Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Bydgoszczy mamy dzwon-legendę. Pisze o nim Sienkiewicz na kartach "Pana Wołodyjowskiego"

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Dzwonnica katedry, dzwon z Kamieńca.
Dzwonnica katedry, dzwon z Kamieńca. Fot. archiwum UMK
Miasto to nie tylko zabudowa i jej mieszkańcy. To także dziedzictwo kulturowe pokoleń, ślady odciśnięte przez wieki poprzez dotknięcie historii, wybitne postaci i wielkie wydarzenia. Te utrwalone w formie pomników, nazw czy tablic, ale i te istniejące tylko w ludzkiej pamięci. Także i w Bydgoszczy nie brak takich miejsc. Są to miejsca z wyjątkową przeszłością i tradycją, miejsca, które zniknęły z pejzażu miasta, jak i te, po których pozostały tylko legendy...

Zobacz wideo: Wakacyjne pokazy fontanny multimedialnej przed Filharmonią Pomorską w Bydgoszczy

Bydgoska katedra słynie m.in. z gotyckiego obrazu Madonny w ołtarzu głównym i z XVII-wiecznego złotego skarbu znalezionego niedawno pod posadzką podczas prac archeologicznych. Splendoru powinien jej przydawać także unikalny dzwon znajdujący się na wieży, którego pochodzenia i związanej z tym, choć powszechnie obecnej w świadomości Polaków legendy, nie kojarzy praktycznie nikt.

Trzy razy dziennie bydgoszczanie znajdujący się akurat w odpowiednim czasie na starówce mają możliwość posłuchać bicia dzwonu z bydgoskiej katedry, który posiada niezwykłą przeszłość. W dzwonnicy pojawił się dokładnie 98 lat temu. Trafił do Bydgoszczy przez przypadek.

Po 1917 roku na dzwonnicy ówczesnej fary pozostało tylko jedno dzieło sztuki ludwisarskiej. Pozostałe Niemcy zabrali, by je przetopić na cele wojenne. Ówczesny proboszcz Tadeusz Malczewski rozpoczął starania o pozyskanie środków na odlanie nowych dzwonów, ale nie było to łatwe. Rok później do Bydgoszczy dotarła wieść, że właśnie z ZSRR przybył transport zrabowanych w czasie I wojny z ziem polskich dzwonów. Wyładowano je na placu koło kościoła na warszawskiej Pradze. Wracały one stamtąd na swoje poprzednie miejsca. Nieoczekiwanie pojawiła się superata. Według porozumienia zawartego w traktacie ryskim, zwrotowi podlegać miały dzwony z tych miast, które od 1920 roku były w granicach państwa polskiego. Nie wiadomo dlaczego, Rosjanie dostarczyli dodatkowo dwa dzwony z Kamieńca Podolskiego, który pozostał za granicą Rzeczpospolitej.

Proboszczowi Malczewskiemu udało się znaleźć zwolenników wśród najwyższych władz kościelnych i państwowych dla idei przekazania "bezpańskich" dzwonów do Bydgoszczy. Na wieży katedry zawisły one 21 listopada 1923 roku. I wiszą do dziś.

Większy waży 1183 kg, ma około metra wysokości i tyleż średnicy u dołu. Znajduje się na nim tabliczka z inskrypcją łacińską informującą, że w roku 1641 ufundowali go Wojciech Wolskilnus i kanonik Stanisław Rilski dla katedry w Kamieńcu Podolskim. Drugi został odlany prawie sto lat później - dla kościoła Dominikanów w Kamieńcu.

Ten pierwszy to prawdziwa legenda, jeśli chodzi o polskie dzwony. Stworzył ją Henryk Sienkiewicz w trzeciej części Trylogii, "Panu Wołodyjowskim". Dzwon kamieniecki w powieści występuje w scenie składania uroczystej przysięgi przez tytułowego bohatera oraz jego przyjaciela, Ketlinga.

"Rozległy się głosy: - Wszyscy przysięgamy! Jeden na drugim polegniem! Nie upadnie ta twierdza! przysięgamy! przysięgamy! Amen! Amen! Amen! (...) Wtem uderzono we wszystkie dzwony, huknął organ, ksiądz biskup zaintonował: Sub Tuum praesidium - sto głosów zabrzmiało mu w odpowiedzi - i tak modlono się za twierdzę, która była strażnicą chrześcijaństwa i kluczem Rzeczypospolitej."

Ten sam dzwon obwieszczać musiał zapewne powrót wojsk polskich do Kamieńca w 1699. I żegnać polską załogę w 1772 roku, kiedy po pierwszym rozbiorze Kamieniec wraz z okolicą stawał się częścią carskiego imperium.
Kiedy został zdjęty z wieży? Przypuszczalnie miało to miejsce w 1915 roku, kiedy szykowała się niemiecka ofensywa na froncie wschodnim. Car zarządził wówczas masowy wywóz cennych dzieł sztuki z przygranicznych terenów, w tym kościelnych dzwonów. W miarę posuwania się frontu, akcja obejmowała kolejne tereny. Nie chodziło tu o rabunek, ani chęć przetopienia na przysłowiowe armaty, lecz zabezpieczenie przed wpadnięciem w ręce wroga.

Jakie były losy dzwonu, który powinien chyba nosić imię "Wołodyjowskiego" do końca wojny polsko-bolszewickiej - to zadanie dla historyków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto