Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adopcja. Fakty i mity

Redakcja
Osoby adoptujące dzieci to ludzie bezdzietni, zamożni i rodzice drugiej kategorii. Na pewno nigdy nie powiedzą swojemu dziecku, że jest adoptowane. Będzie to najściślej chroniony rodzinny sekret. Muszą być koniecznie małżeństwem, a na adopcję czeka się latami. W puli dzieci do adopcji znajdują się maluchy z patologicznych rodzin, chore lub upośledzone w różnym stopniu. Nie dość tego, adopcja to pewne ryzyko, że dziecko w genach odziedziczy zły charakter, nikt go przecież nie chciał. Nie ma mowy o własnych preferencjach dotyczących płci i wieku dziecka, bo ośrodek adopcyjny sam to sugeruje. Do tego przeprowadza skrupulatny wywiad środowiskowy, narzuca niezapowiedziane kontrole, przepytuje współpracowników w zakładzie pracy i sąsiadów. Ciężko jest przejść przez sito kwalifikacyjne, a szkolenie kandydatów na opiekunów zastępczych i rodziców adopcyjnych są trudne i zniechęcające. To najważniejsze z funkcjonujących stereotypów na temat adopcji. Na podstawie rozmów z kandydatami na rodziców adopcyjnych, osób, które przeszły przez proces przysposobienia, dostępnej literatury i konsultacji merytorycznej z pracownikami Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego warto zweryfikować istniejące przesądy.

Chyba najpowszechniej panującym mitem około adopcyjnym jest przeświadczenie o statusie małżeństwa. Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy stanowi natomiast o tym, że „Przysposobić może osoba mająca pełną zdolność do czynności prawnych, jeżeli jej kwalifikacje osobiste uzasadniają przekonanie, że będzie należycie wywiązywała się z obowiązków przysposabiającego” (art. 114.1. § 1). Tak mówi ustawa i praktyka funkcjonowania ośrodków adopcyjnych. Na przykład w grupie szkoleniowej bydgoskiego Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego, z grudnia 2008 roku, wśród 9 par była jedna samotna osoba, która w styczniu tego roku otrzymała propozycję adopcji jako trzecia z kolei. Dzieje się tak, ponieważ wiodącym kryterium jest dobro dziecka, co w praktyce oznacza, że potencjał rodzica dopasowuje się do potrzeb dziecka. Jeśli na przykład 2-letni Wojtek ma nie leczoną koślawość kolan i kostek, a kurs adopcyjny skończyło małżeństwo ortopedów, to w pierwszej kolejności właśnie oni dowiedzą się o niezaspokojonej potrzebie chłopca i otrzymają propozycję adopcyjną. Analogicznie, dziecko ciemnoskóre prawdopodobnie trafi do silnych, mądrych i umiejących obronić swoje stanowisko kandydatów na rodziców, a wykorzystywana seksualnie dziewczynka z miasta wyjedzie do innej odległej miejscowości, byle dalej od dotychczasowych opiekunów. Równoważne prawo do adopcji mają w ośrodkach adopcyjnych małżeństwa, osoby bezdzietne, samotne i posiadające już dzieci.

