Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gościmy animacje [Festiwal Animowanych Filmów Krótkometrażowych]

Redakcja
mat. prasowe
Mimo że większości prac można doszukać się w Internecie – prace udostępniają sami autorzy – Festiwal Animowanych Filmów Krótkometrażowych i tym razem cieszył się dużą popularnością.

Nie zabrakło widzów oraz gości. Zgodnie z zapowiedzią w Cafe Pianola zjawili się Michał Mróz i Andrzej Jobczyk, z którymi po seansie rozmawiała Mona – Monika Grabarek. Ostatni piątek poświęcony został twórczości młodych i zdolnych, a Michał z Andrzejem wzięli na swoje barki odpowiedzialność za reprezentację u nas młodego pokolenia twórców.

Kto śledził i poprzednie relacje z festiwalu, zapewne zwrócił uwagę na mojego małego fioła na punkcie kanapy na piętrze. Aby zachować tradycję, teraz też o niej wspomnę, ukrywać jednak nie mam zamiaru, że oficjalnie - brzydko mówiąc - poddaję się. Polubiłam już towarzystwo fortepianu „Basselie”, z zazdrością patrzącego jak zajadam się żelkami.

Z racji jednak tego, że przybyłam znowu pół godziny przed czasem, miałam okazję poobserwować zjawiającą się tłumnie publikę. Przekrojowo różną, choć najwięcej młodzieży i dwudziestoparolatków. Znalazł się jednak i bardzo młody widz, którego interesowało wszystko, łącznie z kablami w suficie. Wstyd się przyznać, ale ja też dałam się nim porwać i oczami wyobraźni zobaczyłam miliony kolorowych nitek kłębiących się pod białymi kasetonami. Gdy tylko oderwałam od nich wzrok, z kolei pan w sile wieku z nad wyraz bujnym wąsem, trwając w piętnastominutowym bezruchu, narażał moje poczucie rzeczywistości na szwank. Na ziemię sprowadzili mnie „Krzyżacy” z nieukrywaną ulgą chowani do torebki, gdy tylko wybiła godzina dziewiętnasta. Byli tacy, co spędzili seans w miłosnym uścisku, ale i tacy, którzy z racji obowiązków służbowych musieli z niego zrezygnować. Jedni przyszli grupowo, inni samotnie. Było różnorodnie.

Piszę o tym nie bez powodu. Gdyby ktoś się zastanawiał, czy jest to festiwal dla niego, odpowiem mu: tak, jest on dla każdego. A poza tym podobnie jak publika, różnorodne były animacje. Kiedy jednak byłam w trakcie pisania kilku słów o każdym tytule, uderzyło mnie coś najbardziej oczywistego: największą zaletą każdej z tych animacji był pomysł.

Pokazano 11 animacji. Pozwoliłam je sobie odszukać w Internecie dla tych, którzy przyjść nie mogli, lub dla tych, których po prostu temat zainteresuje. Są to często niezależne i starsze produkcje, więc – bez obawy – dzielą się nimi sami twórcy.

Jednej tylko animacji nie udało mi się odszukać, Jest nią „Czarnobiałe” P. Ziółkowskiej. Powiedziałabym od siebie, że jest to opowieść o podróży między dwoma światami pełnych gwiazd, które chciałoby się zachować dla siebie. Z rzeczy przyziemnych, nie każdy pewnie wie, ale praca ta została nagrodzona na Festiwalu Camera Obscura.

Odszukać się udało animacje Michała Sochy: „Koncert”, „Fish” i „Odlot”, ale tylko na

oficjalnej stronie

twórcy. Z tych trzech animacji, wyróżniłabym „Odlot”. Mogłoby się wydawać, że po prostu obrazuje nierozwagę mitologicznego Ikara. Myślę jednak, że wielu bez większego problemu odkryje nawiązanie do zupełnie innego wymiaru odlotu.

Teza - T. Cechowski

„Tezę” Cechowskiego wielu już pewnie widziało. Obrazuje ona dość częsty przypadek udowadniania przez naukowców jakiś absurdalnych, często oczywistych tez, godnych Antynobla. Tym razem rosyjscy naukowcy odkrywają nerw łączący oko z pupą. Ponad 250 tys. wejść jest jak najbardziej uzasadnione.

Smile - Wasilewski

Wysoko ulokowałabym też „Smile” Wasilewskiego. Tu animacja 3D jest dużo uboższa, ale pomysł był – niewiele wyolbrzymiając – genialny. Opowieść o człowieku, który musi stawić czoła okrutnej komisji, której celem jest zmuszenie go do uśmiechu.

