. Chyba, że miało się coś wspólnego ze służbami specjalnymi. Generał Petelicki ocenił wydanie takiego dokumentu firmie Sadowskiej jako "wypadek przy pracy". Nawet jemu (a zwłaszcza jemu) trudno było uwierzyć w czystą grę o koncesję.

- To była inicjatywa Krzysztofa K. - przekonuje Sadowska. - Uważał, że działalność ograniczona koncesjami daje duże szanse tym, którzy taki dokument posiądą. To on składał dokumenty w ministerstwach, jeździł do Warszawy. Tylko on był upoważniony do załatwiania w Ministerstwie Gospodarki spraw związanych z obrotem specjalnym. Ja nie miałam czasu. Praca radnej bardzo mnie wówczas absorbowała.

Być może - sugeruje Sadowska - pozwolenie było wydane wcześniej, ale ona go nie odbierała. W 2000 r. rozpoczęła się medialna burza wokół WZL ( w lutym i lipcu pisał o "aferze" w WZL pisał "Express"). Potem dyrektorem WZL-2 został Żuk. "Masad" złożył ofertę. Wygrał jeden z kontraktów na dostawę części lotniczych do samolotów remontowanych w Bydgoszczy. Potem spółka radnej zawiesiła działalność.

Pośrednikiem "Masad" w dostawach lotniczych części dla WZL była białoruska firma "Upland".

- Jej przedstawiciele - wspomina Sadowska - pojawili się w Bydgoszczy. Tu podpisaliśmy umowę.

Jak wyglądały dostawy, jakie części sprowadzano? Tego była radna nie wie.

- Tym zajmował się wyłącznie mój wspólnik - mówi, dodając, że ona z techniką jest na bakier.

Wspólnik Sadowskiej, Krzysztof K. z Gdyni, poznał wicedyrektora WZL-2 Tadeusza K. w 1996 r. - tak wynika ze złożonego przez niego oświadczenia. To on podobno namawiał radną do przyjęcia Tadeusza K. w swoim biurze. Sadowska twierdzi, że miała do niego ogromne zaufanie. Teraz Krzysztof K. prowadzi własną firmę "KMK" w Gdyni. Sadowska przekonuje, że nie ma z nią nic wspólnego.

W 2001 roku na zlecenie prokuratury dokładnie przeszukano mieszkanie i firmę radnej. Zabrano komputer, badano każdy zapis, każdy dokument.

- Nie znaleziono nic - twierdzi Sadowska. - Żadnego śladu, który by potwierdzał sugestie Tadeusza K., że z " Masadu" płynęła prowizja dla ministra Szeremietiewa czy jego partii. Oskarżenie prokuratorskie opiera się wyłącznie na zeznaniach tego pana.

Sadowska twierdzi, że sama prosiła panią prokurator o konfrontację z Tadeuszem K.

- Zdębiałam - wspomina - kiedy K. rzucił się do mnie z otwartymi ramionami. Usiłował stworzyć wrażenie, że jesteśmy w dużej zażyłości. Poprosiłam, żeby nie udawał i zwracał się do mnie per "pani"...

Co na to Tadeusz K.? Jaka on widzi bydgoski wątek afery Szeremietiewa? Jeżeli były wicedyrektor WZL Nr 2 dotrzyma słowa - jego rozmowa z " Expressem" ukaże się w najbliższym magazynowym wydaniu. Napiszemy też, jak na nasze pytanie o to, czy wie coś o transferze pieniędzy z WZL na konta SLD, zareagował poseł Grzegorz Gruszka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto