Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ujawnienie dokumentów szpitala polowego w Bydgoszczy. Gen. Gocuł: Te dane powinny zostać zniszczone!

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Wśród ujawnionych danych znalazła się dokumentacja medyczna gen. Mieczysława Gocuła, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego,
Wśród ujawnionych danych znalazła się dokumentacja medyczna gen. Mieczysława Gocuła, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, Bartek Syta
Po ujawnieniu dokumentacji medycznej żołnierzy z różnych państw z czasów operacji Iracka Wolność z początku lat 2000., nasi NATO-wscy dostali sygnał: "Nie wymieniać informacji" - twierdzi gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Jego dane również wyciekły z bydgoskiego szpitala polowego.

- Kluczowe jest to, że dokumenty dotyczą lat 2003-2004, kiedy w Karbali był rozwinięty szpital polowy. Dziwi fakt, że od tego czasu dokumenty były przechowywane w szpitalu - mówi gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (w latach 2013-2017), którego dane również wyciekły z 1. Wojskowego Szpitala Polowego w Bydgoszczy. Mieczysław Gocuł przebywał w bazie PKW w Iraku od połowy 2003 do początku 2004 roku. - Te dokumenty powinny zostać zarchiwizowane i zgodnie z ustawą zutylizowane, albo zachowane dla potomności, ale to jest decyzja właściciela dokumentów. Dlaczego one były przechowywane w piwnicy? Ja sobie na przykład nie życzę, by historia mojej choroby była danymi dostępnymi powszechnie dla każdego, kto tylko sobie tego zażyczy.

Chodzi o dokumentację, która wydostała się z bydgoskiej jednostki, a która dotyczy przebiegu leczenia i stanu zdrowia żołnierzy. Jedna z paczek zawierających dane pochodzące z jednostki trafiła do redakcji Gazety Pomorskiej, pozostałe do innych redakcji.

- Załączone dokumenty medyczne powinny być zabezpieczone - podkreśla nadawca paczki. - Stało się jednak inaczej, a ta dokumentacja nie dość, że znalazła się poza terenem jednostki, to jeszcze obok śmietników na osiedlu przy ulicy Gdańskiej.

Według portalu Onet.pl Onet.pl w dokumentacji, która trafiła do tamtejszej redakcji, oprócz nazwisk i danych identyfikujących ok. 350 polskich żołnierzy, na listach było m.in. 90 Amerykanów oraz po kilka nazwisk z: Litwy, Łotwy, Bułgarii, Rumunii, Węgier, Słowacji, Indii, Tajlandii, Nepalu, Mongolii, Armenii, Salwadoru i Syrii. (...) podane są też ich stopnie wojskowe lub funkcje, imiona ojca, daty i miejsca urodzenia oraz daty przyjęcia i wypisu ze szpitala polowego".

- To nie była wycieczka, tylko operacja wojskowa - komentuje gen. Mieczysław Gocuł. - Gdyby te dane wyciekły w innej sytuacji, powiedziałbym - dobrze, nic się nie stało, byłem na wycieczce. Ale ja byłem w strefie działań wojennych, gdzie wszelkie informacje powinny pozostać niejawne. Dlaczego tak się nie stało? Nie potrafię odpowiedzieć... to jest ewidentny bałagan.

- Jeżeli wyciekają takie dane, to domniemywam, że i również inne były nieklasyfikowane w ten sposób, a tym samym mogły się znaleźć na śmietniku - mówi wojskowy. - To jest sytuacja nie do przyjęcia. Proszę pamiętać, że w operacji Iracka Wolność, kiedy w 2003 roku przejęliśmy odpowiedzialność za międzynarodową dywizję Centrum-Południe, mieliśmy na pokładzie tej dywizji 22 kraje. Proszę sobie teraz wyobrazić, że te 22 kraje w pewnym sensie tracą zaufanie do takiego partnera, jakim jest Polska. I to pójdzie w świat. Tam byliśmy my na liście, byli Amerykanie i szereg innych nacji. Jeżeli my nie potrafimy spełniać standardów, które są standardami minimalnymi - to nie są jakieś wygórowane standardy przetrzymywania dokumentów, tylko zapewnienia minimalnej ochrony, to bardzo źle o nas świadczy.

Generał wspomina również o innych polskich "wpadkach" dotyczących naruszania informacji niejawnych. - Elementem braku zaufania do Polski niewątpliwie było wtargnięcie Misiewicza (Bartłomieja, przyp. red.) do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu Wojskowego. Zrobiliśmy sobie wtedy bardzo dużą krzywdę, bo w tym czasie była procedowana sprawa utworzenia w Polsce Regionalnego Centrum Analiz Rozpoznawczych i Wywiadowczych - mówi gen. Gocuł. - Było pełne poparcie wśród sojuszników, osobiście spotkałem się z szefem wywiadu wojskowego, z amerykańskim generałem, który mocno popierał tę ideę. Byłem w dowództwie sił NATO w Europie, rozmawiałem wtedy z szefem sztabu, który również popierał utworzenie takiego centrum. Popierał z prostego powodu - Polska, my mieliśmy świadomość sytuacyjną, ekspertyzy jeżeli chodzi o współpracę z naszymi sojusznikami. Chodziło o świadomość sytuacji na wschodniej flance sojuszu. To centrum było istotne w ramach pomysłów wzmocnienia wschodniej flanki na szczyt NATO w Warszawie w 2016 roku. A ze względu na to, że pan minister sobie pozwolił na wtargnięcie do ściśle tajnych pomieszczeń i rozbrajać sejf na oczach całego świata, w obliczu sojuszników, których mieliśmy na pokładzie.

To Cię może też zainteresować

Teraz następne zdarzenie z wyciekiem danych osobowych. Czy to nie będzie miało wpływu na naszych sojuszników? Przecież my nie jesteśmy w stanie zapewnić podstawowej ochrony. Jeżeli nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć dokumentów, które były wytworzone w ramach działań wojennych, w operacji koalicyjnej, no to, na miłość boską, co my potrafimy zabezpieczyć? Czy Amerykanie, którzy są w Polsce, maja się teraz bać, że ich dane znajdą się na śmietniku? Pytanie więc o służby... Wiem skądinąd, że służby zostały bardzo mocno zaangażowane w spawy inne aniżeli tylko te wynikające z ustawy o służbie wywiadu i kontrwywiadu wojskowego - poszukiwania śladów wybuchu i takie rzeczy. Teraz mam wrażenie, że służby nie są w stanie wypełnić swoich podstawowych zadań. A to już jest źle.

Nasi sojusznicy będą teraz bardziej ostrożni w przykazywaniu danych, być może będą nadawali klauzule niejawności na dokumenty, które są faktycznie do użytku służbowego. Nie sądzę, by ta sytuacja się przełożyła na wycofanie żołnierzy, czy ich rotację. To są zbyt daleko idące sprawy. Byłem szefem Zarządu Analiz Wywiadowczych i Rozpoznawczych w Sztabie Generalnym i wiem, jak bardzo ważne jest zaufanie sojuszników dla powierzonych informacji. We wszystkich ćwiczeniach, spotkaniach roboczych, tam, gdzie nie mamy do czynienia z ćwiczebnymi danymi, naprawdę obowiązuje całkowity rygor ustanowiony przez procedury natowskie. Jeżeli my ich nie przestrzegamy, to jest sygnał: "Nie wymieniać informacji". Być może sojusznicy będą bardziej wstrzemięźliwi, jeśli chodzi o wymianę informacji z Polską. A to niedobrze - kończy wojskowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Ujawnienie dokumentów szpitala polowego w Bydgoszczy. Gen. Gocuł: Te dane powinny zostać zniszczone! - Gazeta Pomorska

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto