Sycowska Częstochowa
Do Kościoła w św. Marku przybywają tłumy z całej Polski. To wyjątkowe miejsce nazywane jest Sycowską Częstochową, leży na wzgórzu nazywanym przed wojną Markusberg. Do świątyni prowadzi Droga Krzyżowa, upamiętniona kapliczkami. To m.in. sprawia, że miejsce jest wyjątkowe w regionie. Tuż obok kościółka znajduje się cmentarz ewangelicki z drewnianymi nagrobkami z XVIII i XIX wieku. Wśród nich jest nagrobek miejscowego kronikarza – Josepha Franzkowskiego.
Towarzystwo Św. Marka na swojej stronie publikuje legendy związane z kościołem.
Oto niektóre z nich:
Jak dzwon z kościoła św. Marka przestraszył złodzieja
Dawno temu, w pewną ciemną, burzliwą noc, biedny chłop z Komorowa przyszedł na zbocze Markowego wzgórza, aby podkraść siana, które stało tam w kopkach. Chłop naładował już był siana w przyniesioną ze sobą płachtę i zamierzał, czym prędzej, uciec stamtąd ze swoim łupem, gdy nagle, pośrodku nocy, odezwał się dzwon na kościele św. Marka. Przestraszony złodziej porzucił płachtę z sianem i co sił w nogach pobiegł z powrotem do wsi. Uznał on sygnał dzwonu za głos Bożej przestrogi i złożył mocne postanowienie - nie sięgać już nigdy więcej po cudze mienie.
Legenda o cudownym ocaleniu kościółka św. Marka
Gdy w niedzielny styczniowy wieczór (1945) radzieccy żołnierze wkroczyli do Sycowa, mieszkańcy położonej na wzgórzu pobliskiej Słupi przez kilka nocy oglądali unoszące się nad miastem łuny pożarów. Słupy ognia unosiły się też na wzgórzu Świętego Marka, więc okoliczni mieszkańcy snuli najgorsze domysły. Nikt jednak nie wiedział, co się tam na prawdę dzieje. Tylko nieliczni mieli odwagę przedostać się do miasta i przynosili stamtąd przerażające wieści, że na ulicach leżą trupy, że płonie książęcy zamek i że spłonęło już wiele domów. Te odstraszające wiadomości dotarły do Bralina i dalszych okolic znacznie później. Mówiono też, że drewniany kościółek na wzgórzu Św. Marka, do którego bralinianie co roku podążali z „przysiężną” pielgrzymką, stał się „strażnicą” i noclegownią radzieckich żołnierzy i ich koni, że zalega tam nawóz, barłóg i materace. Opowiadano, że czerwonoarmiści rozpalali w drewnianym kościółku ognisko i raczyli się bimbrem z pobliskiej komorowskiej gorzelni. Po tych opowieściach słuchacze nabierali przekonania, że bez Bożej pomocy i wstawiennictwa św. Marka kaplica ta by się nie ostała.
I tak w okolicy Sycowa i Bralina zrodziła się pierwsza legenda o cudownym ocaleniu kościółka, że to św. Marek wysłał anioła, a ten na tlące się jeszcze ognisko rzucił stułę, która je zgasiła, a sama się nie spaliła.
Natomiast wierni z Bukowiny Sycowskiej słyszeli, że św. Marek rzucił kosztowny ornat na ognisko i w ten sposób ugasił pożar. Wszyscy dawni pątnicy nadal wierzą w to cudowne ocalenie kościółka przez jego patrona - św. Marka Ewangelistę.
Festiwal podróżniczy za horyzontem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?