Ponieważ zawodowo zajmuję się grą na organach - postanowiłem odpowiedzieć na ogłoszenie zamieszczone w znanym portalu ogłoszeniowym. Kontakt bezpośredni z proboszczem. Dzwonię ... Mało zachęcające "słucham" po drugiej stronie - dało mi do zrozumienia, iż pewnie przeszkodziłem w jakichś ważnych czynnościach. Wyłuszczenie przeze mnie tematu rozmowy również nie pozwala na obniżenie napięcia.
Na początek dowiaduję się, że mieszkam w niewłaściwej dzielnicy, gdyż ... mam za daleko do centrum (?) Następnie pada ciekawe pytanie: czy ma Pan rodzinę. Kiedy odpowiadam, że owszem - otrzymuje komunikat: "no, z tego zajęcia się Pan nie wyżywi" Odpowiadam, że owszem, nie spodziewam się pensji dyrektora i pytam o warunki finansowe. Następuje wykrętna odpowiedź i dalsza indagacja: "czym się pan zajmuje?" Odpowiadam, że pracuję przy obsłudze wesel. "A, to znaczy, że w niedziele jest Pan pijany ..." - pada komentarz, coraz bardziej już zadowolonego z siebie pro-bufona. Odpowiadam, że nie wszyscy piją w czasie pracy i pytam czy dalsza rozmowa ma sens? Dowiaduję się, że - EWENTUALNIE - mogę próbować "łapać" wielebnego co drugi dzień w kancelarii parafialnej miedzy godz. 9:00 a 9:30.
No cóż - przyzwyczailiśmy się już do tego, że rozmowa kwalifikacyjna w dobie bezrobocia ma za zadanie w jasny sposób wskazać potencjalnemu pracownikowi, że może ewentualnie grzecznie poprosić o pracę i cieszyć się, jeśli w ogóle zostanie przyjęty. Tylko - proszę księdza dobrodzieja - trochę kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A czasem - może nawet pomóc. Ot chociażby - w zdobywaniu dobrej opinii dla instytucji, którą się reprezentuje. Z Panem Bogiem ...
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?