Rodzice adopcyjni powinni być w odpowiednim wieku (co najmniej 18 lat różnicy między rodzicami a dzieckiem i zwyczajowo nie więcej niż 40 lat różnicy), co odpowiada także pozaadopcyjnym standardom. Podobnie, muszą mieć taką sytuację zawodową i majątkową, która zapewni dziecku dobre warunki materialne. Jest to sytuacja spotykana w rodzinach biologicznych – też nie kupimy dziecku butów na zimę, jeśli nie będzie pracowało przynajmniej jedno z rodziców, dlatego jednym z wymaganych dokumentów jest zaświadczenie o zarobkach i/lub PIT. Wskaźnikiem „zamożności” są dla nas kompetencje rodziców adopcyjnych, czyli wiedza i umiejętności, których potrzebują, aby spełnić określoną rolę w procesie adopcyjnym – mówią na szkoleniu pracownicy ośrodka. W ich oczach są to rodzice równorzędni rodzicom biologicznym, bogatsi o nasz podziw i szacunek dla umiejętności pokochania kogoś, kto nie jest częścią ich samych. Podobne postrzeganie zauważamy w kontaktach społecznych. Znam takie matki i ojców adopcyjnych, którzy spotykają się z uznaniem w swoim środowisku, otrzymują informację zwrotną w postaci poważania, chęci bezinteresownej pomocy i wsparcia różnego rodzaju.
Przywołana wcześniej samotna osoba czekała na pełną adopcję rok, licząc od momentu ukończenia szkolenia i uzyskania kwalifikacji do pełnienia funkcji matki adopcyjnej. Standardowy czas oczekiwania waha się bowiem od roku do dwu lat i jest odwrotnie proporcjonalny do liczby dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, płci dziecka, jakie pragną przyjąć rodzice, a przede wszystkim zaspokojenia potrzeb opieki nad dzieckiem właśnie takiej określonej rodziny. Już na wstępnym etapie procesu adopcyjnego kandydaci określają pożądany wiek, płeć dziecka i oczekiwania dotyczące jego zdrowia. Te preferencje są bezwzględnie honorowane przez Komisję Kwalifikacyjną, chociaż zdarzają się przypadki całkowitej zmiany tych priorytetów, przy pełnej aprobacie rodziców adopcyjnych.

Kolejną kalką myślową jest wnikliwy wywiad przeprowadzany przez ośrodek w kręgu kandydata na rodzica adopcyjnego. Przepytane przeze mnie osoby, które ukończyły taki proces mówią o dwóch spotkaniach z pracownikami ośrodka w swoim domu. Pierwsze następuje po złożeniu kompletu dokumentów i badaniach psychologicznych, a przed oceną Komisji Kwalifikacyjnej i skierowaniem na szkolenie. Pracownik ośrodka odwiedza rodzinę w ich domu. Wizyta ma na celu sprawdzenie warunków bytowych i bliższe poznanie rodziny. Drugie spotkanie ma miejsce na etapie powierzenia przyszłym rodzicom adopcyjnym pieczy nad dzieckiem na czas postępowania sądowego i pozwalają na zaobserwowanie tworzącej się więzi emocjonalnej między nimi. Procedura procesu adopcyjnego jest maksymalnie uproszczona i skrócona w czasie, chociaż zależna od danego ośrodka adopcyjnego. Ośrodki mają podobne wymagania, jakie stawia się rodzicom biologicznym. Samo szkolenie trwa od 2 do 9 miesięcy, w zależności od stosowanego programu nauczania. W Bydgoszczy jest to 3-miesięczny PRIDE, w Szczecińskim Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym Fundacji „Mam dom” to program „Dziecko czeka” i trwa 2 miesiące itd. Są to programy funkcjonujące od kilkunastu lat, przyjazne kandydatom, mające na celu dostarczenia źródła informacji i pomocy, zweryfikowanie wiedzy i umiejętności. Z rozmowy z uczestnikami kursu PRIDE wynika, że był on dla nich wzmocnieniem i dodatkowym potwierdzeniem dokonanego wyboru.

Niebezpiecznym stereotypem jest powszechnie panujące przekonanie o wrodzonej skazie dzieci adoptowanych. Ponieważ teza ta nie ma osadzenia ani w rzeczywistości ani w statystykach zachęcam do rozejrzenia się wśród naszych znajomych, porządnych ludzi, których dziecko jest agresywne, kradnie, chronicznie kłamie, używa przemocy, zażywa narkotyki czy pije alkohol w młodocianym wieku. Jak to możliwe, przecież to ich rodzone dzieci?! Właśnie tak wygląda rachunek prawdopodobieństwa urodzenia/adoptowania dziecka „złego” i „dobrego”. Trawestując powiedzenie Forresta Gumpa „adopcja jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo na co się trafi”.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


Swoimi doświadczeniami adopcyjnymi podzielili się ze mną Hania (38 l.) i Artur (32 l.) – rodzice 17-miesięcznej Julki, Justyna (37 l.) i Ryszard (41 l.) – rodzice 3-letniej Angeliki i 6-letniej Agnieszki, Lidka (40 l.) – mama 4-miesięcznego Leona.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto