Prawie dziesięć lat temu Paulina Glazik z Bydgoszczy dostała od taty bilet na kurs tańca. Powiedziała wtedy, że w życiu nie dotknie żadnego chłopca, nie mówiąc o zatańczeniu z nim. W ubiegłą sobotę Paulina wywalczyła wraz ze swoim partnerem z Litwy Vaidotasem Lacitisem tytuł wicemistrzowski w młodzieżowych mistrzostwach świata w tańcach standardowych zorganizowanych w bydgoskiej "Łuczniczce".
"Express": - Jakie to uczucie być wicemistrzynią świata w tańcach?
Paulina Glazik, wicemistrzyni świata: - Przez kilka pierwszych dni w ogóle to do mnie nie docierało. Podobnie zresztą jak do mojego taty. Muszę jednak przyznać, że to bardzo fajne uczucie. Wszyscy do mnie przychodzą i gratulują. Staję się sławna - śmieje się. - Przed zawodami nie myślałam o zajęciu tak dobrego miejsca. Sukcesem był już sam udział w mistrzostwach. Żeby wziąć w nich udział, trzeba było zdobyć tytuł mistrza albo wicemistrza Polski. Kiedy pierwszy raz tańczyłam na mistrzostwach świata, było to w 1999 roku, zajęłam siedemnaste, albo osiemnaste miejsce. Rok później byłam siódma, w kolejnym roku nie tańczyłam w ogóle, a w zeszłym byłam 23.
- Jak zareagowali na tytuł Twoi znajomi?
- Na mistrzostwach zjawiła się cała moja klasa. Byli też uczniowie z innych bydgoskich liceów. Gdy zeszłam z parkietu po półfinale, wszyscy się na mnie rzucili. Śpiewali sto lat i podrzucali mnie do góry. Był też szampan i wielkie bukiety kwiatów. Naprawdę zachowali się super. Podobnie zresztą jak moi nauczyciele.
- Finał oglądała pięciotysięczna publiczność. Jak to jest tańczyć przed tak liczną widownią?
- Nigdy nie tańczyłam przed tak sporą publicznością. Na niektóre turnieje w Niemczech, w których brałam udział, przychodziło dużo ludzi, ale nie aż tak. Dlatego jestem troszkę obyta. W Bydgoszczy czułam coś dziwnego. Nie był to stres, trudno nazwać to uczucie. Byli przecież znajomi i przyjaciele, którzy po raz pierwszy mnie widzieli na parkiecie. To był dla mnie zupełny szok.
- Tańczysz z litewskim partnerem. Jak go poznałaś?
- Gdy okazało się, że Vaidotas nie ma partnerki, tata zadzwonił do niego i umówił mnie z nim. W Polsce nie było partnera, który mógłby ze mną tańczyć na tak wysokim poziomie.
- Jak często trenujecie razem?
- Każdego miesiąca jadę na dwa tygodnie do Wilna. Czasami, gdy jestem w Polsce, Vaidotas przyjeżdża do mnie na tydzień. W najlepszym razie mamy więc tydzień przerwy w treningach, w najgorszym - dwa.
- W jakim języku się porozumiewacie?
- On rozumie, co ja do niego mówię po polsku. Nie potrafi jednak za dużo powiedzieć. Zresztą krzyczy na mnie, gdy mówię do niego w naszym języku ojczystym. Vaidotas mówi do mnie po angielsku, a do mojego taty po rosyjsku. Znam kilka zwrotów po litewsku, ale ten język jest dla mnie zbyt trudny.
- W jaki sposób przygotowywałaś się do mistrzostw?
- Rano razem z moim partnerem biegaliśmy. Raz w tygodniu chodziliśmy do klubu sportowego, by wzmocnić mięśnie. O 12. zaczynaliśmy trening na parkiecie. Trwał trzy godziny. Po obiedzie znowu na parkiet i znowu trzy godziny tańca.
- Jak sobie radzisz ze szkołą?
- Po zawodach byłam kilka dni w szkole i mam już mnóstwo materiału do opanowania. Myślę, że w weekend będę musiała przysiąść nad książkami. Nauczyciele wymagają ode mnie znajomości tego samego materiału, co od innych. Idą mi jednak na rękę i gdy mam jakiś turniej, mogę zaliczyć sprawdzian w innym terminie.
- Kiedy zaczęłaś tańczyć?
- W grudniu 1994 roku. Kilka dni wcześniej dostałam od taty bilet na kurs tańca. Zmusił mnie prawie siłą, żebym tam poszła. Powiedziałam wtedy, że w życiu nie dotknę żadnego chłopaka. Po kilku lekcjach atmosfera na kursie bardzo się ociepliła. Spodobało mi się. Prawie od początku wiedziałam, że chcę w przyszłości zająć się tańcem bardziej poważnie.
- Dziękuję za rozmowę.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?