Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"To był impuls". Dariusz, mors i żołnierz z Bydgoszczy, ratował paralotniarza, który wpadł do jeziora w Pieckach [relacja, zdjęcia]

Agnieszka Domka-Rybka
Agnieszka Domka-Rybka
W kajaku pan Dariusz Przybytkowski (bez koszulki) i strażak Tomasz Molenda.
W kajaku pan Dariusz Przybytkowski (bez koszulki) i strażak Tomasz Molenda. Nadesłane
- To był impuls, nie czuję się bohaterem. Po prostu to naturalne, że chciałem ratować człowieka - mówi nam Dariusz Przybytkowski z Bydgoszczy, który ruszył na pomoc paralotniarzowi. Cała akcja trwała pół godziny, a to w warunkach zimowych bardzo długo i niebezpiecznie.

Zobacz wideo: Koniec z odmową przyjęcia mandatu? Jest nowy projekt

Pan Dariusz na co dzień służy w wojsku, gdzie pełni również społecznie funkcję męża zaufania.

Prywatnie ma wielką pasję - morsowanie. Zdobyte doświadczenie i umiejętności przydały się podczas akcji ratowania lotniarza, który w niedzielę, 10 stycznia, wpadł do jeziora w Pieckach.

Pan Dariusz morsuje od kilku lat

- Na poważnie zajmuję się tym sportem od przełomu 2015 i 2016 roku, gdy wziąłem udział w ważnych dla morsów zawodach w Gdańsku, w pływaniu na czas. Bo ja pływam, nie stoję w wodzie w czapce i rękawiczkach. Wkręciłem w to żonę - opowiada.

Wspomina, że w tę niedzielę, jak zwykle, umówili się ze znajomymi o godz. 12.00 nad Jeziorem Jezuickim w Pieckach. To grupa wieloletnich przyjaciół morsów, niezrzeszona w żadnych klubie. Spotykają się regularnie, morsują, palą ognisko na plaży, często też sprzątają okoliczne lasy.

Pan Dariusz relacjonuje: - Mam taki zwyczaj, że wchodzę do wody dwa razy i nie inaczej było tym razem. Zdążyłem wyjść na brzeg, trochę się ogrzać przy ognisku, gdy zobaczyłem dwóch paralotniarzy, którzy mają kłopoty z bezpiecznym wylądowaniem. Ostatecznie, jednemu udało się stanąć na nogach na plaży, za to drugi miał pecha i znalazł się na lodzie, który się pod nim załamał, to było jakieś 30 metrów od brzegu. Utrzymywał się na paralotni. Zrobiło się straszne zamieszanie, ale okazało się, że wiele osób, które tam były nie umiało pływać w takich warunkach. Szybko więc nadmuchałem bojkę, którą miałem pod ręką i wskoczyłem do wody. Zamierzałem ją podać temu mężczyźnie, żeby miał się na czym dłużej utrzymać i chciałem wrócić organizować dalszą pomoc, ponieważ sytuację jednak komplikował twardy lód. W tym czasie podpłynął na kajaku strażak.

To był Tomasz Molenda - strażak zawodowy z KP PSP w Żninie i ratownik medyczny związany z ZRM przy Pałuckim Centrum Zdrowia.

- Wsiadłem do tego kajaka, mieliśmy w nim linę, siekierę, bojkę i koło ratunkowe - dodaje Przybytkowski. - Trzeba było najpierw uwolnić, bo był przypięty do maszyny i też zależało mu, by i uratować sprzęt. Wiadomo! Podaliśmy mu koło ratunkowe i linę. W tzw. międzyczasie podpłynęła łódka, a ja będąc w kajaku trzymałem się jej. Zaś za kajakiem na linie i z kołem był lotniarz. Cała akcja trwała 32 minuty, brali w niej jeszcze udział m.in. mój kolega Andrzej, to on podał linę i koło ratunkowe do kajaka, wspierała nas także koleżanka Beata. Wreszcie udało się wydostać mężczyznę bezpiecznie na brzeg.

Pan Dariusz nie kryje, że był bardzo zmarznięty i jak najszybciej chciał się ogrzać, a ofiarą pechowego lotu na plaży zajęły się odpowiednie służby.

Jak doszło do wypadku? Trwa postępowanie

Postępowanie dotyczące okoliczności, w jakich doszło do wypadku na jeziorze Jezuickim prowadzą policjanci Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.

Jak już pisaliśmy, śledczy mają zbadać, czy pilot motolotni, którego uratowano w niedzielę po wpadnięciu do lodowatej wody jeziora w Pieckach, miał prawo latać w tak zwanym obszarze CTR (skrót z języka angielskiego oznaczający strefę kontrolowaną lotniska). Za złamanie przepisu dotyczącego lotu na takim obszarze grozi nawet do pięciu lat pozbawienia wolności.

Najdłuższa nazwa miejscowości na świecie składa się z aż 188 znaków i jej wymówienie zajmuje aż 15 sekund. Co ciekawe, chodzi o pełną nazwę Bangkoku, czyli stolicy Tajlandii, która brzmi: "Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit". Nazwy polskich miejscowości nie są aż tak długie, ale i tak robią wrażenie - najdłuższa z nich liczy 40 znaków. 

Zobacz najdłuższe nazwy miejscowości w Polsce ------>

Jakie są najdłuższe nazwy miejscowości w Polsce? Najdłuższa ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto