Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Urząd Ochrony Miasta

Jacek Gałęzewski
Po objęciu władzy prezydent Konstanty Dombrowicz szefem ratuszowego referatu kontroli uczynił Jarosława Garbowskiego, byłego agenta UOP z dziesięcioletnim stażem w tej instytucji.

Po objęciu władzy prezydent Konstanty Dombrowicz szefem ratuszowego referatu kontroli uczynił Jarosława Garbowskiego, byłego agenta UOP z dziesięcioletnim stażem w tej instytucji. Metody pracy nowego szefa miejskich kontrolerów wśród wielu pracowników Urzędu Miasta budzą skojarzenia z działaniami służb specjalnych. Personel instytucji, do których wkracza on ze swymi ludźmi zwykle przeżywa duży stres czy nawet szok. Na korzyść Garbowskiego przemawia jednak skuteczność - jak na razie nie miał nieudanych kontroli - każda kończyła się wykryciem nieprawidłowości.

W nowej roli kierownika referatu kontroli Jarosław Garbowski dał się poznać pod koniec ubiegłego roku, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Po wyborach wiadomo było, że kojarzona z lewicą dyrektorka MOPS Beata Przyborska nie zagrzeje tam długo miejca. Decyzję o odwołaniu otrzymała 13 grudnia. Tego samego dnia w ośrodku pojawili się miejscy kontrolerzy pod wodzą nowego szefa.

Załoga MOPS przeżyła sporo kontroli. Ta jednak szczególnie wryła się w pamięć. Pracownice, z którymi rozmawialiśmy, wypominały J. Garbowskiemu obcesowe zachowanie. Według tych relacji zdarzało mu się podnosić głos, normą były nagłe wtargnięcia do pokojów.

Jedna z młodych pracownic opowiada, że gdy podeszła do niszczarki ze starymi, nieważnymi dokumentami została gwałtownie powstrzymana przez kontrolera. Gdy zadzwonił służbowy telefon zdymisjonowanej B. Przyborskiej, która jeszcze oficjalnie go nie zdała, Garbowski rzucił się podopbno, by go odebrać. Na pewien czas "internowane" zostały świąteczne paczki dla dzieci. Wiele pracownic musiało składać na żądanie kontrolera pisemne wyjaśnienia.
Kontrola jednak przyniosła rezultaty. Oprócz formalnych uchybień czy niedociągnięć okazało się, że główna księgowa MOPS zdefraudowała 30 tys. zł. Sprawa trafiła do prokuratury.

Nie przesypia nocy
Garbowski nie jest chętny do kontaktów z dziennikarzami. Gdy złapaliśmy go na korytarzu w jednym z zakamarków ratusza, wymawiał się od rozmowy. Tłumaczył się natłokiem zadań i nieprzespanymi nocami. Wygląd Garbowskiego wyróżnia go od innych urzędników. Szczupła, wysportowana sylwetka. Ubiór charakteryzuje specyficzna dla agentów służb specjalnych stonowana elegancja jaką znamy z filmów w rodzaju "Ekstradycji". Obrazu dopełnia charakterystyczne zachowanie. Gdy tłumaczył reporterowi "Expressu", że nie chce udzielać wywiadu, nagle przerwał dykusję, podszedł do balustrady, by sprawdzić czy na wyższej kondygnacji ktoś nie podsłuchuje...

Ostatecznie Garbowski zdecydował się jednak na krótką rozmowę z reporterem.
- Nie zgadzam się z opinią, że w referacie kontroli Urzędu Miasta wprowadziłem metody pracy służb specjalnych. Postępujemy zgodnie z przyjętymi w gminnych jednostkach kontrolnych procedurami - przekonuje. Zaprasza do swojego pokoju, by pokazać, że nie różni się on wyposażeniem od pomieszczeń innych urzędników.

- Jak pan widzi, nie ma tu żadnych specjalnych urządzeń do inwigilacji. Nie werbuję też agentów wśród pracowników. Mam jednak świadomość tego, że ktoś pełniący taką funkcję jak ja nie będzie budził sympatii. To norma w przypadku wszelkich instytucji kontrolnych - mówi.

Jak wspomina kontrolę w MOPS?
- Odnosiłem momentami wrażenie, że przedstawiana jest mi uzgodniona wcześniej wersja. Zdarzały się też, że ta sama osoba raz mówiła tak, a raz inaczej. Dlatego prosiłem o pisemne wyjaśnienia. Dziwią mnie donisienia na temat mojego rzekomo obcesowego zachowania. Już chociażby z tej przyczyny, że pracują tam w większości kobiety, starałem się zachowywać dżentelmeńsko - relacjonuje.

Na koniec zapytaliśmy Garbowskiego jaki jest jego osobisty wkład w obecny sposób funkcjonowania referatu kontroli UM.
- Myślę, że przede wszystkim dociekliwość. Do tego ścisłe przestrzeganie procedur i wymóg znakomitej znajomości prawa i przepisów wobec moich pracowników - zastrzega.

Nasz komentarz
Od 1989 roku w bydgoskim Urządzie Miejskim nie brakowało sytuacji, w których urzędnicy defraudowali publiczne pieniądze, lub łamali prawo w inny sposób. Na przykład dwóch miejskich rewindykatorów wyprowadziło z kasy miasta 400 tys. zł. Z kolei inny młody urzędnik wydziału komunikacji zarejestrował kilkadziesiąt kradzionych, lub sprowadzonych bez cła samochodów. Przykłady te potwierdzają, że w Urzędzie Miejskim potrzebna jest skuteczna wewnętrzna kontrola. Z drugiej jednak strony, czy nie istnieje obawa, że metody pracy przeniesione ze służb specjalnych do samorządu nie doprowadzą do czegoś na kształ miasta policyjnego? Przez rzeczniczkę Beatę Kokoszczyńską przekazaliśmy to pytanie prezydentowi Konstantemu Dombrowiczowi. W odpowiedzi usłyszeliśmy: "Pan Garbowski prowadził w UOP kontrole w instytucjach państwowych i samorządowych w oparciu o przepisy NIK-owskie, a więc w jakiś sposób podobne do tego czym zajmuje się obecnie. Nie należy więc dopatrywać się tu sensacji".

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto