Zobacz wideo: Taxi na aplikację pod lupą bydgoskiej policji
Wcześniej stroiliśmy jedno drzewko na zewnątrz. Gdy jechaliśmy do rodziny, mąż nie mógł oderwać wzroku od różnych dekoracji. Narodziny wnuka, niecałe 5 lat temu, tylko zmotywowały nas do działania. Mąż kupił lampki, przystroił pierwszą choinkę. Rok później coś dokupił i tak się wkręcił. To wszystko jest z jego inicjatywy, ja robię tylko za elfa i pomagam. Córka kupuje mężowi na imieniny nową dmuchaną maskotkę i powiedziała mu, że trzeba otworzyć ogród. Tyle ma pomysłów na kolejne prezenty. Dzieci, które wybierają się do pobliskiego przedszkola, zatrzymują się z rodzicami i filmują. Zdarza się, że podczas jesiennych porządków w ogrodzie ktoś zaczepi i zapyta, czy będziemy wystawiać dekoracje. Odpowiadamy, że mają cierpliwie czekać, bo może trafi się coś nowego. Staramy się, żeby na Mikołajki wszystko było rozstawione – opowiada nam pani Justyna.
Z panem Januszem rozmawialiśmy w jego sklepie. Na wejściu stoi dmuchana maskotka. Inicjator rozstawiania dekoracji był ubrany w świąteczny sweter z lampkami, a w poszczególnych punktach lokalu można było zauważyć świece zapachowe. Jak udało nam się ustalić, pracownicy będą ubrani w mikołajkowe czapki.
Większość dmuchanych maskotek mamy od córki, jednego sprowadziła z Azji. Czasami nam coś wpadnie w oko i poszerzymy kolekcję. Dzieci jak były małe, to wieszaliśmy po tysiąc lampek, czasami dwa. Teraz pewnie jest ich kilkanaście tysięcy, ale nikt tego szczegółowo nie liczy. Nasi wnukowie jak przyjeżdżają, to chociaż mają frajdę – opowiada pan Janusz.
Zobaczcie zdjęcia:
Świąteczny szał udzielił się również dzieciom państwa Żebrowskich. – Córka mieszka w Warszawie, byliśmy u niej jakiś czas temu. W momencie, gdy włączy lampki we własnym mieszkaniu, światło widać z bardzo dużej odległości. Tam atmosfera bożonarodzeniowa jest jeszcze bardziej odczuwalna, śnieg można znaleźć niemal na każdym kroku.
W tej chwili mamy już dwóch wnuków, tym bardziej robimy to głównie z myślą o najmłodszych. Są osoby, którym to się podoba, ale również niektórzy uważają, że tego jest za dużo i za mocno. Jednak nie zwracamy na to uwagi. Największą atrakcją jest Mikołaj, który wychodzi z komina. Musieliśmy chować go pod dachem, przy opadach deszczu miał problem z wysuwaniem. Jest również niedźwiadek, który wymachuje głową i "Pana Ciasteczko". Łącznie mamy 7 maskotek. Śmieję się, że trzeba przesunąć kilka rzeczy w głąb działki i wpuszczać dzieci do naszego ogrodu. Oczywiście przydałoby się trochę śniegu, żeby ten efekt był jeszcze lepszy. Muszę podsunąć mężowi pomysł, żeby kupił maszynę do sztucznego śniegu – kontynuuje pani Justyna.
Proces rozkładania dekoracji jest złożony, ale nie wybitnie skomplikowany. Choć momentami trzeba uważać. – Światełka staramy się rozwijać, jak jest w miarę ciepło. Lampek trzeba trochę rozwinąć. Z maskotkami nie ma problemu, wystarczy je rozwinąć, przymocować, włączyć pompy i gotowe. Najtrudniej jest w momencie, gdy trzeba skorzystać z drabiny. Potrafi być ślisko, oprócz tego, lata też robią swoje.
Państwo Żebrowscy wspólnie twierdzą, że na tym świecie jest tyle szarości. Co szkodzi, żeby przez te kilka dni w roku dać radość. Wprowadzenie miłej i kolorowej atmosfery nie kosztuje dużo, a najwięcej zabawy mają przy tym najmłodsi. – Proszę sobie wyobrazić, gdyby przed każdym domem rozwiesić choćby sto lampek. Byłoby bajecznie, zauważyliśmy i cieszymy się, że część sąsiadów również się dołączyła i coraz częściej dekoruje domy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?