Wywijas - Andrzej Jobczyk

Wśród faworytów wymieniłabym też „Wywijasa” Andrzej Jobczyka. Wszystko zaczyna się od zwykłej skarpetki, po której przychodzi czas na następne rzeczy. Myślę, że swój udział w mojej ocenie ma obecność Andrzeja, który starał się wytłumaczyć złożoność fizycznych i geometrycznych procesów w tym filmie.

Sztuczki (Tricks) - Jakub Kaminski

Na podobnej zasadzie, choć dalekiej od uzasadnień logicznych, powstały „Sztuczki” Kamińskiego. Nawet estetyka animacji jest podobna. Tym razem główny bohater niczego nie wywija, tylko odkrywa, że jego palec powodować może zniknięcie każdego przedmiotu. Co z tych sztuczek, wyniknie, można się chyba domyśleć… albo obejrzeć.

„‘nstaCharge” - I. Choromański

„`nastaCharge” Igora Choromańskiego okazało się miłym oderwanim od rzeczywistości, choć pozostawia po sobie męczące pytanie: o co tu chodzi?

Zgrzyt - Michał Mróz

Dla mnie największym wydarzeniem był premierowy pokaz „Zgrzyta”. Nie będę ukrywać, że był dla mnie jedyną pozycją, której nie widziałam jeszcze w przeszłości. Film zachował „mrozowy” styl. Nie do końca idealny Zgrzyt, pełen wad, ciągle się potykający, nie potrafi odnaleźć się w zastanej rzeczywistości. Nadchodzi jednak dzień, w którym postanawia wziąć się za siebie, dopracować i określić. Co z tego wyniknie? Warto samemu odkryć, od kogo Zgrzyt dostał swoje serce i do kogo ono trafi.

Po wyświetleniu wszystkich filmów, odbyła się krótka rozmowa z twórcami. Przyznam się szczerze, że błądząc myślami w ten mocno zabłąkany dzień, zapomniałam sobie, by ważniejsze wypowiedzi zanotować. Będę więc tylko polegać na mojej pamięci-staruszce.

Najsilniej utkwił mi w niej Andrzej Jobczyk ze swym niebywałym dystansem do siebie. Szczególnie „kupił mnie”, gdy przyznał się, że w wolnych chwilach, jako że na studiach musi oglądać non stop tak zwane kino ambitne, lubi spędzić wieczór przy kinie klasy B, jak np. „Zły mózg z kosmosu”. Również zabawne, czego bym pewnie nie była w stanie powtórzyć nawet gdybym notowała, były wypowiedzi Andrzeja o tym, skąd się wziął pomysł dla jego „Wywijasa”. Fizyka, matematyka, geometria, co by było gdyby człowiek zamienił się z przestrzenią miejscami, jakieś sześciany, teorie i założenia. Nikt z widowni nie ukrywał, że niewiele z tego rozumie. Również ewentualny pomysł na kolejną animację Andrzeja jest wręcz nie do opisania. Chodzi mniej więcej o coś takiego – o ile dobrze kombinuję, że dzięki jakiemuś algorytmowi, animacja mogłaby żyć własnym życiem. Brzmiało wyjątkowo mądrze.

Nie zawiódł też Michał Mróz. Nie ma on filmowego wykształcenia, więc nie stroni od kina ambitnego, chętnie zagłębia się w czeską animację, a jego pewnego rodzaju wzorem jest Charlie Chaplin. Potrafił on zawrzeć w czymś śmiesznym pewien tragizm, czym najbardziej imponuje Michałowi. Dowiedzieć się też było można, że minuta animacji w przypadku Michała powstaje przez miesiąc, na co wielu zareagowało cichym współczującym westchnięciem. Sam twórca jednak zapewniał, że sprawia mu to wielką przyjemność.

Spotkanie było wyjątkowo krótkie, bo trwało ledwie ponad godzinę, więc sama się dziwię objętości do jakiej urosła ta relacja. Wygląda na to, że animacje młodych twórców zdały egzamin na 5 z plusem.

W przyszły piątek ostatnia odsłona festiwalu. Organizatorzy przewidzieli na ten dzień między innymi oscarowego „Piotrusia i wilka”, czy nominowaną do Oskara „Madame Tutlii-Putli" i… to już temat na kolejny artykuł.


Festiwal Animowanych Filmów Krótkometrażowych
4, 11, 18 i 25 lutego 2011 r., Café Pianola, godzina 19
wstęp WOLNY


od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto